Kilka zdań, nie z Warszawy, dla innej perspektywy.
Dziś zobaczyłem pierwszego ślimaka. To nie żart; nie znam się na życiu mięczaków, ale ten paradował w poprzek drogi. Mojej drogi do redakcji. Nie za wcześnie? To prawda, późno zniknęły, spotykałem je tutaj nawet na początku grudnia. Ślimaki to w ogóle problem. Z wiosną przemieszczają się z lewej strony drogi, na prawą, z prawej... A nawet wzdłuż. Najgorzej jest po deszczowych nocach. Redakcja w Toruniu znajduje się na Kępie Bazarowej, prowadzi tu dość ruchliwa droga. To ostatnia enklawa dzikiej przyrody w mieście. I ślimaczy raj. Ślimaki można omijać, przeskakiwać, albo przenosić z drogi w bezpieczne miejsca. W dwóch palcach. Kiedyś nawet spóźniłem się do pracy, bo w ich ratowaniu zapomniałem się. Którego uratować przed rozdeptaniem, rozjechaniem? Postanowiłem nie dokonywać wyborów, ten jeden raz. Teraz się z tego śmieję, ale razem z wiosną myślenie o ślimakach znowu staje się zmorą. Widok „tego” pierwszego nie jest mi więc obojętny. Może to fobia? A co będzie jutro? W Toruniu pada deszcz, miasto żyje swoim leniwym rytmem, nieświadome, co się budzi. A może samo powinno się już obudzić? Patrząc zza Wisły, z Kępy, ciekawiej ze ślimakami. Może to historia oderwana od życia, nieludzka... Proszę wybaczyć. Piję chyba trzecią kawę, może się jeszcze nie obudziłem.