Po lekturze stenogramów z zamkniętego posiedzenia wcale się nie dziwię. Był zabawny. Momentami bardzo. Na posiedzeniu podobno przekonujący. O tyle, że nie zastanawiał się nad tym, co mówił. I mówił dużo. Nie kończył zdań, robił wtrącenia. Innymi słowy, potok słów. Szkoda, że kiedy padały pytania o stenogramy podsłuchanych rozmów, mówił tylko: nie wiem, nie pamiętam, a poza tym, kiedy to było…
INACZEJ NIŻ DRZEWIECKI
FLORYDA Inaczej niż były minister sportu mówił nie tylko o ich ostatnim spotkaniu. Tym na Florydzie, o którym już pisałam: http://www.tvn24.pl/1404252,47,0,0,1,,brygida-grysiak,floryda-w-stenogramach,blog.html
Według Drzewieckiego, ostatni raz widzieli się 22 września, w warszawskim hotelu Radisson. Przed komisją powiedział także, że po wybuchu afery hazardowej nie miał z Sobisiakiem żadnego kontaktu.
ORLIKI Było takie spotkanie z końcem 2008 roku. Kiedy to Ryszard Sobiesiak poznał Marcina Rosoła. Mirosław Drzewiecki zeznał, że do tego spotkania doszło przy okazji otwarcia kolejnego Orlika. W Gdowie, w Małopolsce: Nie, to nie było przypadkowo, bo nie wiem, czy dokładnie pamiętam, ale pan Sobiesiak jako były piłkarz był bardzo ciekaw, jak te „Orliki” w naturze wyglądają, a to były jedne z pierwszych wtedy otwierane i w tym czasie, jak mnie pytał przy okazji, kiedy, gdzie będziemy otwierali, żeby on zobaczył, zerknął, jak to wygląda. I wcześniej to musiało być… musieliśmy mieć już daty wyznaczone, kiedy będzie otwarcie w Gdowie, w Małopolsce czy w innym miejscu.
Ryszard Sobiesiak zeznał, że Orlików nie oglądał. Był za to potem w Krakowie. Nocował w tym samym hotelu, co Drzewiecki i Rosół. I spotkali się przy kolacji. O czym rozmawiali? Tego już ani Drzewiecki ani Sobiesiak nie pamięta.
Poseł Bartosz Arłukowicz: A po co pan pojechał wtedy te Orliki oglądać? Pan Ryszard Sobiesiak: Ja nie oglądałem tych Orlików. Poseł Bartosz Arłukowicz: To po co pan pojechał do Krakowa? Pan Ryszard Sobiesiak: Ja jechałem do Zakopanego chyba, panie pośle. Nie pamiętam dokładnie… Poseł Bartosz Arłukowicz: No właśnie. Jest zamknięte, to pogadajmy no. Pan Ryszard Sobiesiak: Ja tu mówię. No to nie wiem, ja przejez… No, ja parę razy wyjechałem z Łodzi, z Wrocławia w drugą stronę niż myślałem, nie, i na autostradzie się kapnąłem, że nie to. Więc ludzie mówią mi: Weź se kierowcę. Będziesz wiedział, gdzie jeździsz. Więc może jechałem do Zakopanego, no nie wiem. Jechałem w tą stronę i dzwoniłem do pana Drzewieckiego. Jest. No to rozmawiałem z nim. Ale nie wiem o czym, po co i na co.
Albo Ryszard Sobiesiak ma tak dużo czasu, że postanowił po prostu wpaść po drodze do Krakowa. Albo miał tak pilna sprawę do omówienia z ministrem Drzewieckim, że kilometry nie miały znaczenia. To także pytanie do Marcina Rosoła. Był przy kolacji. Może on temat rozmowy pamięta?
