Ze dwadzieścia lat temu w "The Wall Street Journal", czyli w myśl nazewnictwa obowiązującego w czasach mojej młodości - organie światowej finansjery - przeczytałem artykuł, wedle którego Światowe Forum Gospodarcze odbywające się rokrocznie w Davos to nie żadne spotkanie gospodarcze tylko impreza towarzyska dla bogatych. Zjeżdżają się oni do tego szwajcarskiego uzdrowiska, aby przy dobrych trunkach i eleganckich zakąskach porozmawiać o przyszłości świata.
Rozmawiają, jak ten świat urządzić, aby bogatym żyło się jeszcze wygodniej, tak żeby, broń Boże, jacyś inni ambitni ludzie nie pozbawili ich należnych wpływów. Ubogie kraje, a takie tworzyły obóz socjalistyczny (spędziłem w nim znaczną cześć życia), w tej podejrzanej imprezie przez wiele lat nie uczestniczyły. To się zmieniło wraz z upadkiem obozu. Zaczęliśmy jeździć po świecie, nie tylko na wycieczki all inclusive, ale co bardziej sprytni i przedsiębiorczy wpadali również do Davos.
Jak się dowiedziałem z lektury mego ulubionego tygodnika "Sieci", nasza obecność nie była do niedawna pełnowartościowa, ponieważ "sprowadzała się do gościnnych występów kilku rodzimych polityków na salonach i w debatach organizowanych przez innych". Jednym słowem nie wykorzystaliśmy w pełni nadarzającej się okazji, piliśmy i jedliśmy to, co nam inni serwowali, bez naszego wpływu na jadłospis.
Te koszmarne czasy to na szczęście przeszłość. I tu raz jeszcze oddaję głos naszemu człowiekowi w Davos red. Karnowskiemu z tygodnika "Sieci". "Organizowany od 2019 r. Polish House (polski pawilon) znacząco zmienił obraz. Polski przekaz i oferta prezentowane są ofensywnie, na naszych warunkach".
Odetchnąłem z ulgą. Zwłaszcza że to się świetnie udało - zwłaszcza w tym roku - dzięki hasłu "Bridge to freedom" nawiązującemu "do naszej roli w pomocy Ukrainie".
Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Jacyś złośliwcy, nie zidentyfikowani przez red. Karnowskiego, napisali, także nie wiadomo gdzie, że byliśmy "mistrzami własnego podwórka". Domyślam się, choć nie mam pewności, że tym, co pisali językiem pełnym złej woli o podwórku, chodziło o to, że do Polish House przychodzili głównie Polacy, słuchali polskich prelegentów, przekonujących, że to, co polskie, jest najlepsze na świecie.
Mimo tych mankamentów red. Karnowski nie ma żadnych wątpliwości: "Te kilka dni Polska wykorzystała perfekcyjnie. Wywarliśmy wpływ na wiele spraw, umocniliśmy wizerunek lidera Europy środkowej i odważnego współprzywódcy koalicji proukraińskiej. Działamy długofalowo, wreszcie świadomie i mądrze inwestujemy w wizerunek. Skąd ten atak? (pisownia oryginalna - red.)". Autor tygodnika "Sieci" ma odpowiedź: "Każda polska ambicja zostanie zaatakowana".
Ale, mimo że te ataki nie są przyjemne, red. Karnowski ma takie zapasy wyrozumiałości i współczucia, że lituje się nad krajami, które poszły inną drogą: "Pokorne wobec Berlina, zdemolowane demograficznie, niezdolne do suwerenności (…) my też szliśmy tą drogą, ale na szczęście w ostatniej chwili zawróciliśmy. I są efekty. Musimy jednak pamiętać, że bez wysiłku obozu propolskiego dorobek ostatnich lat może zostać zniweczony".
Na tym jednak Karnowski nie poprzestaje. W obliczu tych wspaniałych perspektyw, otwierających się przed naszym krajem, tym bardziej rzuca się w oczy wyczekująca postawa prywatnego polskiego biznesu, który mógłby "się tam pokazać". Tam, czyli w Davos.
Jeśli dobrze rozumiem, polski duży, prywatny biznes mógł, ale się nie pokazał w Polish House. Też mnie to zastanawia. Może obawiali się, że przesłoni ich masywna sylwetka wicepremiera Sasina? A może uznali, że nie po to wydali pieniądze na podróż, jechali taki kawał drogi, żeby słuchać tego, co już znają?
Ja na Światowym Forum Gospodarczym w Polish House nie byłem, więc przez ciekawość posłuchałem wicepremiera w internecie. Po takiej sesji doszedłem do przekonania, że jeśli w zakresie obowiązków szefów spółek Skarbu Państwa wymagane jest słuchanie przemówień wicepremiera Sasina, to wszyscy prezesi tych spółek zasługują na podwyżki.
Do Davos nie muszą jeździć. Wystarczy odprawa w Urzędzie Rady Ministrów. W Alejach Ujazdowskich, w Warszawie.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24