Generał Paweł B. zaniżył "stopień zagrożenia" wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku i Katyniu. Zdecydował także by na lotnisku Siewiernyj nie czekał na nich funkcjonariusz BOR. To tylko dwa, z kilkunastu przestępstw, o które prokuratora oskarża byłego wiceszefa Biura.
Prokuratura w poniedziałek skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko 45 - letniemu generałowi B. Oskarżyciele zarzucili mu niedopełnienie obowiązków. Jako wiceszef BOR odpowiedał m.in. za nadzorowanie ochrony najważniejszych osób w państwie przez funkcjonariuszy Biura. Zdaniem prokuratury generał popełnił przestępstwo swoim decyzjami przy okazji ochrony wizyt Donalda Tuska (7 kwietnia) i Lecha Kaczyńskiego (10 kwietnia) w Smoleńsku i Katyniu.
Aż pięć stron w akcie oskarżenie przeciwko Pawłowi B. zajmuje lista zarzucanych mu przez prokuratora czynów. Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga udostępniła je tvn24.pl. Nie poznaliśmy jednak uzasadnienia oskarżenia ani listy dowodów przeciwko byłemu wiceszefowi BOR. Te zostały utajnione.
Zaniżone zagrożenie premiera i prezydenta
Listę zarzutów wobec B. można podzielić na dwie grupy. Pierwsza dotyczy błędów i nieprawidłowości w przygotowaniach BOR-u do ochrony obu wizyt. Zdaniem prokuratury generał miał ocenić, że premierowi i prezydentowi nie grozi duże niebezpieczeństwo. Dlatego w akcie oskarżenia czytamy, że Paweł B. "bezpodstawnie zaniżył kategorie zabezpieczenia obydwu wizyt" i "zatwierdził nienależyty, tj. zaniżony stopień zagrożenia obydwu wizyt". Obowiązkiem generała miało być także skontrolowanie i zatwierdzenie planu ochrony Tuska 7 kwietnia. Zdaniem prokuratorów B. tego nie uczynił.
Ochrona Tuska i prezydenckiej pary poniżej norm
Plan zabezpieczenia wizyty premiera "został sporządzony w rażącej sprzeczności z obowiązującymi przepisami i posiadał braki, uniemożliwiające właściwe zabezpieczenie wizyty". Plan ochrony Marii i Lecha Kaczyńskich był także, zdaniem śledczych, skandalicznie przygotowany, "w rażącej sprzeczności z obowiązującymi przepisami, posiadający braki, uniemożliwiający właściwe zabezpieczenie wizyty". Mimo to, generał B. plan ten zatwierdził. Zdaniem prokuratury powinien go odrzucić.
Chaos w BOR
B. nie wyznaczył w BOR dowódców "zabezpieczenia obydwu wizyt". Zdaniem prokuratury wprowadziło to chaos w planowaniu w jaki sposób Biuro ma chronić premiera i prezydenta. Tym bardziej, że generał nie wyznaczając dowódców sam nie podjął się dowodzenia grupami chroniącymi Tuska i Kaczyńskiego. Skutkiem tego - w ocenie prokuratury - był brak "rekonesansu" czyli sprawdzenia przez BOR bezpieczeństwa na lotnisku Siewiernyj, nie przeprowadzenia poszukiwania ewentulnych ładunków wybuchowych, które mogłyby zostać podłożone na płycie lotniska przed lądowaniem samolotu z premierem czy z prezydentem.
Premier i prezydent pod opieką Rosjan
BOR oddał ochronę premiera i prezydenta stronie rosyjskiej. Ale Biuro nie dowiedziało się jak Rosjanie mają zamiar ich ochraniać. Zdaniem oskarżycieli powinien tego dopilnować generał B. Oskarżony nie zorganizował też łączności pomiędzy "borowikami" bezpośrednio towarzyszącymi Tuskowi i Kaczyńskiemu, a funkcjonariuszami, którzy czekali na nich na terenie katyńskiego cmentarza oraz z Centrum Kierowania BOR.
Funkcjonariusz nie czekał na lotnisku
Druga grupa zarzutów to zaniechania i błędy popełnione przez BOR w trakcie ochraniania wizyt premiera i prezydenta. Najważniejszym z prokuratorskich zarzutów jest brak wyznaczenia przez B. oficera BOR, który na płycie lotniska "Siewiernyj" czekałby na premiera 7 kwietnia, a na prezydenta trzy dni później. Gdyby taki funkcjonariusz tam był i miał łączność z bezpośrednią ochroną Tuska i Kaczyńskiego, to mógłby ich ostrzec o ewentualnym, grożącym im niebezpieczeństwie. Nie można wykluczyć, że "borowik" mógłby także zwyczajnie poinformować swoich kolegów z ochrony prezydenta o złej pogodzie na lotnisku.
Na szkodę premiera i prezydenckiej pary
Podsumowując listę błędów i nieprawidłowości prokuratorzy stwierdzili, że zachowanie B. "skutkowało znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób". W akcie oskarżenia czytamy, że generał "działał na szkodę interesu publicznego tj. zapewnienia ochrony Prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej i Prezesowi Rady Ministrów i interesu prywatnego osób pełniących urząd Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Pana Lecha Kaczyńskiego i Jego Małżonki Pani Marii Kaczyńskiej oraz urząd Przezesa Rady Ministrów Pana Donalda Tuska".
Fotograf na liście funkcjonariuszy
Prokuratorzy oskarżyli generała o jeszcze jedno przestępstwo, nie związane bezpośrednio z ochroną premiera i prezydenta. Zarzucili mu "poświadczenie nieprawdy w dokumencie mającym znaczenie prawne". Oskarżyciele odkryli bowiem, że 30 marca 2010 roku wiceszef BOR napisał do ambasadora RP w Moskwie i do Dyrektora Protokołu Dyplomatycznego MSZ, że w trakcie wizyty premiera "zabezpieczenie prasowe" będzie pełnił Ireneusz Ferntner, który jest funkcjonariuszem BOR. Dzięki tym pismom mężczyzna dostał wizę. Problem jednak w tym, że Fernter nie był oficerem Biura. Kim jest Fernter? "Gazeta Wyborcza" ujawniła w lutym, że to fotograf, który współpracuje z BOR. Miał relacjonować wizytę premiera w Katyniu. Jednak nie zdążył na czas wyrobić wizy i akredytacji. Pomógł właśnie wiceszef Biura, wpisując fotografa na listę funkcjonariuszy.
Jeżeli sąd uzna gen. B. za winnego to może grozić do 5 lat więzienia.
21 lat w BOR
Gen. Paweł B. pracował w BOR od 1991 r. Przeszedł przez wszystkie szczeble w ochronie osobistej - od funkcjonariusza ochrony do szefa ochrony prezydenta. Został zdymisjonowany w lutym, tuż po ogłoszeniu zarzutów. W kwietniu tvn24.pl ujawnił, że Jerzy Miller, obecnie wojewoda małopolski zatrudnił podejrzanego generała jako swojego doradcę ds. Euro 2012. Komisja badająca przyczyny katastrofy smoleńskiej pod przewodnictwem Millera w końcowym raporcie stwierdziła kategorycznie, że działania BOR nie miały wpływu na tragedię. Paweł B. w śledztwie nie przyznał się do winy.
Autor: Maciej Duda, dziennikarz śledczy tvn24.pl (m.duda2@tvn.pl)//mat / Źródło: tvn24.pl