Sąd Apelacyjny w Warszawie nie zgodził się z argumentami obrońców Jarosława Kaczyńskiego, którzy domagali się odrzucenia pozwu ITI przeciwko prezesowi PiS. Piątkowa decyzja oznacza, że sąd będzie musiał zająć się apelacją byłego premiera od wyroku niższej instancji, zgodnie z którym Kaczyński musi przeprosić koncern. Chodzi o jego wypowiedź o rzekomym przeznaczeniu dla ITI przez władze stolicy 460 mln zł na budowę stadionu Legii.
Wyrok Sądu Okręgowego z 2010 roku uwzględnił główną część pozwu ITI o ochronę dóbr osobistych wobec Kaczyńskiego i nakazał mu przeprosić w mediach ten koncern za podanie nieprawdy. Mocą tamtego wyroku prezes PiS ma też wpłacić 10 tys. zł na cel społeczny.
Za immunitetem?
Jarosław Kaczyński od tego wyroku złożył apelację. Jego adwokaci kwestionowali m.in. nieodrzucenie pozwu przez Sąd Okręgowy z powodów formalnych - bo nie uchylono jego immunitetu poselskiego.
- Pan pozwany ma być wieczyście chroniony od odpowiedzialności za słowa, bo przy każdej wypowiedzi jako prezes partii będzie mógł się schronić pod kuloodporną kamizelką immunitetu - ironizował w Sądzie Apelacyjnym pełnomocnik ITI mec. Jerzy Naumann. Drugi adwokat firmy Paweł Zagajewski podkreślał, że słowa Kaczyńskiego nie miały żadnego związku z działalnością Sejmu, który nigdy nie zajmował się sprawą stadionu.
Pełnomocnik Kaczyńskiego mec. Bogusław Kosmus argumentował, że w debacie Sejmu o finansowaniu partii politycznej inny poseł PiS mówił o sprawie stadionu, a odnosząca się do tego wypowiedź Kaczyńskiego "wpisywała się w tę debatę". - Immunitet dotyczy debaty, a nie racji - dodał.
Sąd Apelacyjny uznał jednak w piątek, że pozwany nie dowiódł, iż może w tej sprawie skutecznie powoływać się na immunitet. Według sędziego pozwany nie przedstawił dowodu, by działał w ramach mandatu posła.
"Niech odbiorą te pół miliona"
Wiosną 2009 r. Jarosław Kaczyński mówił: - Zdumiewająca rzecz, że pan Donald Tusk nie skłania pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, żeby odebrała te pół miliarda złotych, które ITI otrzymuje na stadion. Poza tym te dwa stadiony (Narodowy i Legii - PAP) są od siebie oddalone o 3,8 tys. metrów i ten drugi nie jest specjalnie Warszawie potrzebny". Wspominał też o "niejasnych powiązaniach" ITI z Platformą Obywatelską.
ITI, do którego należy Legia, pozwał Kaczyńskiego. Podkreślano, że żadna spółka holdingu nie dostała jakichkolwiek kwot z budżetu Warszawy na rozbudowę stadionu, który jest własnością miasta, a Legia podpisała tylko z ratuszem umowę na dzierżawę obiektu.
Adwokaci prezesa PiS przyznawali, że ITI nie otrzymała "bezpośredniego transferu gotówkowego", ale była "beneficjentem umowy". Wnosili albo o oddalenie pozwu (dowodząc, że słowa prezesa PiS były dopuszczalną krytyką partii rządzącej), albo też o jego odrzucenie z powodów formalnych (bo Jarosława Kaczyńskiego chroni immunitet poselski, którego mu w tej sprawie nie uchylono).
Przeprosiny i 10 tys. zł
Sąd Okręgowy nakazał pozwanemu opublikowanie przeprosin w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku", "Naszym Dzienniku" i w serwisie internetowym PiS. Jarosław Kaczyński ma oświadczyć, że wiedział, iż podaje nieprawdę, na którą nie ma dowodów oraz że jego słowa podważyły wiarygodność ITI jako osoby prawnej. Mocą wyroku Kaczyński ma też wpłacić 10 tys. zł na fundację budowy kościoła Opatrzności Bożej i zwrócić powodom ponad 6 tys. zł kosztów sprawy.
Sąd uznał, że Kaczyński wprowadził w błąd społeczeństwo, podając nieprawdę. Podkreślił, iż słowa prezesa PiS spowodowały spadek akcji TVN i trudności ITI z kredytem. Sędzia Sądu Okręgowego Krystyna Stawecka mówiła, że pozwany znał prawdziwe okoliczności przebudowy stadionu, będącego własnością miasta, bo rozmowy o przebudowie zaczął prezydent stolicy Lech Kaczyński, pierwszą umowę dzierżawy obiektu podpisał Kazimierz Marcinkiewicz, a dopiero za rządów PO rada miasta podjęła uchwałę o przekazaniu środków z budżetu na przebudowę.
Sąd Okręgowy oddalił wniosek pozwanego o odrzucenie pozwu, bo ocenił, że Kaczyński wypowiadał się jako lider partii, a nie jako parlamentarzysta. Powołując się na orzecznictwo Sądu Najwyższego, sędzia podkreśliła, że immunitet chroni tylko działania "nieodłącznie związane z wykonywaniem mandatu posła". Sędzia przypomniała, że gdy PiS przyłączał się do procesu w 2009 r. jako tzw. interwenient uboczny, mec. Piotr Sadownik przekonywał, że partia ma interes w rozstrzygnięciu sprawy, bo Kaczyński wypowiadał się w ramach debaty publicznej jako prezes PiS podczas konferencji w siedzibie partii.
Źródło: PAP