Miał zastrzelić dwie osoby, został skazany na dożywocie. W więzieniu przebywa 19 lat. Teraz prokuratura chce jego uniewinnienia. Reporter "Czarno na Białym" TVN24 rozmawiał z Arkadiuszem Kraską, jego bliskimi i sędzią, który wydał wyrok.
Szczecin, wieczór 8 września 1999 roku. Dochodzi do bójki, padają strzały.
Gdzie był Arkadiusz Kraska podczas strzelaniny? - W domu, oglądał mecz. Ze mną, z naszym dzieckiem i z przyjacielem - twierdzi jego była partnerka, Mirela Andersson.
W strzelaninie ginie dwóch mężczyzn, zapada wyrok: dożywocie za podwójne morderstwo, Kraska trafia za kraty.
- Brat krzyczał, wył po prostu: "kogo oni chronią?". Ukląkł, płakał, że on tego nie zrobił, że nie zabił Marka - moment wydania wyroku wspomina Dorota Berg, siostra Arkadiusza Kraski.
Marek, jeden z zastrzelonych mężczyzn, był jego przyjacielem. Ewa, matka zabitego, nie wierzy, że Kraska zabił jej syna.
- Ja od samego początku, cały proces, w którym uczestniczyłam, byłam oskarżycielem posiłkowym, miałam odczucie, że to był zakłamany proces - mówi.
- Pewnie duch syna mi to podpowiadał, że tak nie było i wierzę w to, że on jest niewinny - mówi.
Kobieta wspomina słowa Arkadiusza z sali sądowej. - Mówił, że "chciałby mordercom, którzy mu zabrali życie, spojrzeć w oczy" - opowiada.
- Nie ma dnia, żebym nie płakała za moim synem. Lekarze mnie uratowali, chyba po to, żebym się dowiedziała prawdy - dodaje kobieta.
Po 19 latach jest wniosek o uniewinnienie
Arkadiusz Kraska w więzieniu przebywa od 19 lat, ale zwrot w sprawie, który właśnie się dokonuje, może okazać się jedną z największych kompromitacji polskiego systemu sprawiedliwości.
- Prokurator doszedł do wniosku, że istnieją bardzo poważne wątpliwości co do tego, czy pan Arkadiusz Kraska faktycznie popełnił zarzucany mu czyn - mówi Marcin Lorenc z prokuratury regionalnej w Szczecinie.
Dodaje, że śledczy wydał wniosek o uniewinnienie mężczyzny.
Czy sam Arkadiusz Kraska czuje się niewinnym człowiekiem?
- Jak najbardziej. Ja nie mam nic wspólnego z takimi rzeczami, no ludzie, przecież to jest koszmar po prostu - odpowiada w rozmowie telefonicznej z reporterem "Czarno na białym".
- Ludzie, którzy mnie wrobili, wywodzili się z tak zwanego półświatka przestępczego. Oni działają razem, w porozumieniu z policją i z organami ścigania - uważa.
Jego partnerka podkreśla, że "tak jak wtedy, tak i dziś i w przyszłości, daje ręce i ręce syna na stół i nie boi się, że je straci, bo wie, że [Kraska - red.] tego nie zrobił".
Nie tylko ona dała mu alibi, ale także - jak twierdzi - dwóch jego kolegów, między innymi mężczyzna, z którym Kraska oglądał mecz.
- Członkowie mojej rodziny dzwonili, oni również potwierdzili - dodaje. Zaznacza, że sama nie była wiarygodnym świadkiem, bo była wtedy jego partnerką. - Najbliższa osoba nie jest wiarygodna dla pana sędziego - mówi.
Istotna w sprawie może być przeszłość Kraski. Ten - zanim usłyszał wyrok - znał przestępczy świat.
- Był chuliganem - wspomina jego siostra. - Siedział w więzieniu za jakieś awantury, rozboje - wylicza.
