Przyjazna i rodzinna atmosfera panowała tylko na pierwszym posiedzeniu komisji śledczej do sprawy Amber Gold. Każde kolejne z ponad 60 to była prawdziwa i ostra polityczna walka.
Jednym z najważniejszych posiedzeń było to w czerwcu, gdy przy zachowaniu wyjątkowych środków ostrożności przed komisją stanął twórca i prezes Amber Gold, Marcin P. - Dowiedzieliśmy się, że bezczelnością i brakiem skrupułów można bardzo wiele osiągnąć - wskazuje Szymon Jadczak z "Superwizjera".
Pytania o parasol ochronny
Zdaniem Szymona Jadczaka, Marcin P. "prowadzi swoją grę, próbując coś zasugerować, kogoś zastraszyć, komuś dać do zrozumienia, że ma jakąś wiedzę". - Wypuszcza takie balony próbne, licząc na jakieś reakcje. Na ile jest to złożona i przemyślana gra, pewnie się nigdy nie dowiemy. Ale bierzmy pod uwagę, że mamy do czynienia z człowiekiem, który z manipulacji, oszustwa uczynił swój sposób na życie - dodaje dziennikarz.
Dlaczego z taką łatwością mógł rozwijać działalność i dlaczego bezradna okazywała się prokuratura? Ci, którzy wierzą, że Marcin P. mógł działać dzięki politycznej ochronie, jako dowód traktowali współpracę syna premiera Donalda Tuska z liniami stworzonymi przez Marcina P.
"Niefrasobliwość" Tuska
O tym, że Donald Tusk musiał wiedzieć o wątpliwej działalności Amber Gold świadczyły nie tylko zeznania jego syna Michała, ale i wygłoszone przed komisją słowa Marka Belki. - O tym, że jest to piramida finansowa każdy z odrobiną oleju w głowie wiedział od 2010 roku - mówił w lutym były szef Narodowego Banku Polskiego.
Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" wskazuje, że z tych zeznań wynika, iż "Donald Tusk niezbyt wielką wagę przykładał do przestępczości i do działalności prokuratury i służb specjalnych". - To była duża niefrasobliwość ze strony Tuska jako premiera. Tak było nie tylko w tej sprawie - zwraca uwagę.
Z kolei zdaniem Patryka Słowika z "Dziennika Gazety Prawnej", powiązania między nieprawidłowościami w tej sprawie a indywidualnymi działaniami premiera Donalda Tuska są trudne do dostrzeżenia. - Ciężko wymagać od prezesa Rady Ministrów, by pilnował każdego urzędnika - tłumaczy.
Kulisy działania instytucji państwowych
Nie oznacza to jednak, że dzięki komisji nie poznaliśmy kulis działania służb i organów państwa.
W dokumentach komisji jest między innymi notatka Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego z 2012 roku, w której najważniejsze osoby w państwie, w tym prezydent i premier, są informowani o tym, że "działalność Amber Gold oparta jest na mechanizmie tak zwanej piramidy finansowej, w którym potencjalnymi pokrzywdzonymi może być kilkadziesiąt tysięcy osób".
Wiadomo o tym było w maju, śledztwo ABW ruszyło dopiero w lipcu, a Marcina P. aresztowano pod koniec sierpnia 2012 roku. Tymczasem Komisja Nadzoru Finansowego o możliwości utraty setek milionów złotych przez klientów ostatni raz informowała prokuraturę już rok wcześniej.
- Jeżeli ktoś ogląda posiedzenia komisji, to widzi, że poszczególne instytucje państwa działały w oderwaniu od siebie, nie porozumiewały się ze sobą i nie były w stanie sobie poradzić z jedną firmą Amber Gold - zauważa Patryk Słowik.
- To jest nieudolność, która nosi cechy celowego zaniechania - wtóruje mu Wojciech Czuchnowski.
Ostro krytykuje działalność prokuratury, zwłaszcza prokurator Barbary Kijanko. - Aż się nie chce wierzyć, że ona była tak niechlujna, tak po łebkach traktowała i tak lekceważąco traktowała tę sprawę - podkreśla.
Komisja śledcza przesłuchała Kijanko, która w 2009 roku, czyli trzy lata przed wybuchem afery najpierw odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie Amber Gold, a potem wszczęła i umorzyła. Okazało się, że pani prokurator nie tylko nie zrobiła w tej sprawie nic, ale i - jak twierdzi - nic nie pamięta. Przesłuchanie stało się symbolem nieudolności organów państwa.
Podobnie jak przesłuchanie policjantki Anny Fołty-Nowackiej, która zajmowała się sprawą. - Monitorowałam internet i wydarzenia, które tam były (...). Nie mogłam podjąć innej czynności operacyjnej, nie mając zweryfikowanej informacji - mówiła 7 listopada w Sejmie. Wielokrotnie powtarzała "nie pamiętam", zapewniała, że miała "dobre chęci", a na koniec przyznała, że nigdy wcześniej prowadziła takich spraw.
Jakie wnioski
Z prac komisji nie wynika dotąd jednak, czy nieudolność urzędników była celowa i czy ktoś Marcinowi P. pomagał. W ocenie tego nie zgadzają się ze sobą nawet śledzący działalność komisji śledczej dziennikarze.
Szymon Jadczak jest przekonany, że Marcin P. działał sam. - Politycy z komisji na własnej skórze przekonali się, dlaczego Marcin P. mógł stworzyć Amber Gold sam, na czym polega jego fenomen i że tak naprawdę nie musiał mu nikt pomagać, bo swoim sprytem, inteligencją, sposobem bycia jest w stanie zaczarować każdego. Tak jak zaczarował posłów z komisji, którzy wyłożyli się podczas tego przesłuchania, tak był w stanie zaczarować tysiące Polaków, którzy powierzyli mu swoje pieniądze - wskazuje.
Jednak zdaniem Wojciecha Czuchnowskiego na pewno sam ich nie zaczarował. - Wręcz jest niemożliwe żeby Marcin P. po wyjściu z więzienia - z takim wyrokiem za podobną działalność, którą chciał prowadzić - mógł ponownie zacząć coś takiego robić. On musiał mieć jakiś kapitał na rozruch, ludzi, którzy gwarantowali mu bezkarność - zauważa.
Dotychczasowe ustalenia komisji skończyły się doniesieniami do prokuratury wobec sześciu świadków. Przed komisję w przyszłości ma być też wezwany Donald Tusk.
Autor: mb//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24