|

"A ty musisz codziennie wracać do szkoły i nieważne, że tam każdego dnia w środku umierasz"

Zostajesz wskazany jako rybobójca, bo nie pchałeś się do umywalki. Bo w ogóle się nie przepychasz. I teraz wyobraź sobie, że masz siedem lat. Laureat Nagrody Nike w najnowszym opowiadaniu rozlicza się z przemocą, której doświadczał w szkole, również ze strony nauczycieli. Nam mówi: - Chcę o tym mówić głośno, bo nie mam poczucia, żeby ten temat dziś nie był już problemem. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Raku, ale przecież ty tu opisałeś naszą szkołę! - powiedział mu jeden z kolegów po lekturze "Baśni o wężowym sercu albo wtórego słowa o Jakóbie Szali". Radek Rak najpierw kazał koledze puknąć się w czoło. Ale im dłużej o tym myślał, tym coraz bardziej skłaniał się do przyznania mu racji - bo w pewnym sensie opis relacji folwarcznych, których doświadczał Szela, był też opisem szkoły, którą skończył. Z przemocą i nadużyciami.

I gdy kilka miesięcy później "Baśń" zdobyła Nagrodę Nike, Rak był już o tym przekonany. A tuż po odebraniu nagrody opowiadał w wywiadach: - Piszę opowiadanie, które będzie moim rozliczeniem z przemocą w szkole. I tą rówieśniczą, jak i ze strony nauczycieli, której, nie ukrywam, doświadczyłem i z którą będę musiał się ponownie zmierzyć.

To opowiadanie jest już gotowe. Ma tytuł "Małe zwierzątka". I każdy może przeczytać je bez opłat w serwisie Wolne Lektury.

Okładka "Małych zwierzątek" Radka Raka
Okładka "Małych zwierzątek" Radka Raka
Źródło: Wolne Lektury

Jego głównym bohaterem jest Prezydent, mężczyzna, który całymi dniami siedzi przed sklepem, od czasu do czasu tylko dorabia przy kopaniu grobów. Wiele przeszedł jako dziecko i dźwiga mroczne sekrety.

W czym jego doświadczenia podobne są do przeżyć Radka Raka, rocznik 1987? O to zapytaliśmy pisarza.

Fragment opowiadania "Małe zwierzątka" Radka Raka
Fragment opowiadania "Małe zwierzątka" Radka Raka
Źródło: Wolne Lektury

Radek Rak: - …to miał być taki wesoły horror.

Justyna Suchecka: W którym miejscu to jest wesoła historia?!

- Takie było założenie. Jednak już po pierwszych stronach zorientowałam się, że wychodzi mi coś innego.

Tak jak zapowiadałeś: rozliczenie z przemocą w szkole?

- Myślę, że to za mały tekst, by mówić o takim prawdziwym rozliczeniu. Dla mnie pisanie opowiadania to jest zawsze takie obwąchiwanie się z nowym tematem. Tak sprawdzam, czy go udźwignę.

"Baśń o wężowym sercu" nie była moim pierwszym podejściem do tematu rabacji. Pojawiał się już w moich dawnych opowiadaniach, które ukazywały się w "Nowej Fantastyce". I dopiero po jakimś czasie poczułem, że mogę o rabacji napisać więcej.

Radek Rak o tym, co skłoniło go do pisania o Jakubie Szeli
Źródło: TVN24

Czyli "Małe zwierzątka" to dopiero początek?

- Pisanie tego opowiadania było sięganiem do wspomnień, które są dla mnie przykre i bolesne. Musiałem przypomnieć sobie, jak to jest być tym małym zwierzątkiem, taką myszką, gdy wszędzie naokoło czyhają koty.

Większość z nas ma takie wspomnienie ze szkoły dotyczące przemocy. I nie chodzi tylko o przemoc rówieśniczą, o której mówi się stosunkowo dużo, ale też tę ze strony nauczycieli. Dziś jako dorosły facet wciąż się zastanawiam, kim trzeba być, żeby gnoić małe dzieci.

