Szczecinianie wpadli na pomysł, by przenieść niepopularną rzeźbę z centrum miasta. Fryga wzbudza kontrowersję. Część mieszkańców twierdzi, że jest nieestetyczna i stwarza wiele problemów. Fryga kosztowała miasto spore pieniądze i ciągle pochłania kolejne - instalacja nieustannie pęka i musi być naprawiana.
Siedmiometrowa rzeźba nazywana przez niektórych ironicznie szaszłykiem, kebabem, lub kijem stoi w centrum Szczecina, wśród przedwojennej architektury i starych kamienic. Artystyczny projekt Maurycyego Gomulickiego miał być pierwszym z serii instalacji, które będą wprowadzać mieszkańców w świat sztuki współczesnej.
Zamiast tego fryga - czyli dziecięca zabawka, rodzaj bączka - stała się dla niektórych obiektem kpin i żartów, bo od samego początku sypie się i pęka. Choć niektórzy mieszkańcy nie widzą w tym problemu, jest wiele osób, według których rzeźba jest pstrokata i nieestetyczna.
- Niedopasowane do otoczenia. Deptak jest raczej w takim innym stylu, w okolicy budynki też. Zupełnie oderwane od rzeczywistości - powiedział jeden z przechodniów. - To mi przypomina szaszłyk i zmarnowane pieniądze - oceniła mieszkanka Szczecina. Instalacja kosztowała władze ponad 200 tysięcy złotych, a nieustannie jest naprawiana. Ponieważ władze nie wiedzą, co zrobić z ważącą siedem ton rzeźbą, część mieszkańców postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
Pojawił się obywatelski pomysł, by niechcianą frygę usunąć i z budżetu obywatelskiego wyciągnąć 30 tys. złotych, by za te pieniądze przenieść frygę. Pomysłodawcą był Adrian Cerkowniak, radny osiedlowy i działacz społeczny. Miałaby się ona znajdować na podwórku klubu 13 Muz czyli Domu Kultury.
Autor: jaz\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24