Zaczęła się wiosna a wraz z wiosną zaczęła się wojna. Kierowców samochodów z rowerzystami. Siły tu nierówne, bo w tej bitwie wojska opancerzone blachą mają oczywistą przewagę nad niczym nie chronionymi cyklistami. Front tu niestabilny, bo żołnierze obu stron zmieniają strony zależnie od tego, czy akurat dosiadają kół dwóch, czy czterech.
Ja siedzę okrakiem na barykadzie. Do pracy i z pracy jeżdżę autem, do sklepu i załatwiać jakieś sprawy – też. Ale wieczorem zawsze staram się dosiąść swojego piętnastoletniego zielonego rumaka i ruszam w dwukołowy objazd okolicy. Moja okolica to dzielnica wręcz wymarzona dla rowerzystów. Ścieżki przy każdej większej ulicy, a po ulicach mniejszych da się jeździć bez ryzyka zderzenia z TIR-em, bo takich tu nie ma.
Jadę więc. I co widzę? Dojeżdżam do skrzyżowania, mam zielone światło na ścieżce rowerowej. Zielone najwyraźniej nie przekonuje jednak samochodów, które raz po raz przecinają mi drogę lub po prostu na niej sobie stają. Przypominam – jadę ścieżką rowerową. Hamuję niemal na masce, grzecznie omijam auto i w duchu szczerze kierowcom złorzeczę. Kilkaset metrów dalej ścieżką idzie pan z pieskiem. Pan, zagadany przez telefon, patrzy w dal – jego zwierz patrzy nieco bliżej, bo po przeciwnej stronie ścieżki wypatrzył kupę, którą musi obwąchać. W poprzek ścieżki, niczym westernowa pułapka na pociąg, wyrasta więc smycz. Hamuję, omijam trawą pana i pieska, który szczeka, bo go odstraszyłem od obwąchania kupy. Och, jakbym mu się odgryzł – nawet miałbym szanse, bo to mały piesek. Ale co tam, jadę dalej. I tak dalej, i tak dalej. Auta, pieski, spacerowicze. Na szczęście mam relaks i się nie przejmuję.
Z rana wsiadam w auto i jadę. Jadę szeroką aleją, wzdłuż której wiedzie ścieżka dla rowerów. Ta z pieskami, panami i paniami. Jadę. Korek, jak to rano w Warszawie. Ale skąd ten korek? Stąd, że środkiem alei jedzie rowerzysta. Jaki tam rowerzysta – kolarz! Wyraźnie wzgardził nudną ścieżką i wybrał kryterium uliczne. Ach, jakbym tak tu stanął, jak chętnie bym mu tak tu urządził lotną premię…
Szanowni Państwo i jak tu się dziwić tej wojnie? I jak się dziwić, że na ulicach trwa rowerowo-motoryzacyjny wyścig? I to bynajmniej nie Pokoju?
P.S. Nie pisałem dziś o strażakach z Chodzieży, którzy chętniej gasili pragnienie niż pożary – po prostu nie miałbym wiele więcej do dodania poza tym, co było w materiale, a poza tym ktoś z Państwa chciał, żebym pisał o własnych przemyśleniach a nie o materiałach z telewizji. Czekam na Państwa uwagi i w sprawie rowerowej i ogniowej.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa i życzenia świąteczne! Uważajcie Państwo na rowerze.