To, co opisałeś w opowiadaniu, to twoje doświadczenia?

- Spotkały mnie rzeczy podobne albo widziałem, jak kogoś innego spotykają. Byłem małym dzieckiem i nie mogłem nic z tym zrobić. Reagować zacząłem dopiero jako nastolatek, już w gimnazjum, gdy stałem się "pyskatym gówniarzem". Bohater mojego opowiadania takim gówniarzem nie jest. Nie ma siły się bronić ani protestować.

Co jeszcze was różni?

- Prezydent był sam, ja miałem bardzo duże wsparcie ze strony rodziny. Rodzice mówili: "Tak wygląda szkoła, nie zmienisz tego". Ale też dodawali: "To jest złe. A jeśli czujesz, że jest złe, to rób po swojemu". To była złota zasada! Wiadomo, że dzieciaki często tak robią, ale usłyszeć to od bliskiego dorosłego jest bardzo ważne. Zmieniło mój sposób patrzenia na życie i muszę przyznać, że wciąż tak postępuję.

To znaczy?

- Gdy nie umiem się z czymś zmierzyć, to przytakuję, a potem i tak robię tak, jak uważam za stosowne.

Oczywiście dzieci mają gorzej. Trudniej im dochodzić swoich praw, gdy są niesprawiedliwie traktowane. Ja mogłem zwrócić się po pomoc do rodziców, ale wielu moich kolegów w domu rodzinnym było jeszcze gorzej traktowanych niż w szkole. Niektórzy przychodzili do szkoły, gdzie byli traktowani jak wszyscy, czyli źle, ale oni i tak robili to z radością, bo uciekali od strasznych rzeczy, które działy się w ich rodzinach.

A ty?

- Szkoły szczerze nie cierpiałem i z czasem każdą okazję, by się na niej odegrać, wykorzystywałam. Głównie w głowie. Na przykład w gimnazjum graliśmy w "Heroes of Might and Magic", to taka gra strategiczna w świecie fantasy, gdzie tworzyliśmy różne mapy. Zrobiliśmy też taką, w której władcami nekropolii byli nielubiani nauczyciele, a naszym celem była walka z nimi. Nawet fajne mapy nam powychodziły. To był nasz sposób radzenia sobie z rzeczywistością… ale widzisz, właśnie opowiadam śmieszną historyjkę o czymś, co wcale nie było śmieszne.

"Musiałem trochę dojrzeć jako człowiek"
Źródło: TVN24

Wciąż wszystkiego nie przepracowałeś?

- Wiele już tak, ale to nadal trudny dla mnie temat. W końcu mówimy o przemocy fizycznej i psychicznej, której w szkole doświadczyliśmy. Im dalej się cofamy, tym gorzej, co nie oznacza, że w szkole średniej było jakoś wyraźnie lepiej. Tam też działy się rzeczy paskudne, jak choćby molestowanie seksualne. Nie poruszyłem tego tematu w opowiadaniu i to mnie bezpośrednio nie dotknęło, ale wielu osób tak. Myślę dziś o tych nastoletnich dziewczynach, które nie miały jak się bronić, bo nie posiadały nawet odpowiedniego języka, by nazwać to, co je spotkało. Bicie dziennikiem po pośladkach, robienie bez przerwy seksualnych uwag. Dziś jesteśmy dorośli i wiemy, że te niestosowne zachowania to molestowanie. Ale jak mieliśmy się przed tym bronić wtedy?

System edukacji jest zgniły. Zły od samego korzenia. Z przerażeniem myślę o tym, co będzie, gdy moje dzieci pójdą do szkoły. Bo niestety mam przekonanie, że to się nie zmieniło. Nadal wiele zachowań, które spotykały mnie i moich znajomych, ma miejsce w szkole, a dzieci nie uczy się, że mogą na nie reagować.

