To był wielki zaszczyt, ale było też trochę strachu, bo esbecja zawsze siedziała wokół mieszkania Jacka - wspominał we "Wstajesz i weekend" Stanisław Trzciński - kulturoznawca, wykładowca Uniwersytetu SWPS i Collegium Civitas. W 1989 roku był zaangażowany w kampanię wyborczą Jacka Kuronia przed częściowo wolnymi czerwcowymi wyborami. - Kiedy pierwszy raz wszedłem do mieszkania Jacka Kuronia i go spotkałem, to nogi się pode mną ugięły, bo wiedziałem, że to jest największy wróg komunizmu w Polsce - dodawał. Swoją historię Trzciński opisał także w Magazynie TVN24.
Wiosną 1989 roku, mając 17 lat, Trzciński zaangażował się w prace sztabu wyborczego Jacka Kuronia w ramach Żoliborskiego Komitetu Obywatelskiego "Solidarność".
Jak zaznaczył we "Wstajesz i weekend" w TVN24, głównie pomagał, ale miał poczucie, że współtworzy kampanię wyborczą. - Głównie dlatego, że Jacek Kuroń był kandydatem, a Jacek miał to do siebie, że tak angażował, że faktycznie każdy z nas czuł się współtwórcą i ważnym elementem - podkreślił Trzciński.
"Nogi się pode mną ugięły"
- Kiedy pierwszy raz wszedłem do mieszkania Jacka Kuronia i go spotkałem, to nogi się pode mną ugięły, bo wiedziałem, że to jest największy wróg komunizmu w Polsce i że to jest człowiek, który przesiedział dziewięć lat w więzieniach - przyznał.
- Natomiast jednak, kiedy ma się 17 lat, (...) mamy motyle w brzuchu, bardzo się cieszymy, ale nie mamy świadomości aż tak wielkiej, zatem przyjmujemy to po prostu tak, jakby to było naturalne, że jest sprawa do zrobienia - mówił Trzciński, wspominając czas, gdy był zaangażowany w plakatowanie i organizację spotkań kandydatów Solidarności z mieszkańcami Żoliborza.
Przyznał, że to był "wielki zaszczyt", ale jak dodał, "było też trochę strachu, bo esbecja zawsze siedziała wokół mieszkania Jacka".
- Nie było przecież oczywiste, że Solidarność wygra. Tego nikt nie wiedział. Wszyscy myśleli, że to zostanie przerwane w pewnym momencie. Że jeżeli Solidarność wygra, to znowu będzie coś w rodzaju stanu wojennego. A poza tym, że będzie to [częściowo wolne wybory 4 czerwca - przyp. red.] sfałszowane - wspominał.
- Było milion scenariuszy, ale ten jeden, że to się uda, nie był najbardziej prawdopodobny - zaznaczył.
"Przejście z beznadziei do gigantycznych igrzysk"
Trzciński ocenił, że w "wybuchu poczucia wspólnoty i dużej nadziei [w 1989 roku - red.], również bardzo duży udział miał koszmarny czas wcześniej".
- Nie wolno było wyjeżdżać z kraju, nie było nic w sklepach i rzeczywiście tej nadziei znikąd i [był - red.] Związek Sowiecki, który kontroluje wszystko, co się dzieje w Polsce - przypomniał.
- Jeśli się o tym nie pamięta, to trochę się nie rozumie, dlaczego niektórzy świętują [rocznicę wyborów 4 czerwca - red.] tak radośnie, toastami. Myślę, że młodzi ludzie trochę nie rozumieją tego kontekstu, że to było bardzo ostre przejście. To było praktycznie z miesiąca na miesiąc przejście z beznadziei do gigantycznych igrzysk, które naprawdę się odbyły, kompletnie niezależnie od tego, jak się ocenia Okrągły Stół - podkreślił Trzciński.
Autor: js//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24