Świadek "został zmuszony do składania fałszywych zeznań"
Alibi to jedno, ważni w sprawie są także świadkowie strzelaniny. Podczas śledztwa - zdaniem bliskich - miało dojść do zdarzeń, które, jeśli się potwierdzą, mogą okazać się szokujące.
W śledztwie pojawia się Izabela Ł. Znała ona zarówno Kraskę, jak i jego partnerkę. Miała zeznać na policji, że widziała zajście, że mężczyzny nie było na miejscu zbrodni.
- Została umówiona z panem policjantem na spotkanie, Izabela bardzo mocno mnie prosiła, żebym pojechała z nią. Pojechałam. Pan policjant był bardzo zły, zaczął wyzywać, krzyczeć: "po co przyjechałam". Można powiedzieć, że widziałam wtedy Izabelę ostatni raz, kontakt się urwał - relacjonuje Andersson.
Kobieta twierdzi, że kompletnie tego nie rozumiała. - Dopiero później wyszło, że Izabela została zmuszona do składania fałszywych zeznań - relacjonuje.
"Bardzo mocno mnie skrzywdzono"
- Poszliśmy do mieszkania, jak się później okazało było to mieszkanie operacyjne - opowiada dalej Mirela Andersson.
Była partnerka Kraski twierdzi, że w mieszkaniu z policjantem znalazła się podstępem. Miała mu powiedzieć, że w czasie morderstwa, Kraska oglądał z nią mecz.
- [Policjant - red.] powiedział jedną ważną rzecz: choćby nie wiem co by się stało, jakby się stało i ile pieniędzy bym miała, to i tak nie jestem w stanie wydostać Arka z tego wszystkiego - mówi kobieta.
Andersson podkreśla, że nikt nie traktował jej poważnie i nikt nie chciał jej słuchać. - Na domiar tego bardzo mocno mnie skrzywdzono - dodaje.
- Jeden policjant mnie bardzo mocno skrzywdził. W najgorszy sposób, jaki może być dla kobiety - twierdzi.
Na pytanie, czy została zgwałcona, odpowiada prośbą o przerwanie rozmowy. Dopytywana potwierdza, że została wykorzystana.
- Tego się nigdy nie zapomni - podkreśla, powstrzymując łzy.
Dodaje, że policjant ją straszył, krzyczał, otworzył okno, wystawił ją za nie. Jak mówi, "nie myślała wtedy o sobie, a o dziecku". - Nie miałam najmniejszych szans, musiałam się poddać - opowiada.
- To było ostrzeżenie dla mnie, mocne ostrzeżenie. Pan policjant powiedział, że mogą mnie znaleźć gdzieś nad jeziorem i będę jedną z kolejnych ćpunek - mówi.
Po tych wydarzeniach kobieta razem z dzieckiem uciekła za granicę, przebywa tam do dziś.
"Ktoś to określił jednym słowem: mafia"
W Szczecinie spotykamy się z Maciejem Strączyńskim, teraz prezesem szczecińskiego Sądu Okręgowego, który 19 lat temu wydawał wyrok w sprawie Kraski.
- To jest typowa sprawa tego rodzaju, gdzie głównym dowodem są zeznania świadków, w tym dwóch naocznych świadków, którzy byli przy zdarzeniu i widzieli samo zajście - mówi.
Chodzi o tak zwanych świadków incognito. Są znani organom ścigania, policjantom, prokuraturze.
Jak mówi Strączyński , "świadek incognito jest takim samym dowodem jak każdy inny".
- Trzeba podkreślić, że takim świadkiem może być osoba zupełnie sprawcy nieznana - dodaje.
Kim są świadkowie incognito? To utajnione. - Kiedyś ktoś to określił jednym słowem: mafia. I ja się tego trzymam - mówi reporterowi przez telefon Arkadiusz Kraska.
Jego siostra dodaje: - Dochodzą nas słuchy, że to byli przestępcy wytypowani przez policjantów. Ich w ogóle nie było na miejscu zdarzenia.