Masz tylko złe doświadczenia ze szkoły?

- Oczywiście, że nie. Ale nie w tym rzecz. Kiedy po raz pierwszy głośno powiedziałem, że chciałbym napisać o przemocy w szkole, to usłyszałem, że może to jednak zły moment.

Bo?

- "Nauczyciele bardzo mocno oberwali za rządów PiS i może trzeba im dać na razie spokój". Ale jeśli tak mielibyśmy stawiać sprawę, to może trzeba dać sobie spokój z pisaniem o pedofilii w Kościele, bo przecież katoliccy księża oberwali za komuny? No nie. Zawsze trzeba mówić, gdy widzimy, że dzieje się coś złego.

"Ludzie oczekują, że powiem coś odkrywczego, a ja mówię, że Mikusia trzeba odrobaczyć"
Źródło: TVN24

I jakie widzisz rozwiązanie tego problemu jako dorosły?

- Na początek właśnie to nieuciekanie, rozmawianie. Gdy coś opiszę, skrytykuję, często słyszę: "No dobra, to co według ciebie powinniśmy zrobić?". Dajmy na to: "Piszesz, że pańszczyzna była zła, to zaproponuj, jak to trzeba było rozwiązać w XIX wieku". A ja nie wiem, jak to trzeba było rozwiązać!

Ale jestem zdania, że jeżeli się zapętlamy w jakąś patologiczną sytuację, to sami często nie znajdujemy z niej wyjścia. Ono może przyjść z zewnątrz. Dlatego musimy rozmawiać o nadużyciach, których dopuszczają się dorośli względem dzieci. Zbyt często przemoc szkolną - krzyki, wyzwiska, docinki - uważa za coś naturalnego.

Weźmy taką historię z mojego życia, z liceum. Wybitny pedagog, który ma dziesiątki olimpijczyków, nazywa dzieci "mongołami", bo czegoś nie potrafią. Karygodne, prawda? A nadal uczy.

Albo inny nauczyciel. Pod względem osiągnięć uczniów, oczytania, wiedzy - wybitny człowiek. Ale ja pamiętam przede wszystkim, że wybierał sobie jedną osobę, najczęściej dziewczynę i na każdej lekcji udowadniał, że "jest głupia" i "nie potrafi myśleć". Bez względu na to, co by zrobiła. Potrafił przez całą lekcję pastwić się nad nią przy tablicy. A wszyscy truchleli. To zaszło tak daleko, że gdy taka osoba była nieobecna, to i tak nie przeszkadzało mu jej "odpytywać".

Jak to?!

- Niby wzywał ją do odpowiedzi, po czym rysował ją na tablicy i odpowiadał głupio w imieniu tej osoby. Następnie krytykował, a nawet oceniał. A przypomnę: tej osoby nie było fizycznie w klasie! I co możesz zrobić w takiej sytuacji? Siedzieć przerażony. Bo co, jak się odezwiesz i ty zajmiesz miejsce tej osoby?

Możesz też pewnie zmienić szkołę. To się pewnie częściej dzieje, gdy mieszkasz w Krakowie czy Warszawie, gdzie tych szkół są dziesiątki. Ale gdy mieszkasz w Dębicy i jest tam jedna sensowna szkoła, która przygotowuje do matury, to ucieczki z tego pieprzonego systemu nie ma. A przecież mówię o 50-tysięcznym powiatowym mieście. W mniejszych jest pewnie jeszcze gorzej, bo jeszcze wszyscy się znają. A ty musisz codziennie wracać do szkoły, bo nie za bardzo masz wybór. I nieważne, że tam każdego dnia w środku umierasz.

W twoim opowiadaniu nauczycielka wyznacza osobę, która jej zdaniem zabiła ryby w szkolnym akwarium. To prawdziwa historia?

