To byłby ewenement na skalę wszechświatową, gdyby za oszczędne gospodarowanie prawdą stawiano przed Trybunałem Stanu - tak Ludwik Dorn podsumował wnioski raportu Ryszarda Kalisza, który chce postawić Zbigniewa Ziobrę przed TS m.in. za okłamywanie Sejmu. - Gdybyśmy przyzwolili na kłamanie przed parlamentem, kontrola nad rządem byłaby iluzoryczna - odpowiadał Kalisz.
Politycy w "Rozmowie bardzo politycznej" byli pytani o dwa raporty, które podsumowały długie miesiące pracy komisji śledczych. Raport Ryszarda Kalisza, przewodniczącego komisji ds. śmierci Barbary Blidy wnioskuje o postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę. Z kolei raport Andrzeja Czumy z komisji naciskowej stanowi, że nie ma podstaw do stwierdzenia, aby w latach 2005-2007 "istniał mechanizm umożliwiający naciski”.
"Nie było nielegalnych nacisków"
- Czuma wyraźnie powiedział, że nie znalazł nacisków w zakresie działania swojej komisji – zaznaczył Kalisz. - Ale dochodzenie do prawdy nie jest takie proste. Nikt nigdy się nie przyzna „ja naciskałem”, ale poprzez łącznie dokumentów, analizę zeznań tworzy się logiczny ciąg poszlak. Czuma nie ma do tego doświadczenia i umiejętności – uważa Kalisz.
Raportu Czumy bronił Ludwik Dorn. - Czuma stwierdził prawdę. Nie było nielegalnych nacisków. Były naciski, ale takie jak w każdym rządzie. Premier mnie naciskał, aż powiedziałem, że mam dość i składam dymisję, ale to normalny mechanizm polityczny, nie ma nic wspólnego z łamaniem prawa – powiedział.
Trzy czwarte byłych ministrów przed TS?
Skrytykował za to raport Kalisza za to, że „czyni on delikt konstytucyjny (naruszenie konstytucji, red.) z zarzutów o charakterze polityczno-publicystycznym”. - To propozycje dość groteskowe. Można dyskutować o tym, że minister Ziobro, powiedzmy, oszczędnie gospodarował prawdą przemawiając przed Sejmem pod koniec kwietnia 2007 roku. Na co ja powiem: gdyby to był delikt konstytucyjny, to co najmniej trzy czwarte byłych ministrów powinno się postawić przed Trybunałem Stanu - przekonywał Dorn.
Kalisz bronił się mówiąc, że „jest tam (w raporcie, red.) trochę publicystyki prawnej”, ale dlatego, że chciał, by „było to do czytania”. – Gdybyśmy przyzwolili na kłamanie przed parlamentem, kontrola nad rządem byłaby iluzoryczna, bo każdy minister mógłby przyjść i nakłamać – argumentował.
"Pytany wprost nie skłamałem"
Pytany, czy „oszczędne gospodarowanie prawdą” nie jest domeną wszystkich polityków, Dorn odparł: - Wszystkich jak wszystkich, nigdy pytany wprost nie skłamałem. Czasem mówiłem prawdę i tylko prawdę, ale nie cała prawdę. To byłby ewenement na skalę wszechświatową, gdyby za oszczędne gospodarowanie prawdą stawiano przed Trybunałem Stanu – dodał.
Według raportu Kalisza były minister sprawiedliwości miał okłamać Sejm, gdy po śmierci Barbary Blidy przedstawiał okoliczności sprawy. Utrzymywał wtedy, że o wszystkim dowiedział się tego samego dnia oraz że winna była sama Blida.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24