- W nocy z 9 na 10 września, gdy trwał atak Rosji na Ukrainę, polska przestrzeń powietrzna została "wielokrotnie naruszona" przez rosyjskie drony. Część z nich została zestrzelona, trwają poszukiwania szczątków. Co wiemy?
- Czosnówka, Wyryki-Wola, Cześniki, Wohyń i Krzywowierzba-Kolonia - na terenie tych miejscowości w województwie lubelskim odnaleziono szczątki dronów. Elementy zestrzelonych maszyn znaleziono też w Mniszkowie (Łódzkie) i w miejscowości Oleśno (Warmińsko-Mazurskie). W miejscowości Wyhalew (Lubelskie) zlokalizowano szczątki pocisku "niewiadomego pochodzenia". Sztab Generalny Wojska Polskiego wskazał, co robić w przypadku odnalezienia zestrzelonych obiektów.
- Osoby przebywające na terenie siedmiu województw otrzymały informację od Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.
- Jak w takiej sytuacji rządzący powinni komunikować się z obywatelami? Pytamy ekspertów, czy władza zdała egzamin z komunikacji kryzysowej.
- Wrzucenie kilkunastu dronów w polską przestrzeń powietrzną było nie tylko testem naszych zdolności obronnych w sensie militarnym, ale też testem naszych zdolności komunikacyjnych i zarządzania kryzysem - mówi nam Paweł Prus, ekspert ds. dezinformacji w medialnym think tanku Instytut Zamenhofa, członek Rady Odporności przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych, której celem jest wzmacnianie odporności społecznej na dezinformację międzynarodową oraz opracowywanie opinii i rekomendacji dotyczących działań w tym obszarze.
- Reakcja państwa na sytuację z nocy była na pewno bardzo uważnie obserwowana z zewnątrz: obserwowano, w jaki sposób zachowają się polskie instytucje, w jaki sposób zachowa się klasa polityczna, czy będzie na przykład dalej się kłócić i wzajemnie oskarżać, czy jednak będzie w stanie współpracować w obliczu takiego zagrożenia, czy instytucjom uda się jakby komunikacyjnie zapanować nad kryzysem i nie dopuścić do paniki - podkreśla Prus.
Scenariusze trzeba przygotować wcześniej
- W komunikacji między rządem a społeczeństwem, zwłaszcza w takich kryzysowych sytuacjach, najważniejsze są trzy rzeczy - mówi TVN24+ Robert Pszczel, dyplomata, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, były dyrektor Biura Informacji NATO w Moskwie. - Pierwsza to oczywiście wiarygodność. Nie można podawać informacji niesprawdzonych. Druga rzecz to koordynacja i podział obowiązków. Trzecia rzecz to tempo. Oczywiście nie kosztem wiarygodności, bo jeśli rządowa komunikacja, kolokwialnie mówiąc, prześpi sprawę, to ludzie zaczną korzystać z różnych niesprawdzonych źródeł, a to jest prosta droga do ulegania dezinformacji. A jeśli sprawy dotyczą jeszcze kwestii międzynarodowych, to już jest gra na wielu fortepianach - precyzuje.
Jego zdaniem komunikacja z obywatelami zadziałała w środę dobrze. Natomiast, jak mówi, informowanie obywateli nie może się kończyć na jednym czy drugim komunikacie. To musi być aktualizacja najważniejszych informacji wraz z rozwojem wydarzeń.
- Polityka informacyjna nie funkcjonuje w próżni. Nie ma jednego wzoru dla władz państwa i rzeczników, że zdarza się taka sytuacja, więc reagujemy tak i tak. Każdy przypadek jest inny. Czasami strona rządząca uzna, że w danym przypadku najlepszy będzie szczegółowy komunikat, w innym - choćby ze względów bezpieczeństwa - informacja będzie dużo bardziej lakoniczna - opisuje Pszczel.
Bardziej krytyczny jest Paweł Prus.
- Żelazną zasadą komunikacji w kryzysie jest to, że trzeba umieć przewidywać wcześniej różne niekorzystne scenariusze i być do komunikacji kryzysowej przygotowanym - mówi ekspert.