- Tak, wydarzyła się w moim szkolnym życiu. Dziś jestem weterynarzem i wiem, że jak ryby są wzdęte i pływają brzuchami do góry, to nie dlatego, że się najadły za dużo karmy. A taki właśnie wniosek wyciągnęła jedna z moich nauczycielek, gdy znalazła w klasie martwe ryby. Zaprowadziła nas wtedy do łazienki i kazała wszystkim naraz myć ręce. Na tej podstawie wyznaczyła rybobójcę. Wybrała tego, kto nie przepychał się do zlewu i miał suche ręce.

Fragment opowiadania "Małe zwierzątka" Radka Raka
Fragment opowiadania "Małe zwierzątka" Radka Raka
Źródło: Wolne Lektury

Wyobraź sobie teraz, że masz siedem lat. Nauczycielka jest znana, powszechnie lubiana, ma osiągnięcia, jest autorytetem. I robi ci coś takiego, co ciągnie się za tobą przez całe lata.

Do dziś pamiętam to pchanie łap pod zlew. I myślę sobie o tych wszystkich nieśmiałych dzieciach, które zawsze stoją gdzieś tam z tyłu i gdy się wszyscy pchają pod kran, one tego nie robią. I dlatego na koniec są karane. Ale jaka jest w tym ich wina? Też przechodziłem taki etap w życiu, że wolałem się wycofać.

Przemoc nauczycielska może nakręcać rówieśniczą?

- Prezydenta, czyli to małe zwierzątko z mojego opowiadania, to nauczycielka w pewnym sensie naznacza na ofiarę. W końcu to ona uznaje, że jest rybobójcą, a następnie przymyka oko na przypadki dręczenia ze strony rówieśników.

Czuliśmy, że nie ma sensu się skarżyć, bo w naszej sprawie nikt nawet palcem nie kiwnie. Gdyby nie było przyzwolenia idącego z góry, to wszystko by inaczej wyglądało.

Fragment opowiadania "Małe zwierzątka" Radka Raka
Fragment opowiadania "Małe zwierzątka" Radka Raka
Źródło: Wolne Lektury

Zmieniłeś szkołę, jak wszyscy poszedłeś do gimnazjum. Nie było lepiej?

- W gimnazjum byłem dość trudnym uczniem. Robiłem rzeczy niechętnie i w poprzek oczekiwań nauczycieli. Miałem za to swoich kolegów, podobnych do mnie - długowłosych chłopaków w glanach. Tak się złożyło, że byłem nawet przewodniczącym klasy.

Gdy szukano dla naszej szkoły nowego patrona, zaproponowaliśmy, żeby został nim Gandalf Szary z "Władcy pierścieni". Innym dzieciakom pomysł się spodobał. Ale nasza wychowawczyni uznała, że jesteśmy zupełnie niepoważni. Jak postanowiła sobie z tym poradzić? Wybrała sobie inną osobę, która miała jej donosić, co my tam robimy w tym samorządzie szkolnym. I wyznaczała ją do wszystkich ważnych funkcji i działań, na przykład noszenia sztandaru. Bez żadnego trybu.

Teraz sobie myślę, że może w sumie dobrze, bo ostatecznie patronem szkoły nie został Gandalf, tylko Adam Mickiewicz, którego szczerze nie cierpieliśmy.

Ale znów to robię! Opowiadam tak, żeby było trochę śmiesznie, bo tak naprawę nie lubię wyciągać rzeczy, które są dla mnie bolesne czy przykre.

O czym więc jest tak naprawdę to wspomnienie?

- O promowaniu donosicielstwa, rozbijaniu grupy, która jest zwarta i gotowa do zrobienia czegoś fajnego. O dzieciakach, które są zaangażowane. Ta sama grupa, która chciała mieć za patrona szkoły Gandalfa, robiła też jasełka dla dzieci z parafii, różne akcje charytatywne. Miała inicjatywę! A nauczyciele zajmowali się przetrąceniem kręgosłupa naszym oddolnym inicjatywom.

