Mężczyzna, któremu prokuratura zarzuciła pomoc ojcu 3-letniej Amelki w pozbawieniu wolności dziewczynki i jej matki, został skazany we wtorek na rok więzienia. Sąd Rejonowy w Białymstoku uwzględnił wniosek o skazanie bez przeprowadzania rozprawy. Wyrok nie jest prawomocny.
Do porwania kobiety i jej córki doszło 7 marca na jednym z białostockich osiedli. Jak podawała policja, dwaj sprawcy wepchnęli 25-latkę i jej 3-letnią córkę do samochodu, po czym odjechali. Kilkaset metrów dalej porzucili ciemnoniebieskiego citroena, którym uciekali, i przesiedli się do kolejnego auta.
Jeszcze tego samego dnia po południu w związku z zaginięciem dziecka został ogłoszony Child Alert, opublikowano też wizerunek matki dziecka, a dzień później zdjęcia męża porwanej kobiety - ojca dziecka.
To on - jak ustalono - wypożyczył w Łomży samochód użyty następnie do uprowadzenia.
Akcja poszukiwawcza trwała ponad dobę. Jak wynika z informacji ze śledztwa, następnego dnia w samochodzie między porywaczami doszło do kłótni, a uprowadzona kobieta wraz z dzieckiem wysiadła z pojazdu. W okolicach Ostrołęki zabrał ją z drogi kierowca, który przekazał 25-latkę i jej córkę policji.
Wyrok skazujący bez rozprawy
W związku z tymi wydarzeniami zostali zatrzymani Cezary R., czyli ojciec dziecka i mąż 25-latki, oraz jego 35-letni znajomy. To właśnie wobec tego drugiego mężczyzny zapadł we wtorek wyrok. Oskarżony przyznał się do swojej roli w przestępstwie i opisał jego szczegóły. Zgodził się na wyrok skazujący bez przeprowadzania rozprawy i w takim trybie zapadło to orzeczenie.
Ani oskarżonego, ani jego obrońcy nie było na sali rozpraw. Uzasadniając wyrok, sędzia Katarzyna Skindzier-Ostapa mówiła, że wersja zdarzeń przedstawiona przez tego mężczyznę w śledztwie pokrywała się z wersją głównego świadka oskarżenia, czyli porwanej kobiety.
Kobieta opisywała, że po uprowadzeniu była wożona bocznymi drogami województw podlaskiego i mazowieckiego, nie mogła wysiąść z samochodu zamkniętego od wewnątrz, do tego grożono jej, że jeśli to zrobi, nie zobaczy córki.
Sędzia mówiła, że dzięki "postawie" oskarżonego nie doszło do wywiezienia dziecka przez ojca za granicę, a kobieta wraz z córką ostatecznie mogły wysiąść z samochodu, skorzystały z pomocy przejeżdżającego kierowcy i tak trafiły na policję. W tym czasie 35-latek ruszył pieszo w kierunku najbliższej miejscowości, gdzie został zatrzymany przez funkcjonariuszy.
"Kara współmierna do stopnia winy oskarżonego"
W ocenie sądu rok więzienia w tym przypadku to "kara współmierna do stopnia winy oskarżonego i stopnia społecznej szkodliwości czynu". Okolicznością obciążającą była wcześniejsza karalność mężczyzny, ale łagodzącą okolicznością zdaniem sądu było z kolei to, że dzięki jego postawie kobieta i jej dziecko mogły wysiąść z samochodu i ostatecznie zostały uwolnione. - To on pomógł w zatrzymaniu kolejnego pojazdu i pomógł w tym, że znalazły się w tym pojeździe i odjechały - wskazywała sędzia Skindzier-Ostapa.
Wyrok nie jest prawomocny, ale nie należy się spodziewać apelacji, bo zapadł po uzgodnieniu wysokości kary z prokuratorem.
Wciąż trwa natomiast śledztwo w sprawie głównego podejrzanego Cezarego R., który nie przyznaje się do zarzutów. Według jego wersji żona dobrowolnie wsiadła do auta i podróżowała z nim.
Oprócz zarzutu bezprawnego pozbawienia wolności żony i córki prokuratura zarzuciła mu również uzyskanie bez uprawnień dostępu do informacji dla niego nieprzeznaczonej poprzez posługiwanie się specjalistycznym urządzeniem. Chodzi o zamontowanie w samochodzie żony - bez jej wiedzy i zgody - nadajnika GPS, pozwalającego na lokalizację położenia auta.
Autor: mjz,kb//now//kwoj / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24