Rządowe strony internetowe nie są bezpieczne. Przejęcie serwisów Sejmu, ministerstwa obrony, czy MSWiA to kwestia kilku godzin. Dla hakerów otwarte są też strony MON, MSZ, Biura Bezpieczeństwa Narodowego i Centralnego Biura Śledczego - informuje "Dziennik".
Były haker, dziś specjalista ds. zabezpieczeń Paweł "Gorion" Jabłoński atak ze strony hakerów-patriotów na polskie rządowe strony uważa za więcej niż prawdopodobny.
Dziennikarze "Dziennika" postanowili to sprawdzić wykorzystując ogólnodostępne narzędzie do testowania podatności serwisów na atak hakerski udostępnione przez Internet Assigned Numbers Authority (IANA) - amerykańską instytucję zarządzającą domenami.
Okazało się, że strony BBN, MON, MSZ i kilku innych instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo otrzymały czerwone światło, czyli najwyższy stopień zagrożenia.
Jak twierdzą eksperci, sposobów na prowadzenie cybernetycznej wojny jest wiele. "Można zablokować stronę, doprowadzić do wycieku strategicznych informacji, zniszczyć przechowywane na serwerach dokumenty, a nawet uniemożliwić funkcjonowanie danej instytucji. Jest w stanie dokonać tego zaledwie kilka osób" - twierdzi Zbigniew Engiel z firmy Mediarecovery.
Źródło: "Dziennik"