GONDOLA Chodziło o spotkanie na początku 2009 roku. Mirosław Drzewiecki mówił o pierwszym kwartale. Ryszard Sobiesiak chciał zbudować gondolę na Wiśle. Przyszedł do Drzewieckiego i podzielił się z nim pomysłem: Pan Sobiesiak jako petent wtedy uzyskał ode mnie odpowiedź, że to jest nie moja kompetencja, że ja się tym nie zajmuję, natomiast sprawa może być interesująca na przykład dla magistratu. I wtedy to, co zrobiłem, to skierowałem pana Sobiesiaka do magistratu, i koniec, bo to tylko ci, którzy mają kompetencje, mogą oceniać, czy pomysł jest w ogóle godny, no, brania pod uwagę.(…) I nie wykluczam, że powiedziałem, że to powinien być adresatem pan wiceprezydent Wojciechowicz, bo on będzie w stanie ocenić, czy Warszawa w ogóle jest czymś takim zainteresowana. Ale to jest dokładnie, przy wszystkich innych propozycjach inwestycji, petenta Kowalskiego czy Nowaka, dokładnie taka sama rzecz. Nie moja kompetencja, to się kieruje do innego urzędu, który ewentualnie może w tej sprawie podejmować decyzje.
Już pomijam, że w mowie wstępnej Mirosław Drzewiecki mówił tak: Nie rozmawialiśmy na temat jego interesów, także tych związanych z hazardem. Nie pomagałem mu w sprawach związanych z jego działalnością gospodarczą.
Ryszard Sobiesiak zeznał, że Drzewiecki go z wiceprezydentem Warszawy umówił: Poseł Beata Kempa: Dobrze, to przepraszam, źle zrozumiałam. Z którym prezydentem pan rozmawiał? Pan Ryszard Sobiesiak: A jak się nazywają wice… Na „w”. Wojciechowski. Poseł Beata Kempa: A kto pana… Czy ktoś pośredniczył w umawianiu, czy pan sam? Pan Ryszard Sobiesiak: Tak. Poseł Beata Kempa: Kto? Pan Ryszard Sobiesiak: Z tego, co ja sobie… No, chyba pan Drzewiecki. Poseł Beata Kempa: Pan Drzewiecki. Pan Ryszard Sobiesiak: Umówił mnie, wysłał mnie tam do pana prezydenta i to było jedyne spotkanie, które pamiętam. Więcej nie pamiętam.
JAKA AFERA? Ryszard Sobiesiak oświadczył, że afery nie ma. A właściwie jest. Tylko nie jego. To afera Mariusza Kamińskiego, który kłamie i manipuluje. O kłamstwach, które - zresztą słusznie - Sobiesiak wytknął Kamińskiemu – za chwilę. Póki co – kilka słów o tym od czego afera się zaczęła. Sobiesiak: Nigdy nie nakłaniałem żadnych osób do podejmowania takich działań. Znam Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego oraz Grzegorza Schetynę. Nigdy – i mówię to z całą stanowczością i przekonaniem – nie namawiałem żadnego z nich, ani żadnego innego polityka, aby nielegalnie wpływał na stanowisko prezentowane w sprawie dopłat czy też w jakiejkolwiek innej sprawie ustawowej. Rzeczywiście, czego nie ukrywam, kilkakrotnie w trakcie... kilkakrotnie w trakcie rozmów z panem Chlebowskim wyraziłem krytyczne oceny dotyczące zmian, jakie zmierzało wprowadzić Ministerstwo Finansów.
W analizie CBA, która wisi na stronie komisji, czytamy stenogramy, które tym słowom Ryszarda Sobiesiaka przeczą. Wystarczy przywołać jedną z rozmów: 17 maja 2009 – Ryszard Sobiesiak rozmawia z Janem Koskiem. Kosek pyta, czy rozmawiał z Chlebowskim i czy oni to zblokują. Sobiesiak odpowiada: on mówi tak i dodaje: opier… go za to, że mówił co innego, że przynajmniej pół roku spokoju.
Nie będę cytować wszystkich stenogramów, bo jest ich bardzo dużo. Wśród nich słowa o tym, że na coś się panowie umówili, że trzeba skompromitować ministra Kapicę i wyrzucić panią dyrektor z ministerstwa finansów. Wreszcie, że trzeba przygotować plan i przekazać człowiekowi Mirka, który to poprowadzi. Jest jeszcze fragment rozmowy z 16 kwietnia 2009 – Sykuckiego z Sobiesiakiem – Sobiesiak mówi, że mieli dać nowe obiekcje i na pewno jest wycofane do uzgodnień jakiś tam. Dodaje, żekolega mu powiedział, że wszystko będzie dobrze.
