Janusz T., ps. Krakowiak został prawomocnie skazany na 15 lat więzienia za zlecenie napadu i pobicia oraz za podżeganie do zabójstwa świadka koronnego. Duża część zarzutów stawianych "Krakowiakowi" i pięciu innym członkom jego gangu musi jednak zostać zbadanych ponownie.
Sprawa dotyczy śmierci czterech osób i zlecenia zabójstwa trzech kolejnych - policjanta, prokuratora i świadka koronnego.
Blisko rok temu, po czterech latach procesu, katowicki sąd okręgowy skazał szefa grupy, Janusza T., na 25 lat więzienia, a uważanemu za egzekutora jego gangu Zdzisławowi Ł., ps. Zdzicho, wymierzył karę dożywocia. Sąd zastrzegł, że pierwszy z nich będzie mógł wyjść z więzienia najwcześniej po 20 latach, drugi - po 30. Czterech pozostałych oskarżonych dostało kary od roku i ośmiu miesięcy do 13 lat pozbawienia wolności.
Wyrok zaskarżyła zarówno obrona, jak i prokuratura. Oskarżeni i obrońcy wnosili zwykle o uniewinnienie lub uchylenie wyroku sądu I instancji i domagali się ponownego procesu, ewentualnie - obniżenia kar.
Oskarżenie domagało się częściowego uchylenia wyroku i przeprowadzenia w uchylonym zakresie nowego procesu, a w części - zaostrzenia kar oskarżonym.
Teraz sąd apelacyjny uchylił większość tamtego wyroku, uchylając np. zarzuty przeciwko "Zdzichowi".
Sąd odwoławczy uznał, że sąd okręgowy nie przestawił w uzasadnieniu wyroku swojego procesu wnioskowania co do oceny dowodów, inne dowody ocenił wręcz wadliwie. Dlatego musi zostać przeprowadzony ponowny proces.
Gang "Krakowiaka", którego członkowie podporządkowali sobie kilka innych gangów, był zdaniem prokuratury jedną z najgroźniejszych grup przestępczych działających w kraju. Gang został rozbity na początku 1999 roku.
Przed katowickim sądem ciągle toczy się kilka spraw, w których odpowiadają jego dawni członkowie. Główny proces, w którym na ławie oskarżonych zasiada około 30 osób, trwa od lutego 2001 roku. Oskarżeni odpowiadają w nim, oprócz czterech zabójstw, również za wiele innych poważnych przestępstw: napady rabunkowe, pobicia, porwania, handel bronią i narkotykami.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24