- Małżeństwo P. poznałem w kościele, tak jak wiele innych osób. (...) Nic mi nie wiadomo, żeby Marcin i Katarzyna P. przewieźli do mnie złoto pochodzące z Amber Gold. Do samego końca byłem przekonany o ich uczciwości - mówił w środę przed komisją śledczą były gdański dominikanin Jacek Krzysztofowicz, znajomy kierującego Amber Gold małżeństwa P.
- W momencie, gdy szef Amber Gold Marcin P. został aresztowany i okazało się, że to jest kwestia 800 milionów złotych, to wtedy mogę powiedzieć, że otworzyłem oczy - oświadczył znajomy Katarzyny i Marcina P., były gdański dominikanin Jacek Krzysztofowicz.
Przyjacielskie relacje z Marcinem P.
Krzysztofowicz odszedł z zakonu na początku 2013 roku. W czerwcu tego roku Marcin P. mówił komisji, że z duchownym łączyły go przyjacielskie relacje. Dodał, że wsparł też gdański klasztor dominikanów kwotą 1,5 milionów złotych. Pieniądze te pochodziły z Amber Gold i zostały przeznaczone na remont trzech ołtarzy i kaplicy w kościele świętego Mikołaja. Z kolei były rzecznik i członek rady nadzorczej Amber Gold Michał Forc, zeznając przed komisją we wrześniu, określił Krzysztofowicza, jako "duchowego mentora" Marcina i Katarzyny P., z którym "często się spotykali" i rozmawiali o "ogólnych sprawach prywatnych".
- Państwa P. znałem z widzenia z kościoła, regularnie przychodzili na msze, które odprawiałem. Wydaje mi się, że poznałem ich w 2008 roku. Moment, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy, to była sytuacja, gdy Marcin P. przyszedł i zaoferował darowiznę na rzecz klasztoru. To miało miejsce w 2009 lub 2008 roku - mówił świadek o początkach jego znajomości z szefami Amber Gold.
Zaznaczył, że wtedy nikt nie mówił, że Amber Gold to oszustwo. - W 2008, 2009 czy 2010 roku nie przypominam sobie, aby ktoś mówił, że Amber Gold to była piramida [finansowa - przyp. red.]. To była firma, która była bardzo szanowana - dodał Krzysztofowicz.
1,5 mln zł darowizny dla klasztoru
Witold Zembaczyński z Nowoczesnej dopytywał, czy darowizna wyniosła w sumie 1,5 mln zł. - W tym czasie byłem przeorem klasztoru i przyjąłem tylko jedną darowiznę. Bodajże to było 30 tysięcy. Innych darowizn od niego nie przyjmowałem - zapewniał. Dodał jednocześnie, że w kwietniu 2010 r. przestał być przeorem i członkiem zarządu klasztoru.
- Ale klasztor przyjmował? - dopytywał Zembaczyński. - Klasztor przyjmował - potwierdził.
W późniejszej części przesłuchania Zembaczyński pytał, czy klasztor nie sprawdzał źródła pochodzenia darowizn. Świadek odpowiedział: - Przyjąłem jedną darowiznę. O pozostałe proszę pytać ojca Michała, który był moim następcą.
Krzysztofowicz zeznał też, że latem 2012 roku przed zatrzymaniem P. spotykał się z małżeństwem P. "właściwie codziennie". - Oni funkcjonowali, jakby byli zaszczuci i ja właściwie byłem jedynym człowiekiem, który stał po ich stronie i się od nich nie odwracał - powiedział. Świadek zapewniał jednocześnie, iż do momentu aresztowania P. był przekonany, że małżeństwo Marcina i Katarzyny P. jest uczciwe.
"Ukrywali się, czego do końca nie rozumiałem"
Szef Amber Gold Marcin P. został zatrzymany i trafił do aresztu w sierpniu 2012 roku, a jego żona została aresztowana w kwietniu 2013 roku. Od marca 2016 roku przed gdańskim sądem okręgowym trwa ich proces.
Krzysztofowicz mówiąc o małżeństwie P. ocenił, że "generalnie oni unikali dziennikarzy, byli nietypowymi biznesmenami, ponieważ do ostatniej chwili funkcjonowali bez wizerunku publicznego, ukrywali się, czego do końca nie rozumiałem". - Zakładałem, że są uczciwi i nie rozumiałem, dlaczego to robią i sądziłem, że to szkodzi firmie - powiedział.
Natomiast były dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk zeznawał przed komisją pod koniec września, że w sierpniu 2012 roku było polecenie zarządu, by do kogoś wywieźć złoto Amber Gold. - Dokładnej daty nie pamiętam. Mówiono o jakimś Jacku - wskazał, zaznaczając, że nie wie, o jakiego Jacka chodzi.