To dość osobliwy sposób wpływania na proces legislacyjny. Sobiesiak mówi, że nie namawiał do nielegalnych działań. Ze stenogramów wynika, że namawiał co najmniej do blokowania ustawy. Nie mówiąc już o planie skompromitowania Kapicy. Czy to jest działanie zgodne z prawem? Prawnicy wiedzą lepiej. Ale namawianie do blokowania ustawy (na dodatek w takim trybie) – moim zdaniem - łamie przynajmniej ustawę o działalności lobbingowej.
CHCIAŁ LEGALNIE? Podczas jawnej części posiedzenia Ryszard Sobiesiak przekonywał śledczych, że gdyby tylko mógł, to on by legalnie do swoich racji przekonywał, ale nie było mu dane: Od wielu lat zabiegaliśmy, podobnie, jak wielu innych przedstawicieli różnych branż gospodarki, o możliwość wystąpienia i zaprezentowania swoich racji w trakcie posiedzeń sejmowych komisji pracujących nad regulacjami dotyczącymi poszczególnych biznesów, ale, jak widać, lepiej spotykać się na komisji śledczej. Konsekwentnie politycy razem z urzędnikami odmawiali nam tego prawa, mimo iż art. 54, art. 61, art. 63 konstytucji dają nam takie uprawnienia. Jako obywatele Rzeczypospolitej mamy prawo zgłaszać swoje uwagi i wnioski, mamy prawo uczestniczyć w pracach organów wybieralnych i wpływać na kierunek, na kierunki ich prac.
Wypada zapytać, ale pytanie to chyba nie padło podczas posiedzenia komisji, którzy politycy i urzędnicy odmawiali mu tego prawa? I jeszcze – jak Ryszard Sobiesiak chciał brać udział w pracach sejmowych komisji, skoro ustawa od kwietnia 2008 aż do wybuchu afery hazardowej do Sejmu nie dotarła. Chwile później Sobiesiak żalił się, że nie było wysłuchania publicznego. Nie było, bo żeby było, to ustawa musi trafić do Sejmu, prawda? Poza tym, jak jeszcze inaczej Ryszard Sobiesiak chciał na proces legislacyjny wpływać? Mógł poprosić Zbigniewa Chlebowskiego, żeby napisał interpelację, ale takiego fragmentu w stenogramach nie znajduję. Interpelacji Chlebowskiego też nie.
TO JAK BYŁO? Za zamkniętymi drzwiami mówił o tym więcej. Nie wykluczył, że z Chlebowskim i Drzewieckim mógł o ustawie rozmawiać, ale nie tak, jak przedstawia to CBA, czyli żadnych nacisków i próśb. Więc co? Co najwyżej, pretensje i krzyki. Przy wódce. Albo przez telefon: Jak spotkaliśmy się gdzieś tam przy wódce czy… Ja kiedyś, z tego, co ja pamiętam, chyba ten stenogram nawet czytałem, jak gdzieś tam krzyczę do Mirka. Może byliśmy gdzieś kiedyś przy wódce albo… to mówiłem: co robicie, zobaczycie, co się z tym stanie. Ale to nie było coś, co ja siedziałem, notowałem: jutro będę tam, pojutrze tu, to mu zawieź, tam mu zawieź, nie wiem. Więc, jeżeli chodzi o, proszę mi wierzyć, to tylko Mirek wie na pewno i ja. Ani razu o tych 10%, oprócz tego, że go wyzwałem raz przez telefon, nigdy go nie prosiłem, ani w czerwcu, ani w lutym. Macie te z CBA nanopodsłuchy, jak Sławek do mnie mówi, że Drzewiecki się raz wycofał, raz. Ja nie miałem pojęcia, że on raz się, raz jest za, raz przeciw. Nigdy na ten temat z nim nie rozmawiałem.
Znowu odsyłam do stenogramów. Chyba, że – jak sugeruje Sobiesiak – wszystkie są zmanipulowane. To byłaby naprawdę gigantyczna praca… Przekaz Ryszarda Sobiesiaka był jasny: ja jestem prosty, uczciwy biznesmen. Trochę na nich krzyczałem, ale tak naprawdę nie wiem, o co chodzi. Warto wspomnieć, że o wyroku za korupcję, który na nim ciąży powiedział, że został wydany na podstawie pomówień oszusta. Te słowa padły w początkowym oświadczeniu. Za zamkniętymi drzwiami mówił m.in.: raz byłem karany i uważam, że... sądy są niezawisłe. Cóż. Każdy znajdzie coś dla siebie. Oświadczenie było przygotowane zapewne nie tylko z prawnikiem. To, co za zamkniętymi drzwiami już nie.
