Leki onkologiczne są już w drodze do Polski, a ich ilość przekroczy zgłoszone zapotrzebowanie - zapewnił w programie "Fakty po Faktach" minister zdrowia, Bartosz Arłukowicz. Dodał jednak, że problemy z zagrożeniem dostępności tych środków mogą się w przyszłości powtórzyć, ponieważ ich producent wciąż boryka się z problemami technologicznymi.
Minister przypomniał, że informację od producenta o jego kłopotach technologicznych otrzymał jeszcze w październiku. Jak mówił, początkowo producent poinformował, że problemy potrwają przez trzy miesiące. - W marcu otrzymaliśmy informację, że problemy producenta dalej trwają - ujawnił, dodając, iż oznacza to, że konieczne będzie zapewnienie innych źródeł pozyskiwania tych leków.
Minister zapewnił, że oprócz transportu leków, który lada chwila dotrze do Polski, będą one "stopniowo do Polski dostarczane". Dodał, że w całym kraju prowadzone są obecnie kontrole dostępności leków onkologicznych.
Wiadomo, że źródłem problemów z dostępnością do leków cytostatycznych jest jeden z producentów, który spowolnił produkcję leku. Według Ministerstwa Zdrowia, firma zapewnia, iż kłopoty są przejściowe. Dotyczą one nie tylko Polski, ale także Europy i USA.
NFZ zapłaci za import docelowy
Arłukowicz zapewnił, że natychmiast po uzyskaniu informacji o problemach producenta leków, Ministerstwo Zdrowia wdrożyło odpowiednie procedury, by zapewnić ciągłą dostępność do leków cytostatycznych.
Minister przypomniał, że w takim przypadku - braku dostępności do leków - medycy mogą stosować ich zamienniki lub zastosować tzw. import docelowy. W tym drugim przypadku chodzi o sprowadzanie leku z zagranicy dla konkretnego pacjenta na podstawie szczegółowych i zweryfikowanych zaleceń lekarza.
Jednocześnie Arłukowicz poinformował, że NFZ będzie pokrywał pełną cenę leku w imporcie docelowym. Wcześniej pewną część tych kosztów musiały ponosić szpitale.
"Dochodziło do niepokojących zjawisk"
Pytany o przypadki odsyłania "z kwitkiem" pacjentów zgłaszających się na chemioterapię, Arłukowicz stwierdził, że te sytuacje są obecnie sprawdzane, bo według jego wiedzy - "dochodziło do pewnych niepokojących zjawisk". Jak wyjaśnił, okazało się, że lek w szpitalu był, a mimo to pacjenci byli odsyłani.
Chodzi o głośne odmowy leczenia kilku osób z powodu braku cytostatyków w Warszawskim Centrum Onkologii. Szefostwo szpitala początkowo twierdziło, że nic o tym nie wiedziało i zapewniało, że problemu z brakiem leków nie ma. Później jednak dyrektor Centrum prof. Krzysztof Warzocha przyznał, że były przypadki przekierowywania chorych do innych placówek onkologicznych z adnotacją od lekarza prowadzącego, że brakuje cytostatyków, o czym dyrekcja szpitala nie była informowana. W rzeczywistości leki w szpitalu były dostępne.
Taki przebieg zdarzeń potwierdził minister zdrowia. Przyznał, że pacjenci zostali przekierowani ze szpitala do innego prywatnego ośrodka, w którym pracuje lekarz, który twierdził, że leku w szpitalu brakuje. Na razie jednak Arłukowicz nie chciał mówić o konsekwencjach postępowania lekarza, gdyż jak stwierdził, na razie jeszcze trwa tam kontrola.
Potrzebna "narodowa sieć leczenia raka"
Jak mówił minister, sprawdzany jest też przypadek pacjenta, który nie otrzymał leku cytostatycznego z powodu jego rzekomego braku. Natomiast w tym samym ośrodku zaproponowano mu terapię tym lekiem w ramach badań klinicznych, sponsorowanych przez jeden z koncernów farmaceutycznych.
- To sytuacja zadziwiająca - ocenił minister. - Jest jedna szafa w jednym ośrodku – leku nie ma, ale może ten lek być - mówił. Dlatego - podkreślił minister - by zapobiegać takim sytuacjom resort skontroluje zapasy leków cytostatycznych we wszystkich ośrodkach.
Oprócz tego, jak przyznał Arłukowicz, resort rozważa utworzenie w Polsce "narodowej sieć leczenia raka". - Chodzi o to, żeby stworzyć nadzór merytoryczny, ale także kontrolny i reagujący w takich przypadkach - wyjaśnił minister.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24