- Nic z tego nie wyszło. Nic mi nie wiadomo, żeby złoto do mnie przewieźli. Nic nie wiedziałem o przewiezieniu żadnego złota - powiedział Jacek Krzysztofowicz, odnosząc się do zeznań Kuśmierczyka. Odpowiadając na pytanie przewodniczącej komisji Małgorzaty Wassermann, sprecyzował, że u niego w klasztorze w Gdańsku nie odbyło się przeszukanie.
"Widać, że byli w panice"
Krzysztofowicz dodał, iż wiedział, że Marcin P. był skazany. - On tego nie ukrywał - zapewniał były dominikanin. Jak zaznaczył, świadek, P. utrzymywał, iż "był to błąd młodości, a on wszystko spłacił, co później okazało się nieprawdą".
- Jest taki mechanizm psychologiczny, że jak się raz w coś uwierzy, to się generalnie odsuwa fakty, które przeczą tej teorii. Ja im po prostu uwierzyłem, że są uczciwi i prawdopodobnie byłem ostatnim człowiekiem w Polsce, który przestał w to wierzyć - ocenił Krzysztofowicz.
Dodał, iż wie od szefów Amber Gold, że na krótko przed zatrzymaniem P. ktoś z sąsiedniego samochodu pokazał im broń. - Podejrzewali raczej służby - tak odpowiedział na pytanie, czy mówili mu, kto to mógł być. - Z dnia na dzień atmosfera się zagęszczała - zeznał świadek. Według niego "widać było, że byli w panice".
Świadek nie zgodził się jednak ze stwierdzeniem komisji, że był powiernikiem małżeństwa P. - To jest za dużo powiedziane, że byłem powiernikiem, bo myślę, że na pewno byłem kimś u kogo szukali wsparcia emocjonalnego. To na pewno tak było, ale nie dzielili się ze mną wiedzą dotyczącą faktów - podkreślił, dodając, że "o bardzo wielu rzeczach, z tego co teraz wie, nie wiedział wtedy".
Pytany przez Joannę Kopcińską z PiS, dlaczego dążył do częstych kontaktów z małżonkami P. latem 2012 roku, świadek odparł: - Powodowało mną współczucie. Wydawało mi się, że mogłem dać wsparcie (...), byłem przekonany, że są uczciwi - mówił. Pytany, czy dawał też wsparcie ofiarom Amber Gold, odpowiedział, że nie znał żadnego z poszkodowanych.
- Wtedy były tylko fakty medialne - zaznaczył.
"Piramida finansowa jest przekrętem starym jak świat"
Z kolei Krzysztof Brejza z PO - cytując listy P. o jego przywiązaniu do wiary i Kościoła - pytał, czy P. wykorzystywał ludzi Kościoła do budowy swego wizerunku. - To nie są pytania do mnie - odparł świadek. Dodał, że "możliwa jest zarówno taka wersja, że cynicznie manipulował (...), a może jest też i taka wersja, że wierzył w to, że w jego głowie nastąpił rozdział pomiędzy sferą wiary a sferą praktycznych działań".
Zapytany, z jakiego powodu oceniał wtedy P. jako "geniusza ekonomicznego", świadek odpowiedział: - Z tego, że banki dawały 3 procent, on dawał 10.
- Wydawało się, że wszystko jest super; wszyscy takie przekonanie wtedy mieli - dodał. Świadek przyznał, że to określenie świadczy o jego ówczesnej naiwności.
Stanisław Pięta z PiS pytał świadka, jakim człowiekiem był P. - ironizując, że wiadomo już, iż świadek miał go za "geniusza ekonomicznego". - Piramida finansowa jest przekrętem starym jak świat. Nie trzeba być geniuszem, żeby go skonstruować, a jak się okazuje, ludzie ciągle się na to nabierają - odparł świadek. Według niego Marcin P. "robił wrażenie spoistości wewnętrznej". - Nigdy nie czułem, że coś tu nie gra - dodał. - Robili wrażenie pary głęboko ze sobą związanej - mówił świadek o małżeństwie P. Przyznał też, że P. "w kilku sprawach kłamał", na przykład mówiąc, że był tylko raz skazany.
Krzysztofowicz podkreślił, że zerwał kontakty z Marcinem P. po jego aresztowaniu, miał zaś jeszcze kontakty z Katarzyną P. - Ona mówiła, że nic nie wiedziała, że ją mąż oszukiwał - powiedział Krzysztofowicz. - Świadek uwierzył? - pytał Rzymkowski. - We wszystko wierzyłem - odparł świadek, dodając, że jego praca polega na tym, "że ludziom się ufa i nie zostawia się, niezależnie od okoliczności".
- Konsekwencją jest to, że siedzę tu teraz - podkreślił były dominikanin.
Autor: MarNie//now / Źródło: tvn24