Ponad dwa tysiące zawodowych żołnierzy odeszło w tym roku z polskiej armii. Pół tysiąca kolejnych czeka na wypowiedzenie. O pustoszeniu wojskowych koszar informuje dziennik "Rzeczpospolita"
Od początku roku ze służbą zawodową w wojsku pożegnało się 2,1 tys. oficerów, podoficerów i szeregowych zawodowych. Kolejnych 550 znajduje się w tzw. okresie wypowiedzenia, co oznacza, że niedługo odejdą ze służby. Skutek? Lada dzień wyczerpie się nieoficjalny limit odejść, który co roku przewiduje Ministerstwo Obrony Narodowej, planując m.in. pieniądze na odprawy (w tym roku resort ma pieniądze dla 2,6 tysiąca odchodzących żołnierzy).
Fala odejść zaczęła się już w ubiegłym roku. Ministerstwo planowało wtedy, że mundur zrzuci ok. 2,5 tys. zawodowych wojskowych. Okazało się jednak, że odeszło ich o około tysiąc więcej.
- Odejść z armii jest rzeczywiście więcej niż w poprzednich latach - przyznaje w rozmowie z "Rzeczpospolita" Jacek Olbrycht, dyrektor Departamentu Kadr w MON. - Większość oficerów i podoficerów, którzy odchodzą, robi to z własnej woli - dodaje.
Wojsko samo pozbyło się zaledwie ok. 50 z 2,1 tys. wojskowych, którzy pożegnali się w tym roku z armią. Choć MON nie chce ujawniać, jakie stopnie mają odchodzący, to wiadomo, że wielu spośród nich to podoficerowie, którzy na co dzień zajmują się szkoleniem w jednostkach i na poligonach. Dlaczego odchodzą? Podoficerowie i młodsi oficerowie przede wszystkim ze względu na niskie pensje i brak perspektyw. Podoficer z wieloletnim stażem służby może liczyć na mniej niż 2 tys. zł miesięcznie, szeregowy zawodowy na ok. 1,3 tys. zł. Szanse awansu szeregowych na podoficerów, a podoficerów na oficerów są w polskim systemie służby niewielkie.
Niewiele lepiej mają młodzi oficerowie. Porucznik z kilkuletnim stażem służby, który obsługuje specjalistyczny sprzęt elektroniczny w jednej z jednostek w północnej Polsce, dostaje na rękę ok. 2,5 tys. zł. Wojsko nie zapewnia mu mieszkania (opłacałoby mu miejsce w internacie, gdyby był żonaty) ani wyżywienia.