- Mamy do czynienia z działaniami zgodnymi z prawem - oświadczył we wtorek Donald Tusk. To odpowiedź w sprawie podsłuchów i stenogramów, z których - za zgodą prokuratury - skorzystał wiceszef ABW Jacek Mąka. Premier zdecydował, że Mąka oraz jego szef Krzysztof Bondaryk zostaną na stanowiskach. Dyscyplinarnej odpowiedzialności nie poniesie też prokurator, który udostępnił Mące nagrania.
Już w zeszłym tygodniu Donald Tusk zapowiadał, że we wtorek podejmie decyzję w sprawie przyszłości szefów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Dziennikarze na podsłuchu
Deklaracja była związana ze sprawą stenogramów z podsłuchanej rozmowy dziennikarzy Cezarego Gmyza ("Rzeczpospolita") i Bogdana Rymanowskiego (TVN i TVN24). Stenogramy wykorzystał w prywatnej sprawie przeciwko dziennikarzom "Rzeczpospolitej" Jacek Mąka, wiceszef ABW. Na ich udostępnienie pełnomocnikowi Mąki zgodziła się prokuratura, mimo że rozmowę podsłuchano niejako przez przypadek (telefon, z którego Gmyz dzwonił do Rymanowskiego należał do Wojciecha Sumlińskiego, dziennikarza, któremu prokuratura zarzuca korupcję ws. weryfikacji WSI).
- Zapoznałem się z dwiema notatkami szczegółowo opisującymi te działania pod kątem prawnym (notatki sporządził minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski i szef ABW Krzysztof Bondaryk, red.). W obu przypadkach mamy do czynienia z działaniami zgodnymi z prawem - oświadczył we wtorek Donald Tusk.
W związku z tym, że w notatkach szef rządu "nie otrzymał żadnej rekomendacji o charakterze personalnym" takich decyzji nie będzie. Oznacza to, że Jacek Mąka i Krzysztof Bondaryk zostaną na swoich stanowiskach.
Prokurator też bezpieczny
Dyscyplinarnej kary nie poniesie też prokurator z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, który udostępnił nagrania rozmów Gmyza i Rymanowskiego na potrzeby procesu wiceszefa ABW. - Nie ma podstaw do odpowiedzialności dyscyplinarnej - uznała Prokuratura Krajowa po kontroli sprawy.
Zapowiedziano jednocześnie, że prokurator krajowy wyda wytyczne, jak postępować w podobnych sytuacjach w przyszłości.
Podsłuchy bardziej jawne?
Szef rządu zastrzegł podczas konferencji, że w jego opinii w Polsce obowiązuje "zbyt duża łatwość zakładania podsłuchów i ich publikacji". - Podsłuchy nie powinny być elementem jakiejkolwiek gry: politycznej, czy medialnej - zaznaczał. I dlatego rząd chce wprowadzić przepisy, które zobowiązywałyby do tego, by informacja o liczbie zakładanych podsłuchów w Polsce była co roku podawana do wiadomości opinii publicznej.
- Do końca listopada przygotowany zostanie także raport o liczbie podsłuchów stosowanych w tej chwili - zapewnił premier.
"Kamiński wystąpił jako polityk"
Donald Tusk był też pytany o konferencję Mariusza Kamińskiego, na której ze strony byłego szefa CBA padły poważne zarzuty wobec szefa rządu i jego podwładnych w kontekście prywatyzacji stoczni. Premier co prawda stwierdził, że "nie chce komentować wystąpień Kamińskiego, bo nie są to wystąpienia byłego szefa CBA, tylko polityka wykonującego konkretne działanie", potem jednak zmienił zdanie.
- Tylko jeden resort – ministerstwo skarbu – przesłał do CBA od początku roku dobre 2 tysięcy stron dokumentów różnego typu. Jeśli ktoś dziś w Polsce uważa, że mechanizm praktyki antykorupcyjnej - zwany romantycznie tarczą - nie działa perfekcyjnie, to dlatego, że służby nie działają perfekcyjnie. Na szczęście dokumenty są bardziej wiarygodne niż niektórzy urzędnicy - zaznaczył.
Szef rządu zapewnił też, że Kamiński swoją wiedzą o procesie prywatyzacji stoczni nie podzielił się z nikim, "a na pewno nie" z nim ani ministrem skarbu. - Jeżeli były wątpliwości co do przetargu – a CBA stosowała wszelkie możliwe metody, w tym podsłuch państwowych urzędników - tym bardziej dziwi milczenie i brak reakcji - zaznaczył.
Na linii Boni-Pitera wszystka (za)gra
Tusk zapowiedział, że w środę zostanie ustalona "jak najszybsza ścieżka" wprowadzenia pod obrady rządu projektów ustaw: lobbingowej i antykorupcyjnej. Wcześniej szef rządu spotka się z pełnomocniczką rządu do walki z korupcją Julią Piterą oraz szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów Michałem Bonim. Premier podkreślił, że ostatni spór między Piterą a Bonim na ich prace wpływu mieć nie będzie.
Pod koniec minionego tygodnia Julia Pitera stwierdziła, że jej projekt ustawy antykorupcyjnej został skierowany do rozpatrzenia przez Komitet Stały Rady Ministrów. Ale Michał Boni temu zaprzeczył, co spotkało się z sugestią Pitery, że "został on źle poinfomowany przez swoich współpracowników".
- Czasami jest różnica zdań, wynikająca także z różnicy stanowiska, jakie zajmują oboje ministrowie. Minister Pitera stworzyła projekt (ustawy antykorupcyjnej) i była przekonana, że wystarczy ten projekt przesłać dalej, a pan minister Boni jest od tego, żeby pilnować precyzyjnie procedur tak, żeby później nie było - szczególnie w takich drażliwych sprawach - zastrzeżeń, że coś jest niezgodne z regulaminem pracy Rady Ministrów, przy procedurach - łagodził we wtorek premier.
Jak dodał, nie oczekuje od swoich ministrów, aby się kochali, czasami oczekuje, żeby się spierali o swoje racje. - Dla mnie jest ważny finał, a tym finałem jest jutrzejsze moje spotkanie z panią Piterą i panem Bonim - podkreślił szef rządu.
Źródło: tvn24.pl