- Otworzyli radiowóz i powiedzieli, że jedziemy na komendę. Nie dojechaliśmy na komendę policji i użyli przeciw mnie gazu, potem co jakiś czas używali przeciwko mnie agresji i gazu, żebym podpisał te ich dokumenty - mówił TVN24 20-letni Grzegorz Milczarek, który miał zostać pobity przez Straż Miejską ze Szczecinka.
- Po jakimś czasie, jak już dostałem gazu i już się tam dusiłem, to zgodziłem się podpisać te dokumenty. Podpisałem te dokumenty, odwieźli mnie pod szpital i sobie odjechali - mówi poszkodowany. - Do tej pory, nawet po całej interwencji, nie dowiedziałem się, jakie to dokumenty były. Nie mam pojęcia, co miałem podpisać - dodaje.
"Surowe konsekwencje"
Informację o pobiciu 20-latka jako pierwszy podał tygodnik "Temat Szczeciniecki" na swojej stornie internetowej. Do interwencji Straży Miejskiej podczas której pobity miał zostać Grzegorz Milczarek doszło 3 października.
Śledztwo w tej sprawie na zlecenie prokuratury prowadzi Komenda Powiatowa Policji w Szczecinku.
Komendant Straży Miejskiej w Szczecinku, Grzegorz Grondys, zapowiedział, że wobec jego podwładnych - o ile potwierdzą się zarzuty - zostaną wyciągnięte "surowe konsekwencje".
Autor: dln\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24