Radek Rak: nie ma bohaterów, którzy są jednoznacznie dobrzy bądź źli
Źródło: TVN24

Byłeś dobrym uczniem?

- Myślę, że dużo rzeczy, których doświadczyłem w szkole, doprowadziło do tego, że o ile na początku często wykazywałem się inicjatywą, to już w szkole średniej nie miałem ochoty na robienie niczego dodatkowego. Szedłem do szkoły, by to odbębnić. Zrobić tyle, ile muszę i wrócić do domu. Na szczęście miałem fajnych znajomych i dobry dom. Pamiętam, jak kiedyś poszedłem na wagary, a tata zgodnie z prawdą napisał: "Proszę usprawiedliwić nieobecność syna Radosława z powodu meczu Polski".

Ale wracając wprost do twojego pytania: nie sprawiałem specjalnych problemów. Tylko raz miałem zagrożenie z fizyki.

Ty, przyszły weterynarz?!

- Zawsze dziwiło mnie rozróżnienie na nauki ścisłe i humanistyczne. Lubiłem nauki przyrodnicze, ale one wymagają innego sposobu myślenia niż fizyka, z którą często są łączone. Widziałem duże pokrewieństwo pomiędzy biologią a historią. Tu i tu masz proces do zrozumienia. To znaczy oczywiście możesz się tego wszystkiego nauczyć na pamięć i nic nie zrozumieć, ale jeśli nauczysz się pewnych podstaw, to cała ta rzeczywistość ci się układa w logiczną całość. Biologia i historia to były przedmioty, które lubiłem, natomiast miałem bardzo duży problem właśnie z matematyką czy fizyką.

I tu cię pewnie dodatkowo zdziwię: z językiem polskim też bywało u mnie różnie. Po prostu wolałem czytać książki, które nie były lekturami.

rak
Radek Rak laureatem Nike
Źródło: TVN24

Jak zareagowali ludzie z twoich dawnych szkół, gdy dostałeś Nagrodę Nike? Zaczęło się klepanie po plecach i wspominanie, jak wspaniałym byłeś uczniem?

- W mojej szkole średniej zareagowali entuzjastycznie, ale to już w sumie nie jest ta sama szkołą, do której chodziłem. To są te same mury. Jednak te osoby, z którymi byłem bliżej związany, jak pani Lidka z biblioteki, już nie żyją. Akurat do liceum nie mam jakiegoś wielkiego żalu. Gdy ktoś mnie tam kiedyś zaprosi, to chętnie pojadę. Zawsze też wysyłam egzemplarz kolejnej książki do szkolnej biblioteki. Przy innych znanych absolwentach - Łomnickim i Pendereckim - to ja przecież jestem taki skromny, biedny żuczek.

Gimnazja? Już ich nie ma, więc pewnie wszyscy czują się rozgrzeszeni z tego, co nas spotkało. Nie ma tematu.

A podstawówka… chodziłem do takiej dziwnej prywatnej szkoły w Dębicy. Tamci nauczyciele, gdy to przeczytają, pewnie nie będzie ich to nawet ruszać. Ale fakt jest taki, że ja nie mam dobrych wspomnień z tej szkoły, za wyjątkiem dwóch osób.

Kto to był?

- Historyk Jacek Dymitrowski, który zaszczepił we mnie miłość do historii. Prowadził świetne kółko, zabierał nas na wykopaliska, przynosił na lekcje zęby mamuta, które sam wykopał w dolinie Wisłoki, czy narzędzia, których używali ludzie pierwotni.

Pamiętam, jak raz mieliśmy na kółku archeologicznym przerysować na papierze milimetrowym jakiś wykopany dzbanek. To była taka siermiężna, benedyktyńska praca, ale pod jego okiem naprawdę fascynująca.

A ta druga osoba?

