Barack Obama poprosił Polaków o wsparcie amerykańskiego kontyngentu w Afganistanie. Co na to rząd? Polska jest za. - Nie ma jeszcze decyzji, ilu żołnierzy wyślemy. Mówimy o kilkuset - mówił Donald Tusk w "Kropce nad I". Później jednak zdradził konkretne liczby: - Do 600 żołnierzy plus 200 pozostających w Polsce w tzw. odwodzie. Dlaczego żołnierze jednak pojadą? - Bo to inwestycja w przyszłe bezpieczeństwo Polski - tłumaczył szef rządu.
Prezydent USA zadzwonił we wtorek po południu do polskiego szefa rządu i - jak zaznaczał Donald Tusk - "ponowił prośbę sekretarza generalnego NATO o to, aby Polska wspólnie z innymi krajami europejskimi uzupełniła, zresztą w dość skromnym zakresie, ten dodatkowy kontyngent, który w przypadku Amerykanów wynosi ponad 30 tysięcy dodatkowych żołnierzy".
My nie jesteśmy na wojnie w Afganistanie, tylko na wojnie o bezpieczeństwo Polski w przyszłości tusk
- Mówię o tym bez entuzjazmu i bardzo szczerze. (...) Nie ma jeszcze ostatecznej decyzji, (ilu naszych wojskowych dołożymy do kontyngentu - red.) mówimy o kilkuset żołnierzach - podkreślił premier.
Póżniej Tusk dodał: - Pan minister Klich mówił o możliwości do sześciuset żołnierzy plus dwustu pozostających w Polsce w tak zwanym odwodzie. Zobaczymy, czy taki będzie finał, ale w tę stronę zmierzamy.
Oczekiwania były większe - około 1000 dodatkowych polskich żołnierzy. - Ale my to oczekiwanie będziemy dostosowywali do naszych możliwości - podkreślił Donald Tusk w TVN24. Dodał, że zdaje sobie sprawę z tego, iż Polacy nie chcą zwiększenia naszego kontyngentu, ale swoją decyzję podejmuje w imię wyższego celu.
Inwestycja w bezpieczeństwo
Premier argumentował, że jeśli Polska ma w przyszłości liczyć na solidarność innych państw, to musi "w chwilach próby" zachować się odpowiednio. - Gdyby to były indywidualne decyzje Polski, to nie podejmowalibyśmy takiego wysiłku. (...) Tego typu inwestycja w bezpieczeństwo Polski jest przykra i nigdy nie będzie popularna, ale ma sens - zaznaczył Donald Tusk.
Jest jeszcze jeden argument, dla którego nasz kraj wyśle na afgańską misję dodatkowych wojskowych. - Według prezydenta Obamy zwiększenie zaangażowania NATO w Afganistanie daje szansę na rozpoczęcie redukcji tego zaangażowania już po 18 miesiącach, najpóźniej po 24 m-cach. W jakimś sensie ten zwiększony wysiłek ma na celu przede wszystkim skrócenie tej misji - wyjaśniał premier. - My nie jesteśmy na wojnie w Afganistanie, tylko na wojnie o bezpieczeństwo Polski w przyszłości - podsumował.
Tusk "powinien poczekać"
Z argumentacją premiera nie zgodzili się goście programu "24 godziny", którzy na gorąco komentowali deklaracje Tuska.Andrzej Celiński, poseł niezrzeszony, uważa, że sprawę wysłania dodatkowych polskich żołnierzy "trzeba głęboko przedyskutować w całym NATO".
Zdaniem Celińskiego Tusk powinien powiedzieć Barackowi Obamie, że "potrzebuje dwóch, trzech miesięcy na wyrobienie pozycji i nie wyłącznie polskiej pozycji".
Także poseł PiS Zbigniew Girzyński nie uważa, by wysyłanie dodatkowych wojsk do Afganistanu było niezbędne. - Moim zdaniem zaangażowanie Polski w Afganistanie jest już w tej chwili zbyt duże - mówił poseł PiS, zaznaczając, że jest to wyłącznie jego "osobista opinia".
34 tysiące Amerykanów się pakuje
W przemówieniu wygłoszonym w Akademii Wojskowej West Point, prezydent Barack Obama zapowiedział wysłanie dodatkowych przeszło 30 tysięcy żołnierzy do Afganistanu, aby pokonać talibów i Al Kaidę.
Dodatkowe 30 tysięcy żołnierzy (a licząc z oddziałami wsparcia nawet ok. 34 tysięcy) będzie wysyłanych do Afganistanu etapami w pierwszej połowie przyszłego roku. Siły USA w tym kraju wzrosną w ten sposób do ponad 100 tysięcy ludzi. Pozostałe kraje NATO w Afganistanie mają w sumie niecałe 40 tysięcy żołnierzy.
ŁOs,kj/iga//mat
OBEJRZYJ CAŁĄ ROZMOWĘ MONIKI OLEJNIK Z DONALDEM TUSKIEM
Źródło: tvn24.pl, RMF FM
Źródło zdjęcia głównego: TVN24