Autorem dokumentu jest Zbigniew Stawarz, który do pierwszych dni grudnia kierował wrocławską delegaturą służby antykorupcyjnej. Zdobyliśmy kopię listu, który trafił do szefa sejmowej speckomisji Marka Opioły (PiS), a także do jej członków Marka Biernackiego (PO) i Pawła Kukiza (Kukiz'15).
Zatrzymanie
Stawarz opisuje, jak 7 grudnia został wezwany do centrali CBA w Alejach Ujazdowskich w Warszawie. Powodem był audyt, który natychmiast po odwołaniu Pawła Wojtunika wszczęło nowe kierownictwo tej służby.
Jak pisze, przy wejściu "dokonano osobistej rewizji mnie i osób mi towarzyszących. (...) Eskortowano nas od samych drzwi wejściowych. (…) Później zostałem zamknięty w gabinecie dyrektora, w sumie na trzy godziny".
Następnie - relacjonuje Stawarz - miało miejsce "przesłuchanie". Jak twierdzi, miało ono jeden cel: “starano się za wszelką cenę wymóc na mnie odpowiedzi mające obciążyć ministra Wojtunika lub jego zastępcę ministra Janusza Czerwińskiego, a w ostateczności dyrektora G. (który kierował najważniejszym pionem w centrali czyli departamentu operacyjno-śledczego - red.)". W końcu Stawarza miano poddać długiemu badaniu wariografem, którego wynik miał potwierdzić prawdomówność.
Zwróciliśmy się o komentarz do obecnych władz CBA. Do sprawy wrócimy po otrzymaniu odpowiedzi lub gdy wyjaśnienia w tej sprawie zostaną przekazane posłom z komisji.
Powiadomi prokuraturę
Według pisemnej relacji Stawarza, gdy odmówił obciążenia swoich przełożonych, został zdymisjonowany. Dziś już jest nieco ponad 40-letnim emerytem. Zamierza dochodzić swoich praw.
- Poinformuję o działaniach kierownictwa CBA prokuraturę. Ale także Naczelną Radę Adwokacką, gdyż szef CBA Ernest Bejda jest adwokatem. Uważam, że jego zachowanie nie licuje z godnością tego zawodu - deklaruje Stawarz.
Po otrzymaniu listu Stawarza, szef speckomisji Marek Opioła poprosił o wyjaśnienia Centralne Biuro Antykorupcyjne.
- Będę monitorował tę sprawę - deklaruje nam Marek Biernacki, były minister koordynator służb specjalnych.
Specjalny romans agenta
Historia Zbigniewa Stawarza ma także kontekst obyczajowo-kryminalny. Jesienią ubiegłego roku kamery monitoringu uchwyciły jak jeden z funkcjonariuszy, pełniący nocny dyżur, do siedziby biura wprowadza kobietę.
Według zapewnień mężczyzny, była to “przelotna miłostka”, a na spotkanie w delegaturze miał się zgodzić, bo porzucona przez niego kochanka groziła popełnieniem samobójstwa. Przełożeni - w tym Stawarz - uważali jednak, że to nie była znajoma, ale prostytutka. Dlatego postępowanie dyscyplinarne zakończyło się decyzją o wydaleniu agenta ze służby. Pod taką decyzją podpisał się właśnie Stawarz.
Ten sam agent od dłuższego czasu znajdował się pod lupą wydziału wewnętrznego, którego zadaniem było tropienie nieuczciwych agentów CBA. Z jego ustaleń wynikało, że agent mógł być sprawcą licznych przecieków tajnych informacji - do prywatnych detektywów, dziennikarzy ale także do Ernesta Bejdy. Znali się, bo Bejda był wiceszefem CBA już w czasach, kiedy Mariusz Kamiński kierował tą służbą (od 3 sierpnia 2006 do 13 października 2009).
Materiał zgromadzony przez wydział wewnętrzny został przekazany prokuratorom z wydziału przestępczości zorganizowanej i korupcji w warszawskiej apelacji. To oni zdecydowali, że podejrzenia są na tyle uzasadnione, iż muszą być wyjaśnione w śledztwie. Jednak pod koniec listopada ubiegłego roku minister Mariusz Kamiński - pełniący już wówczas funkcję ministra koordynatora służb specjalnych - doprowadził do dymisji Pawła Wojtunika, odbierając mu certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Zwolnionego Wojtunika zastąpił Bejda. Jedną z jego pierwszych decyzji było odwołanie Stawarza.
Do służby przywrócony został natomiast agent wyrzucony za sprowadzenie kobiety do siedziby CBA. Jak ustaliliśmy, niedawno został on przeniesiony z delegatury we Wrocławiu do centrali w Warszawie.
Autor: Robert Zieliński//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24