Czy dziecko może tak po prostu przestać istnieć?

Rodziną, która jest pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (była nią objęta także rodzina Szymona z Będzina) pownien się zajmować pracownik socjalny. Tyle, że w więkoszości ośrodków pracowników socjalnych brakuje.

Nie ma czasu

W Grodzisku Mazowieckim z pomocy MOPS korzysta trzy tysiące osób.

- Pracownicy muszą do tych ludzi jeździć, a czasu brakuje - przyznaje Wioletta Domownik, pracownik socjalny z Grodziska Mazowieckiego.

Czasu brakuje również dlatego, że praciwnik socjalny musi dodatkowo - oprócz pracy w terenie - wypełniać sterty dokumentów.

- Sytuacja, w której pracownicy socjalni nie wiedzą, co się dzieje w środkowiskach, którymi się zajmują, jest w Polsce normą - mówi Anna Wacławik-Orpik, prowadząca program "Rozmowy o pomaganiu" w radiu TOK FM.

Dlatego, jak zaznacza, nie zaskoczyło jej tło sprawy Szymona z Będzina, którego rodzina była pod opieką MOPS-u, a mimo to pracownicy socjalni nie zauważyli zniknięcia chłopca.

Armia urzędników

W jej opinii, nie można mieć dobrego zdania o ośrodkach opieki społecznej w Polsce. - To rzesza urzędników, a prawdziwych pomagaczy jest niewielu - mówi Wacławik-Orpik.

Potwierdzają to statystyki. W ośrodkach pomocy społeczniej pracuje ponad 130 tys. urzędników, ale tylko 19 tys. z nich bezpośrednio zajmuje się rodzinami, które wymagają pomocy.

Kuleje nie tylko opieka społeczna, w Polsce nie ma również systemu śledzenia losów dziecka. Po rejestracji malucha w urzędzie stanu cywilnego, dokumenty trafiają do urzędu miasta, gdzie zameldowani są rodzice i na tym rola urzędników się kończy.

Była minister pracy i polityki społecznej Joanna Kluzik-Rostkowska uważa, że potrzebny jest system komputerowy, który zbierałby informacje o dzieciach, dostępne w jednym miejscu. - To nie są wielkie koszty - zapewnia Kluzik-Rostkowska.

Autor: MAC//bgr / Źródło: tvn24