- Lech Wałęsa podjął decyzje, których stał się zakładnikiem. Były one być może z politycznego punktu widzenia zasadne, ale kłamstwo nigdy nie wygrywa na dłuższą metę - mówił w rozmowie z TVN24 Jan Żaryn. Skomentował w ten sposób informacje przekazane w czwartek przez IPN, że wśród dokumentów zabezpieczonych w domu gen. Czesława Kiszczaka znajduje się teczka personalna i teczka pracy TW "Bolek" oraz odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy podpisane Lech Wałęsa "Bolek".
ŁUKASZ KAMIŃSKI BĘDZIE GOŚCIEM "FAKTÓW PO FAKTACH" W TVN24. POCZĄTEK PROGRAMU O GODZ. 19.25.
W opinii Jana Żaryna, historyka i senatora PiS, takie stwierdzenie nie jest przedwczesne. - Jako badacze, historycy, którzy pracują w IPN od wielu, wielu lat, są przygotowani merytorycznie do tego, żeby bardzo szybko znaleźć odpowiedź na pytanie dotyczące autentyczności dokumentów - wyjaśnił w rozmowie z TVN24.
- Niewątpliwie będzie trwała intensywna praca naukowców nad interpretacją tych dokumentów, ponieważ wejdą one do zasobu archiwalnego, pozostaną w IPN - tłumaczył. - Namawiam prezesa Instytutu, żeby po wstępnym oglądzie materiałów zostały jak najszybciej zdigitalizowane i powieszone na stronie internetowej tak, żeby przeciąć spekulacje na temat ich zawartości - dodał. Podkreślał, że jego zdaniem przekazywanie informacji o zasobie dokumentów powinno być jak najbardziej całościowe.
"Podjął decyzje, których stał się zakładnikiem"
Żaryn stwierdził, że nie jest zdziwiony treścią komunikatu przekazanego w czwartek przez IPN. Jak wyjaśnił, był jednym z recenzentów wewnętrznych IPN wydanej w 2008 r. pracy Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii".
- Znam tę pracę i wiem, że ci historycy w sposób bardzo rzetelny i kompetentny zinterpretowali wówczas dostępne akta. Wydaje mi się, że nie ma możliwości, by można było znaleźć nowe dokumenty, które by nie poszłyby w stronę dalszego uwiarygodniania ich hipotez. Bardziej bym się zdziwił, gdyby odnalazły się dokumenty, które nie potwierdzają współpracy Lecha Wałęsy - podkreślił.
- Dla mnie Lech Wałęsa jest bardzo ważną postacią w historii najnowszej. Jest to niewątpliwie postać, która miała swoje wspaniałe chwile. Niech nam się utrwali i zapisze Lech Wałęsa z sierpnia 1980 roku czy z debaty Wałęsa-Miodowicz z 1988 r. Niech nam zostanie obraz Lecha Wałęsy z tamtych dobrych momentów jego życia - mówił Żaryn.
- Niestety, sam Lech Wałęsa natomiast podjął decyzje, których stał się zakładnikiem. Były one być może z politycznego punktu widzenia zasadne, ale kłamstwo nigdy nie wygrywa na dłuższą metę - zauważył historyk, dodając, że lepiej byłoby, gdyby Wałęsa od razu poinformował o swojej współpracy. - Naród polski by mu wybaczył i stałby się dalej ikoną, która nie zostaje naruszona - stwierdził Żaryn.
- On się przyznał, że podjął rozmowy z SB i podpisał jakieś dokumenty. Gdyby dalej trwał w tym i uszczegółowił swój wywód, niewątpliwie zyskałby w dłuższej perspektywie i nie odczuwałby dzisiaj dyskomfortu. Podjął inną decyzję i jest jej ofiarą - ocenił.
"To nie wina sądu, ale układu"
Zdaniem Żaryna, ustawa lustracyjna z 1998 r. "była tak skonstruowana, żeby wielu tajnych współpracowników mogło się wybronić".
- Warunki udowodnienia tajności współpracy były niewspółmierne do możliwości dowodzenia. Brak dokumentu czy zniszczone dokumenty powodowały, że sąd nie miał wyjścia i musiał wydawać wyroki zgodne ze swoimi kompetencjami. Jeśli nie ma zobowiązania do współpracy, ani podpisanych rachunków, nie ma dowodu o świadomej współpracy, sąd był bezbronny. To nie wina sądu, ale układu, który miał zabezpieczyć interesy ludzi podejmujących w latach 90. decyzje, że należy żyć w kłamstwie, albo dlatego, żeby szantażować innych albo dlatego, że było to rzekomo dobre dla polskiej racji stanu - mówił.
Autor: kg\mtom / Źródło: tvn24