Prezes SO w Szczecinie mówi, że nie ma sobie nic do zarzucenia. - Do tej chwili nie mam powodu, aby twierdzić, że wtedy popełniliśmy jakikolwiek błąd - twierdzi.
Podkreśla, że sprawa przeszła zarówno przez Sąd Apelacyjny w Poznaniu, który był drugą instancją, jak i przez Sąd Najwyższy w postępowaniu kasacyjnym.
Podmienione protokoły, podrzucone łuski
Prokuratura złożyła wniosek do Sądu Najwyższego o wznowienie postępowania, chce uniewinnienia mężczyzny.
Pod wnioskiem podpisała się Barbara Zapaśnik, która między innymi dla tej sprawy wróciła z prokuratorskiej emerytury. Jest doświadczonym śledczym, w latach 90. zajmowała się sprawami gangów.
Przy okazji badania innej sprawy, na jaw wyszły nowe fakty, które mogą dać Krasce wolność.
- Są to dowody na to, że policja wykonywała polecenia gangsterów i krok po kroku wrabiała Kraskę w podwójne zabójstwo - mówi dziennikarka Wirtualnej Polski Magdalena Mieśnik, która zapoznała się z dokumentami prokuratury, zanim zostały utajnione.
Czytała ona wniosek o wznowienie postępowania, z którego wynikało, że policjanci mieli wysłać do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego inną taśmę z monitoringu niż ta, na której było widać zajście.
Miały być podmienione protokoły z zeznań świadków, a także łuski miały być podrzucone w inne miejsce niż to, w którym doszło do zabójstwa.
Zeznania świadków incognito też miały być niespójne.
- Ranny mężczyzna, według tego co powiedzili, miał zostać postrzelony w rejonie ulicy Łokietka, tymczasem do zabójstwa doszło w pobliżu stacji benzynowej. Jeśli kierować się logiką prokuratury i sądu, postrzelony trzykrotnie mężczyzna, w tym w biodro, musiałby przebiec kilkadziesiąt metrów i nie zgubił klapków, które miał na nogach - relacjonuje Magdalena Mieśnik.
Prokuratura dotarła też do Izabeli Ł., świadka, który miał zniknąć po przesłuchaniu. - Ona, gdy pierwszy raz była przesłuchiwana, powiedziała, że to na pewno nie Arkadiusz Kraska był na miejscu zbrodni, nie on strzelał - mówi dziennikarka. - Policjanci nękali ją przez kilka dni, zmuszali do zmiany zeznań, straszyli więzieniem, przekonywali, że zabiorą jej dziecko, jeśli nie zmieni zeznań.
Tymczasem obecna żona Arkadiusza Kraski - znają się z czasów młodości, ślub wzięli, gdy był za kratkami - dotarła do nowego świadka. - Ona wszystko opowiedziała. No i umarła. Zginęła - mówi.
Dzienniarka dodaje: - Ta kobieta w obecności detektywa i adwokata zeznała, że widziała co się stało na miejscu zdarzenia. Ujawniła nowe szczegóły. Niestety, krótko po tym umarła. Jej rodzina ma wątpliwości, czy śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych.
"Nie ma żadnej oficjalnej czy też nieoficjalnej informacji"
O komentarz na temat doniesień o możliwości fabrykowania dowodów i wykorzystywania seksualnego został poproszony Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji.
- Nie ma żadnej oficjalnej czy też nieoficjalnej informacji, by w jakikolwiek sposób wznowione postępowanie miało dotyczyć funkcjonariuszy policji - odpowiedział.
Z informacji KGP wynika, że policjanci pracujący przy sprawie z 1999 roku nie służą już w policji. Nawet, jeśli wrobili Kraskę w zbrodnię, której nie popełnił, nie poniosą kary. Ewentualne nakłanianie do składania fałszywych zeznań i groźby już się przedawniły.
Autor: akw//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24