- Ten margines marginesów to jest owoc - i Bogu dzięki - demokratycznego państwa prawa - mówił w "Faktach po Faktach" o organizacjach skrajnie prawicowych minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński. Zaznaczył, że jako szef MSWiA "nie ma zamiaru nikogo delegalizować".
W niedzielę ulicami Warszawy przeszedł z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości marsz zorganizowany przez władze państwowe i narodowców. Policja szacuje, że uczestniczyło w nim 250 tysięcy osób.
Wśród zebranych dostrzec można było zielone flagi Obozu Narodowo-Radykalnego i przedstawicieli włoskiego neofaszystowskiego ugrupowania Forza Nuova. Pojawiały się race i petardy, doszło do spalenia flagi Unii Europejskiej.
"Marginalne skrajności działają w oparciu o obowiązujące prawo"
Szef MSWiA Joachim Brudziński podkreślił w "Faktach po Faktach", że mimo wszystko marsz był bezpieczny, a policja prowadzi postępowanie w sprawie odpalenia rac.
Odniósł się do słów wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. 22 stycznia w "Faktach po Faktach" zapytany o ewentualną delegalizację ONR-u za prezentowane podczas marszu w 2017 roku hasła i banery, Jaki odpowiedział, że "jeśli ONR miał takie hasła, to też powinien zostać zdelegalizowany".
Brudziński powiedział, że "marginalne skrajności dzisiaj w państwie polskim działają w oparciu o obowiązujące prawo i są środowiskami legalnymi". Minister przekonywał, że gdyby polityk podejmował decyzję o delegalizacji organizacji tego typu, oznaczałoby to, że Polska nie jest demokratycznym państwem prawa.
- Jeżeli do dzisiaj nie ma postawionych zarzutów, a pani mnie pyta, czy ja jako polityk będę delegalizował, czy będę zabraniał komukolwiek, czy to demonstrowania czy w ogóle funkcjonowania, to by oznaczało, że rzeczywiście żyjemy w państwie, w którym władze pełnią bolszewicy. Prawda jest taka, że jesteśmy demokratycznym państwem prawa - mówił Brudziński.
Dodał, że "jeżeli są podstawy w obowiązującym systemie prawnym do tego, żeby policja czy inne służby wkraczały, to wkraczamy".
- Te uroczystości były bezpieczne, radosne i Warszawa wyglądała biało-czerwono. A ten margines marginesów to jest owoc - i Bogu dzięki - demokratycznego państwa prawa - powiedział.
Zaznaczył, że jako szef MSWiA "nie ma zamiaru nikogo delegalizować".
"Czyn karygodny"
Brudziński odniósł się także do ataku na reporterkę "Gazety Wyborczej" przez uczestników marszu. Pod adresem kobiety padały wyzwiska, została popchnięta, jeden z demonstrantów chciał też zniszczyć jej sprzęt.
Minister ocenił, że "to czyn karygodny i na pewno policja tę sprawę rozwiąże, tak jak rozwiązaliśmy inne czyny, inne zdarzenia, które w sposób oczywisty mają charakter przestępczy".
"Rząd nie wpadł w żadną pułapkę"
Brudziński mówił również o negocjowaniu warunków marszu z narodowcami. - Współpraca w wymiarze zapewnienia bezpieczeństwa była dobra - ocenił. Dopytywany, czy politycznie opłaca się władzy siadać do stołu z narodowcami, powiedział, że "opłaca się zawsze usiąść do stołu i rozmawiać o kwestiach bezpieczeństwa".
Podkreślił, że "rząd nie wpadł w żadną pułapkę" i nie było żadnej "wpadki".
Autor: js/mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24