Od lutego 2009 roku CBA miało co miesiąc składać raport za swoich działań w ramach "Tarczy Antykorupcyjnej", którą objęty był proces prywatyzacji stoczni w Szczecinie i Gdyni. Ale nie składało. Z pisma o utworzeniu "Tarczy" wynika także, że premier sam chciał, by CBA to jemu, a nie prokuraturze, przekazywało w pierwszej kolejności materiały dotyczące nieprawidłowości przy prywatyzacji.
Materiały CBA o nieprawidłowościach przy sprzedaży majątku stoczni gdyńskiej i szczecińskiej trafiły na biurka najważniejszych osób w państwie 5 i 9 października 2009. Dotarł do nich "Wprost". Ma z nich wynikać, że urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu SA, podległego ministerstwu Aleksandra Grada "czynili wszystko, co w ich mocy, aby zapewnić zwycięstwo w przetargach wybranemu przez siebie inwestorowi Stiching Particulier Fonds Greenrights (znanemu potocznie Katarczykami – red.)".
Kamiński do prokuratury
Po otrzymaniu tych materiałów szef Kancelarii premiera Tomasz Arabski powiadomił Prokuratora Generalnego (w piątek, 9 października) o możliwości popełnienia przestępstwa w procesie sprzedaży składników majątku stoczni. Jednocześnie Arabski zawiadomił o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez samego szefa CBA, które miało polegać na tym, że mimo iż Mariusz Kamiński miał dowody pozwalające na wszczęcie postępowania karnego ws. sprzedaży majątku stoczni, nie zawiadomił prokuratury (CBA ma to zrobić w poniedziałek - red.).
Tyle że - jak zauważa "Dziennik" - zgodnie z założeniami projektu wymyślonego przez rząd, a nazwanego "Tarczą Antykorupcyjną", CBA miała w sprawie jakichkolwiek nieprawidłowości przy prywatyzacji stoczni informować w pierwszej kolejności właśnie Kancelarię Premiera. Biuro zrobiło to jednak na długo po zakończeniu przetargu, a miało informować Kancelarię (począwszy od lutego 2009 roku) co miesiąc.
Co chronić miała Tarcza?
Projekt "Tarczy" ruszył w październiku 2008 roku. Jacek Cichocki, sekretarz rządowego kolegium do spraw służb specjalnych wraz z ministrami przy udziale Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ABW i SKW wytypował "230 zamówień publicznych oraz podmiotów przeznaczonych do prywatyzacji". Wśród nich były m.in. sprzedaż stoczni w Szczecinie i w Gdyni.
Jak pisze "Dziennik", CBA dostało polecenie przygotowanie podręcznika dla osób, które nadzorowały prywatyzacje i przetargi, by wiedziały, jakie mogą na nie czyhać pułapki i zagrożenia. Ale przede wszystkim CBA miało wytypować osoby, które mogą działać "na szkodę Skarbu Państwa" i odsunąć je od prywatyzacji. Biuro swoje informacje miało przekazywać od razu do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, nawet jeśli te informacje nie byłyby dowodami winy i nie nadawały się jeszcze do skierowania do prokuratury jako materiał do wszczęcia śledztwa.
Kto i co wiedział o działaniach CBA?
Dlaczego jednak CBA dopiero w październiku poinformowało premiera o nieprawidłowościach? Nie wiadomo. CBA informuje w oświadczeniu, że "zawiadomienie (ws. stoczni-red.) to zostało oparte o materiał analityczny przekazany Prezesowi Rady Ministrów przez Szefa CBA na podstawie art. 2 ust. 1 pkt 6 ustawy o CBA, który ma na celu wypełnienie obowiązku nałożonego na Szefa CBA - informowania organów władzy publicznej o istotnych dla Państwa Polskiego zagrożeniach."
Z fragmentów stenogramów rozmów telefonicznych urzędników Agencji Rozwoju Przemysłu (ujawnionych przez "Wprost") wynika, że przetarg na gdyńską stocznię był ustawiony pod ofertę inwestora z Kataru. CBA podsłuchiwało tych urzędników na bieżąco, w trakcie trwania procedury przetargowej, a miało przecież obowiązek wskazać tych urzędników jako osoby, które zagrażają prawidłowemu przebiegowi prywatyzacji.
Z drugiej strony, "Dziennik" zauważa, że informacje o operacji CBA w związku z prywatyzacją stoczni musiał mieć minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny Andrzej Czuma, a także szef Prokuratury Krajowej Edward Zalewski lub drugi zastępca Prokuratora Generalnego, Jerzy Szymański. - Tylko oni mogli zaakceptować wnioski CBA o założenie podsłuchu urzędnikom Agencji Rozwoju Przemysłu, którzy odpowiadali za sprzedaż stoczni w Gdyni. Mieli także prawo, by kazać CBA dokładnie wytłumaczyć, dlaczego chcą podsłuchiwać osoby odpowiedzialne za prywatyzację stoczni - pisze "Dziennik".
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24