ZE STENOGRAMÓW SIĘ NIE PRZYGOTOWAŁ W dużym skrócie – nie pamięta. I nawet nie próbuje. Czasami rzecz obraca w żart, ale nie zawsze było to śmieszne. Na jawnym posiedzeniu poseł Arłukowicz cytował serię niecenzuralnych słów i pytał, o kogo i o co dokładnie chodziło. Sobiesiak się uśmiechał. Ale nie pamiętał. Podobnie było za zamkniętymi drzwiami.
O wojnie, którą miał stoczyć Zbigniew Chlebowski w czwartek 17 lipca 2008? O której mówi Sobiesiakowi 20 lipca: Myślałem, że ja tą wojnę stoczyłem, ale to mi się pomyliło. Pani poseł, naprawdę nie przypominam sobie. Nie mam pojęcia, o czym rozmawialiśmy półtora – prawie już dwa lata teraz będzie – dwa lata temu. Ale, przepraszam, czy mogę pani wejść w słowo? Nawet nie wiem, o czym pani mówi, naprawdę, ja tego w ogóle nie rozumiem. Półtora, dwa lata temu, pani coś ode mnie wymaga. Nie wiem, jaką wojnę, kto z kim i gdzie miał jakieś spotkanie, przecież ja nie jestem sekretarzem pana Drzewieckiego ani Chlebowskiego i nie mam pozapisywane, co oni mają tam w piątek, w sobotę czy w niedzielę. Naprawdę, proszę mi wierzyć. Ja bym chciał pani odpowiedzieć. Nie wiem, o czym, co miałbym powiedzieć, żeby pani była zadowolona.
O planowanej prowokacji przeciwko Kapicy: Panie pośle, no, naprawdę nie przypominam sobie. Poza tym nie wiem, czy to nie jest wyrwane z kontekstu, co i jak. Nie, to było bardzo dawno, nie odniosę się do tego. Przecież nie chciałem, nie wiem, pana Kapicy zbić albo jeszcze coś, bo nie…
I tak toczyła się rozmowa wokół kluczowych dla sprawy dowodów, czyli nagranych przez CBA rozmów. Dla tych, którzy mają wątpliwości, z jaką intencją przyszedł na posiedzenie komisji Ryszard Sobiesiak, jeszcze jeden cytat. Odpowiedź na kolejne pytanie o kolejny stenogram: Proszę mi wierzyć, nie wiem, nie przygotowywałem się na odpowiadanie pytań pod kątem stenogramów.
Czyżby mecenas nie uświadomił świadka, dlaczego, a także po co został przed komisję wezwany? Nie tylko po to, żeby na przykładzie zapałki zobaczyć, ile przedsiębiorca oddaje fiskusowi. Choć i to jest wiedza cenna.
PRZECIEKU NIE BYŁO Żeby być bardziej precyzyjnym. Przecieki były. Ale nie w „Pędzącym Króliku”. Ryszard Sobiesiak zapewniał komisję, że o akcji CBA dowiedział się z telewizji.
Jedyne przecieki związane z tą sprawą, o jakich wiem, to przecieki podobno tajnych materiałów CBA w październiku 2009 r. i prokuratorskich protokołów z moich przesłuchań w ostatnim czasie. Zwracam uwagę, że przeciek nastąpił do tej samej gazety. Jeżeli czymś powinna się zajmować komisja, to wyjaśnieniem okoliczności tych przecieków, bo one miały miejsce bezsprzecznie i były ewidentnym złamaniem prawa. Nie mam żadnej, podkreślam, żadnej wiedzy na temat jakichkolwiek przecieków.
Przecieku nie było także dlatego, że podsłuchy były od zawsze. Innymi słowy, słowa o CBA i KGB nie padały w tym konkretnym kontekście: Nie wiedziałem nic na ten temat, na temat podsłuchów złożonych, założonych na moich telefonach. Moje wypowiedzi KGB i CBA były komentarzem do manii podsłuchiwania wszystkich i wszystkiego. Nawiasem mówiąc, jak się okazało, nie pomyliłem się. Żyję w Polsce wystarczająco długo, aby wiedzieć, że podsłuch jest częścią naszej codzienności. Co więcej, przez lata pracy w branży hazardowej byłem wielokrotnie podsłuchiwany, kontrolowany i prześwietlany w ramach czynności sprawdzających. Ponieważ nie robiłem i nie robię nadal nic złego, nie miało to dla mnie znaczenia.
To nie wiedział nic na temat założonych mu podsłuchów, wiedząc jednocześnie, że przez lata był wielokrotnie podsłuchiwany…
PRACA DLA CÓRKI Nic wielkiego. Jest świetnie wykształcona. Przekazałem jej CV kilku znajomym. To wszystko. Tak w dużym skrócie Ryszard Sobiesiak mówił o pracy dla swojej córki. Pracy w Totalizatorze Sportowym. Zaprzeczając, jakoby sprawa miała jakieś drugie dno.
Faktem jest, że prosiłem znajomych, w tym m.in. pana Drzewieckiego, o pomoc w znalezieniu ciekawej pracy dla niej. Minister Drzewiecki poza przyjęciem i pochwaleniem CV mojej córki nic w tej sprawie nie zrobił.
Nieprawda. Przekazał sprawę Marcinowi Rosołowi. I zapewniał (jak wynika z analizy CBA), że sprawę pilotuje i że wszystko powinno być dobrze. Mimo to Sobiesiak zeznał: Oświadczam kategorycznie, iż działania osób publicznych na rzecz mojej córki ograniczyły się wyłącznie do deklaracji pomocy, za którymi nie poszły żadne realne czyny. http://www.tvn24.pl/1404253,47,0,0,1,,brygida-grysiak,pani-z-ogloszenia,blog.html Gdy pojawiło się ogłoszenie o konkursie w totalizatorze, moja córka złożyła odpowiednie dokumenty i zamierzała zgodnie z obowiązującą procedurą wziąć udział w konkursie.
Nieprawda. Już miesiąc wcześniej (26 czerwca, a ogłoszenie było 23 lipca) – drogą mailową – jej CV wysłał do wiceministra skarbu Marcin Rosół. Wycofała się, gdy okazało się, że ja jestem przeszkodą, ponieważ zajmuję się hazardem. Są na mnie donosy i nazwisko moje może być przeszkodą w ubieganiu się o tą funkcję. Dla pana Kamińskiego owe donosy oznaczają przeciek o akcji CBA. Dla mnie były one codziennością pracy w hazardzie. Niestety część osób pracujących w tej branży wierzy w cudowną moc likwidowania konkurentów przy pomocy donosu. Przez te lata napisano ich na mój temat wiele. Córka zeznała coś nieco innego. Że donosy nie tyle już były, co miały się pojawić, gdyby zaczęła w Totalizatorze pracować. Ciekawe, o których donosach mówił Sobiesiak? Przybyłowicza? Jeśli tak, to znowu pech, bo w nich jego nazwisko się nie pojawia. W swoich wywodach pan Kamiński dawał do zrozumienia, że chciałem opanować totalizator, a nie pomóc w zdobyciu pracy przez córkę. To kłamstwo. Od kiedy wspieranie ambicji zawodowych dzieci i prośby o pomoc w znalezieniu ciekawej pracy są przestępstwem? To prawa. Nie jest.
KŁAMSTWA KAMIŃSKIEGO 15 STRON Chodziło o spotkanie z Grzegorzem Schetyną. 29 września 2008. Miało się odbyć w biurze poselskim, ale Schetyna się spieszył na lotnisko. Panowie spotkali się „w biegu”, na lotnisku właśnie. Obaj zaprzeczają, by rozmawiali o ustawie hazardowej. Kamiński zeznał coś innego.
Kamiński: Istnieją trzy zapisy rozmów telefonicznych bezpośrednio z godzin poprzedzających spotkanie. Dwa to są rozmowy z panem Janem Koskiem, który precyzyjnie instruuje, prawda, Ryszarda Sobiesiaka, jakie tematy ma poruszać, o czym ma mówić, jakie dokumenty pokazywać. Z tych rozmów wynika, że Ryszard Sobiesiak ma 15 stron jakichś dokumentów, które zamierza przekazać Grzegorzowi Schetynie. I jest rozmowa ze Zbigniewem Chlebowskim, gdzie też o tym rozmawiają, i tam pada słowo właśnie: nacisk – Czy mam naciskać Grześka? Tak, naciskaj, oczywiście. Tak że nie ma najmniejszej wątpliwości, że rozmowa ta była związana ściśle z ustawą Hazardową.
Sobiesiak mówi tak: Proszę mi teraz wskazać, gdzie w nagranej przez CBA rozmowie mówię, że mam ze sobą dokumenty dotyczące ustawy. Mówię przecież, że takich dokumentów nie mam i w chwili spotkania nie będę miał. Z czego wynika, że chodzi o ustawę hazardową? Z czego wynika, że to jest przed spotkaniem z Grzegorzem Schetyną? Przecież to jest wszystko łgarstwo i konfabulacje.
Sobiesiak dodaje, że z rozmów wynika, że „chudy Sławek”, czyli zapewne Sławomir Sykucki miał mu przygotować dokumenty, ale ich nie przygotował. Rozmowa miała dotyczyć Śląska Wrocław.
ROSÓŁ PŁACIŁ ZA SIEBIE Chodziło o pobyt Marcina Rosoła w ośrodku w Zieleńcu. Od 30 stycznia do 1 lutego 2009 roku. Kamiński: Marcin Rosół wraz z żoną i teściem spędzał ferie, nie sylwestra, tylko ferie, w ośrodku pana Sobiesiaka (…) Była to forma jakby podziękowania za załatwienie wycinki, prawda, drzew w Ministerstwie Środowiska…Dopytywany o to, czy Rosół zapłacił za siebie powiedział: Nie mieliśmy możliwości zweryfikowania tego faktu, tak jak nie mieliśmy możliwości zweryfikowania, czy pan Chlebowski i te trzy pokoje, czyli osoby, które w tych trzech pokojach były z nim, płaciły za pobyt. Mam nadzieję, że już jest to zrobione.
Sobisiak: Zaprzeczam, iż Marcin Rosół wraz z żoną i teściem spędził ferie w moim ośrodku w Zieleńcu. To niby drobna różnica, ale pan Marcin Rosół był w ośrodku Szarotka dwa dni wraz ze swoim kolegą. Nieprawdą jest, iż jego… za jego pobyt zapłacił mój syn. Pan Kamiński kłamie celowo, że była to jakby forma podziękowania za załatwienie wycinki drzew w Ministerstwie Środowiska.
O tym, że zapłacić miał syn nie mówił Kamiński. Pytał o to poseł Wassermann. Najpierw Mirosława Drzewieckiego, potem Ryszarda Sobisiaka.
SOBIESIAK ZAPŁACIŁ KARĘ Chodziło o wycięcie blisko pół hektara państwowego lasu w obrębie chronionego krajobrazu. I o rozpoczęcie budowy wyciągu w Zieleńcu bez wymaganych dokumentów. Sobiesiak dostał karę.
Kamiński: Ryszard Sobiesiak mówi – dobrze, zapłacę karę, ale pod warunkiem, że nie wstrzymacie mi budowy, prawda. Kary zresztą do tej pory nie zapłacił, zresztą, jak mówił swojemu pracownikowi, że – kara karą, będzie odwołanie, to załatwimy to w odwołaniu. Tak że nawet takie interesy są kompleksowo obsługiwane przez Drzewieckiego, Chlebowskiego, asystentów Drzewieckiego, prawda.
Sobisiak: I Kamiński twierdzi, że ja mam chody i posłów na posyłki. Wolne żarty.
Dlaczego pan Kamiński sugerował, że będę się odwoływał od tej decyzji, że nie zapłaciłem kary, skoro w chwili, gdy wypowiadał te słowa, pieniądze były wysłane do urzędu w całości? Jak nazwać to inaczej niż kłamstwo w żywe oczy? Jeżeli przy realizacji wyciągu złamałem prawo, to poniosłem za to odpowiedzialność.
Jak pisała „Rzeczpospolita”, ostatecznie decyzją Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych z 19 marca 2009 r. Winterpol musi zapłacić dwukrotną należność za nielegalne wyłączenie gruntów – blisko 221 tys. zł. Pieniądze wpłynęły na konto dopiero w przeddzień przesłuchania Mariusza Kamińskiego przed sejmową komisją.
CDN...