Zadzwoniła do mnie dziennikarka France24. Poprosiła o kontakt do minister Anny Fotygi. Wyjaśniła, że przygotowuje program z okazji 50-lecia urodzin UE w Berlinie i że przy okazji chce ją prosić o udział w programie. Uff... trudna sprawa. Jak to wyjaśnić? Nawet jeżeli teoretycznie to możliwe - pani minister spraw zagranicznych Anna Fotyga (złośliwie nazywana "minister za godzinę") raczej nie znalazłaby czasu.
Bo po prostu nie komentuje. Prosi dziennikarzy, żeby nie naciskali, nie drążyli. Na pytanie czy doczekają się jej opinii na temat - odpowiada, że nie. A Caroline de Camaret, autorka programu France24 znana jest z krytycznego stosunku do obecnej polskiej władzy. Ale to akurat nie ma znaczenia, bo minister Fotyga przebywa obecnie na urlopie i w Berlinie jej nie będzie. Moja rozmówczyni nie mogła w to uwierzyć. Spytała, czy minister składa dymisję i określiła to jednym słowem: "c'est un scandale, non?" Czy to jest skandal? Nie wiem. Może to francuska przesada. Żeby było jasne - ten tekst nie jest rozliczeniem pracy pani minister. Powstrzymuję się od ocen, bo zbyt mało wiem na temat meandrów polityczno-dyplomatycznych, nie znam szczegółów poszczególnych dossiers, nad którymi aktualnie pracuje MSZ. Wiem też, sukcesy dyplomatyczne osiąga się w ciszy, bez emocji, z dala od kamer i mikrofonów. Być może Anna Fotyga z dala od kamer i mikrofonów spisuje się lepiej niż w błysku fleszy. Być może spisuje się na tyle świetnie, że Premier ma pełne prawo mówić, że powinniśmy być z niej dumni. Być może. Mam wątpliwości, ale nie przesądzam. W końcu udało się wymóc na Unii, żeby uznała naszą walkę o zniesienie rosyjskiego embarga na polskie mięso za swoją, unijną walkę. W końcu udało się przedstawić postulaty bezpieczeństwa energetycznego i uniezależnienia się od Rosji jako atrakcyjny cel całej 27-ki. To chyba małe (?) plusy. Minusów jednak było dużo więcej. Szkoda czasu, żeby je wymieniać. Faktem jest jednak, że na Radę Europejską, czyli spotkania szefów rządów i głów państw UE jeżdżą prezydenci, premierzy, kanclerze a towarzyszą im zwyczajowo ministrowie spraw zagranicznych. Faktem jest, że tym razem osobę ministra spraw zagranicznych będzie reprezentować ambasador RP w Berlinie. Mam prawo po prostu się dziwić, że minister Fotydze urlop wypada akurat teraz. W 50-tą rocznicę istnienia UE, w momencie przyjęcia Deklaracji Berlińskiej, na której tak bardzo zależy niemieckiej Prezydencji. A nam tak bardzo zależy na jak najlepszych stosunkach z Berlinem. Oczywiście, zgadzam się z uspokajającymi głosami, zgodnie z którymi nieobecność pani minister wiele nie zmieni. Jestem jednak przekonana, że nie pomoże naszemu wizerunkowi w świecie, nad którym powinniśmy mocno pracować. Ale wizerunek (oprócz TV spotów w CNN) nie jest chyba dla tego rządu kwestią pierwszej wagi. Niestety.