Sąd Rejonowy Katowice-Zachód aresztował w środę Romana S. - byłego zomowca podejrzanego o strzelanie do górników protestujących w kopalni "Wujek" na początku stanu wojennego. We wtorek mężczyzna usłyszał w Instytucie Pamięci Narodowej zarzut popełnienia "zbrodni komunistycznej, będącej zbrodnią przeciwko ludzkości".
Informację o decyzji sądu przekazał dziennikarzom wiceprezes sądu Łukasz Ciszewski.
- Sąd utrzymał w mocy stosowanie wobec podejrzanego środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania i przedłużył jego okres do 6 lipca bieżącego roku - powiedział sędzia. Jak dodał, pisemne uzasadnienie postanowienie ma być gotowe w ciągu 7 dni.
IPN domagał się aresztowania na trzy miesiące, sąd uznał jednak, że miesięczny okres aresztowania - licząc od czasu przekazania stronie polskiej - jest wystarczający. Swój wniosek o zastosowanie wobec podejrzanego takiego środka zapobiegawczego IPN motywował grożącą Romanowi S. surową karą - do 10 lat więzienia - oraz "uzasadnioną obawą jego ucieczki lub ukrywania się za granicą".
Mężczyzna, który ma niemieckie obywatelstwo, był ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania. Został zatrzymany 17 maja w Chorwacji. Władze tego kraju zdecydowały o wydaniu go polskim organom wymiaru sprawiedliwości. Od czwartkowego wieczoru jest w Polsce.
We wtorek został przewieziony z Warszawy do Katowic, gdzie usłyszał zarzut.
"Dopuścił się zbrodni komunistycznej stanowiącej zbrodnię przeciwko ludzkości"
Zarzut, który Romanowi S. postawił we wtorek prokurator IPN dotyczy tego, że 16 grudnia 1981 roku w Katowicach Roman S. "będąc funkcjonariuszem państwa komunistycznego, członkiem plutonu specjalnego Pułku Manewrowego KW MO w Katowicach, działając wspólnie z innymi członkami tego plutonu dopuścił się zbrodni komunistycznej stanowiącej zbrodnię przeciwko ludzkości".
Zbrodnia ta - jak dodał prokurator - polegała na stosowaniu represji i naruszaniu praw człowieka w ten sposób, że Roman S. wziął "udział w pobiciu strajkujących górników kopalni 'Wujek' i użył niebezpiecznego narzędzia w postaci broni palnej".
Prokurator podał też, że Roman S. oddał "strzały w kierunku pokrzywdzonych, narażając ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, w wyniku czego śmierć poniosło 9 osób, a 21 doznało obrażeń ciała".
Podejrzany nie przyznał się do zarzucanych czynów i odmówił składania wyjaśnień.
Pacyfikacja strajku w kopalni "Wujek"
Na początku stanu wojennego, 16 grudnia 1981 roku, w czasie pacyfikacji strajku w KWK "Wujek" w Katowicach milicja użyła broni palnej. Od milicyjnych kul zginęło tam dziewięciu protestujących górników, a ponad 20 innych zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego.
Osądzenie byłych milicjantów okazało się niezwykle trudne. Proces w pierwszej instancji toczył się trzy razy. Dopiero w czerwcu 2008 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał prawomocnie byłego dowódcę plutonu specjalnego Romualda C. na 6 lat więzienia, a 13 jego podwładnym wymierzył od 3,5 do 4 lat więzienia. To C. dał sygnał do otwarcia ognia - wynika z procesu.
Według sądu w sposób niewątpliwy w toku procesu ustalić można było jedynie, że oskarżeni działali wspólnie oraz że w wyniku działań niektórych z nich, a za wiedzą pozostałych, śmierć ponieśli górnicy. Zmowa milczenia uniemożliwiła wskazanie, kto konkretnie strzelał i zabił lub ranił górników.
Wniesione kasacje oddalił w 2009 r. Sąd Najwyższy - wyrok stał się ostateczny blisko 28 lat po tragedii.
W oddzielnym procesie odpowiadał generał Czesław Kiszczak oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników z "Wujka".
Jego proces toczył się przed warszawskim sądem. Pierwszy proces ruszył w 1994 roku - w 1996 roku Sąd Okręgowy uniewinnił Kiszczaka. W 2004 roku skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 roku sprawę umorzono z powodu przedawnienia, w 2011 roku ponownie Kiszczaka uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie, który zwracał sprawy do Sądu Okręgowego.
Kiszczak zmarł w listopadzie 2015 roku.
Autor: ads//now//kwoj / Źródło: PAP