Byłego premiera Donalda Tuska znałem tylko z widzenia. Nigdy się z nim nie spotykałem, nie miałem z nim żadnych kontaktów osobistych, ani towarzyskich - mówił w środę przed komisją śledczą ds. Amber Gold były prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku sędzia Ryszard Milewski.
Milewski - obecnie sędzia Sądu Okręgowego w Białymstoku - w środę stanął przed sejmową komisją śledczą do sprawy Amber Gold. Wcześniej był on prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku. W kontekście sprawy Amber Gold zaczął być wymieniany po rozmowie telefonicznej, jaką we wrześniu 2012 r. przeprowadził z osobą podającą się za pracownika kancelarii premiera (był to Paweł M., który - jak twierdzi - dokonał "prowokacji dziennikarskiej"). Milewski jako prezes sądu miał w rozmowie wyrazić gotowość ustalenia dogodnego dla ówczesnego premiera Donalda Tuska terminu posiedzenia aresztowego ws. prezesa Amber Gold Marcina P. i gotowość wydelegowania sędziów gdańskich na spotkanie z premierem, by zapoznać go ze sprawami dot. szefa firmy. Po ujawnieniu tej rozmowy Milewski został odwołany z funkcji prezesa i ukarany dyscyplinarnie przeniesieniem do apelacji białostockiej.
"Zostałem wprowadzony w błąd"
- Rzeczywiście to moja wina, zostałem wprowadzony w błąd. Myślałem, że takie spotkanie rzeczywiście odbędzie się w kancelarii. Sprawa była tego typu, że dzwonił do mnie minister (sprawiedliwości) Jarosław Gowin osobiście, dzwonili z ministerstwa, proszono cały czas o akta, była debata sejmowa na ten temat. Rzeczywiście dałem się nabrać, to jest moja wina, poniosłem za to konsekwencje - mówił Milewski o sytuacji z września 2012 r. Dodał jednak, że nie mógł podczas tej rozmowy mówić o terminach, ponieważ "datę wyznaczyła przewodnicząca wydziału". Ocenił, że ten fragment ujawnionej w mediach rozmowy "jest skompilowany". Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) powiedziała, że "nie ma podstaw do twierdzenia, że jest to kompilacja rozmów". - Opinie biegłych w sposób jednoznaczny podkreślają zgodność czasową - zaznaczyła przewodnicząca. - Mam inne zdanie na ten temat - odpowiedział Milewski.
Pytania od posła Brejzy
Poseł PO Krzysztof Brejza drążył w swoich pytaniach możliwy związek pomiędzy prowokacją wobec Milewskiego i Marcinem P. - Operacja Ikar to było użycie tej sfałszowanej notatki na przełomie lipca i sierpnia przez Marcina P., pokazywanie jej na konferencji prasowej przez Marcina P. Prokurator generalny (Andrzej) Seremet na moje pytanie powiedział, że prawdopodobnie ta notatka została użyta do uderzenia w ABW po to, by Amber Gold i Marcin P. zyskali jeszcze kilka dni na dokonanie bardzo ważnych operacji, w domyśle przelewów. Czy pan zna kulisy rozmów Marcina P. z Pawłem M. na przełomie lipca, sierpnia, czyli półtora miesiąca przed prowokacją? - pytał Brejza sędziego. - Jeżeli tak mówi prokurator Seremet, to chyba wie, co mówi - odparł Milewski, zaznaczając, że sprawę zna jedynie pobieżnie z prasy. Wątek ten podjął w trakcie swoich pytań także poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński, który stwierdził, że Paweł M. "prawdopodobnie sprzedał Marcinowi P. sfałszowaną notatkę ABW za 4 tys. zł". Poseł Brejza chciał również wiedzieć, czy świadek zna treść esemesów pomiędzy Pawłem M. a Marcinem P., w których "być może - my mamy to w formie zupełnie nieczytelnej - pojawia się nazwisko wpływowych osób obecnego rządu PiS"? Poseł PO uzupełnił, że chodzi o powoływanie się na wpływy, możliwość kontaktu ze strony Pawła M. - Ja tylko znam moją sprawę i tylko o tym mogę mówić. Nie znam kulisów - podkreślił Milewski. Dopytywany przez Brejzę, czy jego sprawa, "ta prowokacja mogła zostać użyta do zrobienia 'przykrywki medialnej' i odciągnięcia uwagi, może organów ścigania, od tego co miało miejsce półtora miesiąca wcześniej, czyli kontaktów Pawła M. z Marcinem P.", Milewski odparł: "Nie mam pojęcia, czemuś ta prowokacja służyła".
PiS pyta o kontakty z Tuskiem
Jarosław Krajewski (PiS) podczas zadawania pytań świadkowi odniósł się do zdjęć, które ukazały się w mediach z 2012 r., na których Milewski, m.in. w towarzystwie ówczesnego premiera Donalda Tuska, zasiada w loży VIP podczas meczów Lechii Gdańsk. - Czy pan potwierdza wiarygodność tych zdjęć? - pytał Krajewski. - Tak, ten w szaliku to ja - stwierdził Milewski. - Chciałbym zapytać pana o formalne i nieformalne kontakty z byłym premierem Donaldem Tuskiem. Czy pan miał takie kontakty? - kontynuował polityk PiS. - Nie miałem kontaktu z premierem Tuskiem - podkreślił świadek. Dodał jednocześnie, że "chciałby obalić mit tej loży VIP-owskiej". Jak tłumaczył, loża VIP była przewidziana dla 400 osób i na miejsca w niej można było kupić bilety. Wskazał, że ostatnie dwa rzędy były przed każdym meczem odgrodzone taśmą i na poszczególnych miejscach "były przyklejone nazwiska, jakieś zarezerwowane miejsca". - Chodziłem na mecze Lechii od 10. roku życia Zawsze chodzę i kibicuję temu klubowi. Chodziłem na tę lożę i zdarzało się rzeczywiście, że Tusk siedział za mną w tej loży. Ja pana Tuska nie znam z żadnych innych okoliczności. Nigdy się z nim nie spotykałem, nie miałem z nim żadnych kontaktów osobistych, towarzyskich - podkreślił.
Autor: kło/sk / Źródło: PAP