Związek "Solidarność" przygotowuje się do ogólnopolskiego protestu. Żąda podwyżek płac dla całej budżetówki. PO mówi: To polityczna akcja, za rządów PiS "S" siedziała cicho - relacjonuje "Gazeta Wyborcza".
"Trzy tygodnie temu zaapelowaliśmy do rządu o jak najszybsze rozpoczęcie negocjacji w sprawie podwyżek dla budżetówki. Rząd nie zareagował, więc przygotowujemy się do akcji protestacyjnej" - mówi Janusz Śniadek, przewodniczący "Solidarności".
"S" ogłosiła konsultacje w sprawie protestu. "Od związkowców dowiemy się, czy należy zorganizować manifestację w stolicy, czy akcje w regionach i protesty branżowe" - zapowiedział wczoraj w Gdańsku szef "S".
Tuż po konferencji Śniadka zadzwoniła do niego minister pracy Jolanta Fedak (PSL). Zapewniła, że sprawa podwyżek zostanie skierowana pod obrady Komisji Trójstronnej. "Nie jestem naiwny, po jednym telefonie nie odwołam konsultacji" - mówi Śniadek. Ich wynik ma być znany przed obradami Krajówki "S" 19 lutego. "Jeśli zapadnie decyzja, w ciągu tygodnia możemy być gotowi z protestem" - zapowiada przewodniczący "S".
Śniadek już teraz wezwał pracowników, by upomnieli się o podwyżki. "Nie śpij, bo zapomną o tobie. Jeśli dalej będziesz siedział cicho i czekał, to inni załatwią swoje sprawy, a ty zostaniesz niezauważony" - mówi. Podobnego zdania są szefowie regionów i branż. "Związek stanie za całą budżetówką" - przewiduje Piotr Duda, szef regionu śląsko-dąbrowskiego.
Jak zauważa "GW", akcja "S" zbiega się w czasie z wielkimi protestami. Nauczyciele dostali od rządu po 200 zł podwyżki, celnicy blokujący wschodnie granice kraju mają obiecane po 500 zł, a pielęgniarki i lekarze walczą o wyższe pensje w swoich miejscach pracy.
"Podwyżki należą się wszystkim, nie tylko celnikom" - mówi Robert Osmycki, wiceszef Sekretariatu Służb Publicznych "S" zrzeszającego m.in. strażaków, ciepłowników, pracowników komunikacji miejskiej, wodociągów i urzędów skarbowych.
"Solidarność" ostrzega rząd, że spełnienie żądań jednej grup zawodowej doprowadzi do protestów kolejnych. "To się rozprzestrzeni na zasadzie domina" - wyjaśnia Śniadek.
Osmycki zapowiada protest strażaków: "Puszka z problemami nierozwiązywanymi od kilkunastu lat została już otwarta. Płace to nie wszystko. Np. w ubiegłym roku strażacy wyrobili 4 mln nadgodzin, za które im nie zapłacono z powodu luk w przepisach".
Kilka dni temu świętokrzyska "S" poparła wszystkie roszczenia płacowe w swoim regionie, nawet w firmach, które pół roku temu podwyższyły pensje. W całym kraju do protestów sposobią się kolejarze.
"Solidarność" oczekuje, że Komisja Trójstronna zgodzi się na stałe podwyżki dla służb opłacanych bezpośrednio i pośrednio z budżetu państwa: m.in. administracji rządowej, samorządowej, pracowników oświaty i nauki, służb mundurowych. Chodzi o setki tysięcy, a może nawet miliony osób, o niemal wszystkich, którzy nie są zatrudnieni w firmach państwowych - od pracowników gminnych domów kultury, kierowców miejskich przewoźników, policję po wysokich rangą urzędników w ministerstwach. Śniadek chce, by coroczne podwyżki dla nich były ustawowo zagwarantowane i zależne od wzrostu PKB.
"To niemożliwe" - odpowiada Zbigniew Chlebowski (PO), przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych. "Nie wyobrażam sobie, by powiązać podwyżki ze wzrostem PKB. To wywróciłoby budżet, spowodowało wzrost inflacji i w efekcie uderzyło w tych, których teraz chce bronić Śniadek. Bo jak PKB siądzie, to żadnych podwyżek nie będzie. Trzeba negocjować z każdą grupą i w zależności od możliwości budżetu państwa podpisywać porozumienia".
Źródło: "Gazeta Wyborcza"