- Polonistka, świętej pamięci Basia Brniak. Była wspaniałą osobą. Nie musiałem czytać lektur szkolnych, a mogłem z nią rozmawiać o tym, co czytałem.

Czytałeś dużo?

- Bardzo i przeważnie nie to, co powinienem. Książki były dla mnie kotwicą. Przeczytałem też bardzo dużo złych tytułów, na przykład cykl o mrocznym Elfie Drizzcie, który walczy z reżimem. Był mi wtedy bardzo bliski, bo w tym gimnazjalnym okresie czułem, jakbym sam żył w jakimś Mordorze wśród orków.

Radek Rak: w historii Polski, Galicji, było wielu bohaterów, których można by użyć do prezentowania ideałów rewolucyjnych
Źródło: TVN24

Umiałbyś dziś opisać szkołę swoich marzeń?

- Jak to powinno wyglądać? Nie wiem. Niektórzy zarzucają mi, że tak naprawdę piszę powieści realistyczne i tylko udaję, że to fantastyka. Na fantastyce się wychowałem i to jest taki naturalny dla mnie sposób wyrażania siebie. Ale równocześnie nigdy się nie zastanawiam, co by było, gdyby. Nie byłem i nie jestem fanem historii alternatywnych, na przykład, co by było, gdyby Hitler wygrał wojnę.

I może dlatego ja nie wiem, jak szkoła idealna powinna wyglądać.

Ile zostało w tobie z tego małego zwierzątka?

- Dalej czuję, że mam je w sobie. I to są te cechy we mnie dobre, jak pewna uważność czy wrażliwość.

Tylko trzeba pamiętać, że gdy małe zwierzątko doprowadzimy do ostateczności, to dzieją się rzeczy bardzo złe - jak w moim opowiadaniu. Sam nigdy do takiej ostateczności nie zostałem doprowadzony, ale kilka razy niewiele brakowało.

Bohater "Małych zwierzątek" nie ma pomocy z zewnątrz. Ona nie przychodzi ze strony człowieka, a od strony innych małych zwierzątek. Tak jak u nas, gdy byliśmy w gimnazjum i wszyscy byliśmy tymi małymi zwierzątkami. Wiedzieliśmy, że musimy być razem, bo jak ktoś wciśnie pomiędzy nas klin, to będzie źle. To jest jedyna metoda na przetrwanie, gdy jest się małym i nic się nie może. - znaleźć kogoś innego, kto też jest mały jak ty i trzymać się razem.

Myślę, że to bym był w stanie szerzej opisać.

A teraz dodam coś niepopularnego: Hogwart z Harry'ego Pottera też jest szkołą bardzo patologiczną, pełną zachowań wobec uczniów, których byśmy nie pochwalali w prawdziwym świecie. Pamiętasz Severusa Snape'a, który miał zawieszony w klasie swój portret? W mojej klasie też był taki portret nauczyciela, musiałem odpowiadać, patrząc na niego, tak, żeby nikt mi nie podpowiadał. I to na pewno nie było śmieszne.

Radek Rak o planach pisarskich
Źródło: TVN24

Zmierzyłeś się z tematem szkoły po raz pierwszy. Co dalej?

- Będę do tego tematu wracał, jak go sobie lepiej poukładam. Już teraz mogę to robić bez wrażenia, że grzebię w miejscach, w których nie chcę grzebać. A przez wiele lat właśnie takie poczucie miałem.

Teraz piszę dużą powieść fantastyczną. Jej bohaterowie są nastolatkami, więc rzeczywistość szkolna też ich w jakiś sposób dotyka. I tej części ich życia nie muszę wymyślać, to się pisze samo. A pisanie tego daje mi przyjemność i mam nadzieję, że się nie okaże jakąś straszną literacką katastrofą.

Książkę mam ukończyć do 31 marca 2022 roku, więc trochę pisania jeszcze przede mną. I przepracowywania traum szkolnych też.

Czytaj także: