Za próbę zgwałcenia dwóch kobiet i naruszenie nietykalności cielesnej trzeciej grozi mu do 12 lat więzienia. Najbliższe trzy miesiące spędzi za kratami. Tymczasem zgłosiła się kolejna kobieta.
- Podejrzany usłyszał zarzuty próby zgwałcenia dwóch kobiet oraz naruszenia nietykalności osobistej trzeciej - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Mężczyzna nie przyznał się do winy, chociaż policja zabezpieczyła na jego ubraniach krew, która - jak wykazały badania w laboratorium kryminalistycznym - należy do napadniętej 23-letniej studentki.
- Podejrzany wyjaśnił, że w nocy z niedzieli na poniedziałek pił alkohol ze znajomymi w kilku restauracjach. Potem przeniósł się do klubu - mówi Kopania.
Podejrzany twierdził, że nad ranem z niego wyszedł i poszedł na stację benzynową.
- Tam miał stracić pamięć co do tego, co działo się później - mówi rzecznik łódzkiej prokuratury.
Śledczy wystąpili o tymczasowy trzymiesięczny areszt dla podejrzanego. Sąd już przychylił się do tego wniosku.
Kiedy 29-latek był przesłuchiwany, do prokuratury zgłosiła się już czwarta kobieta. Co prawda nie została fizycznie zaatakowana, ale napastnik miał do niej wykrzykiwać nieprzyzwoite słowa.
Od ofiary do ofiary
Miejskie kamery zarejestrowały pierwszy z ataków. Mężczyzna w niebieskiej kurtce podbiegł do 41-latki, którą spotkał na al. Piłsudskiego.
- Usiłował zakryć jej usta dłońmi, potem ją przewrócił i zadawał ciosy. Kobiecie udało się uciec przed napastnikiem do tramwaju - mówi Krzysztof Kopania.
Kolejną zaatakowaną kobietą była 23-letnia Aleksandra. Studentka po ucieczce napastnika wezwała policję. Kiedy funkcjonariusze przeczesywali z nią okolicę, nieopodal doszło do kolejnego ataku.
Poszkodowaną była 28-latka. Napastnik zadał jej kilka ciosów, ale - jak wynika z dotychczasowych ustaleń - nie próbował jej zgwałcić.
Policyjne kontrowersje
23-letnia studentka opisała to, co spotkało ją w poniedziałek nad ranem. Wpis wywołał duże poruszenie w sieci.
Emocje wzbudził m.in. fragment, w którym opisywała, jak została potraktowana przez policjantów, których wezwała po napaści. Pisała między innymi, że była traktowana protekcjonalnie, a funkcjonariusze nie byli zainteresowani jej stanem. Zamiast tego mieli ją pouczać, żeby "nie robiła scen".
To, jak wyglądały działania interweniujących funkcjonariuszy, wyjaśnia w odrębnym postępowaniu prokuratura.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź