- Nie sposób było opędzić się od najgorszych myśli. W niedzielę o godz. 19 zadzwonił telefon. Siostra w szoku wykrztusiła z siebie: żyję - opowiada krewna jednej z rannych.
Smutna wizyta w Grenoble. Rodziny i znajomi ofiar są pogrążeni w żałobie. Czeka ich przykry obowiązek rozpoznania bliskich w kostnicy. Ci, którzy już wiedzą, że ich krewni ocaleli, odetchnęli z ulgą. Teraz z nadzieją czekają w szpitalach, do których trafili ranni w wypadku polskiego autokaru. - Te chwile oczekiwania są najgorsze, czy przeżyje, czy nie - mówią rodziny czekające na wiadomości o swoich bliskich.
Na pokładzie rządowej maszyny, która poleciała do Francji z podszczecińskiego Goleniowa było 75 osób. Oprócz bliskich ofiar katastrofy, byli również przedstawiciele władz lokalnych, lekarze, psycholodzy i księża. Jeśli francuscy lekarze wyrażą zgodę, tym samym samolotem wrócą do Polski lżej ranni pielgrzymi.
Wiceminister zdrowia Bolesław Piecha i dyrektor szpitala w Grenoble Frederic Marie zapewniali dziś, że rodziny ofiar, które przyjechały do Francji, będą miały zapewnioną pomoc psychologiczną oraz tłumaczów, a także zakwaterowanie i wyżywienie.
W napięciu czekają także ci, którzy zostali w kraju. - Zięć pojechał, bo brat nie był w stanie. Wciąż nie wiemy, czy szwagierka żyje, czy nie - opowiada Irena Szmit. Także w Polsce ci, którzy stracili bliskich bądź ich krewni zostali ranni, mogą liczyć na pomoc. - Staramy się uspokoić rodziny, pocieszyć i zachęcić do modlitwy - mówił w TVN24 ks. Ryszard Kamiński z parafii św. Mikołaja w Szczecinie, z której wyjechali pielgrzymi.
mpj
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24