Krzysztof Kawęcki i Marian Piłka towarzyszyli na scenie Robertowi Bąkiewiczowi podczas niedzielnej pikiety na warszawskiej Starówce. Kawęcki jest pracownikiem Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, który wsparł organizacje Bąkiewicza dotacjami na łączną kwotę 3 mln złotych. Piłka jest ekspertem tego instytutu, podobnie jak Piotr Mazurek, minister z kancelarii premiera - dowiedział się portal tvn24.pl.
Niedziela, 10 października. Kilkadziesiąt tysięcy osób protestuje na placu Zamkowym przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego. Ich demonstrację zakłóca kilkudziesięcioosobowa pikieta narodowców. Oba zgromadzenia rozdziela szczelny kordon policji.
- Nie ma przejścia - słyszę od jednego z funkcjonariuszy, gdy próbuję przejść. Udaje się to dopiero od drugiej strony ulicy, po okazaniu legitymacji dziennikarskiej.
Po godzinie 20 pikieta narodowców zmierza ku końcowi. Prowadzący ją z niewielkiej sceny Robert Bąkiewicz odmawia dziesiątkę różańca, dziękuje zgromadzonym, policji oraz służbom medycznym.
Szczególne podziękowania kieruje do dwóch wymienionych z nazwiska osób, które towarzyszyły liderowi Straży Narodowej na scenie. To Marian Piłka, były poseł oraz Krzysztof Kawęcki, były wiceminister edukacji w rządzie Jerzego Buzka.
Bąkiewicz podkreśla, że mógł liczyć na doświadczenie i pomoc Piłki oraz Kawęckiego.
Listy ekspertów
Trzy dni później, w środę 13 października posłowie Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba i Dariusz Joński przeprowadzają w Instytucie Dziedzictwa Myśli Narodowej kontrolę poselską. Po raz pierwszy na podstawie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora odwiedzili ten instytut 8 września.
Kierowana przez byłego senatora PiS Jana Żaryna instytucja zarządza Funduszem Patriotycznym, który - jak pisaliśmy w tvn24.pl - przyznał w sumie 3 mln zł Stowarzyszeniom Marsz Niepodległości i Straż Narodowa.
Michał Szczerba podkreśla w rozmowie z tvn24.pl, że instytut nie chciał ujawnić nazwisk ekspertów oceniających poszczególne wnioski o dotacje, które następnie powinny być omawiane przez panel ekspertów, by trafić na biurko szefa instytutu.
- Gdy przyjechaliśmy na kontrolę, usłyszeliśmy w instytucie, że nie ma listy ekspertów, którzy mieli brać udział w panelach. Musieli te listy dla nas stworzyć. Ostatecznie pierwszą listę dostaliśmy po paru godzinach, a drugą dopiero następnego dnia - relacjonuje poseł KO.
- Okazało się na miejscu, że nie ma dokumentacji, protokołów i list obecności z pracy paneli ekspertów. Chodzi o 30 milionów złotych z budżetu na kulturę - dodaje Dariusz Joński.
Na obu liczących osiem nazwisk listach, które otrzymali posłowie, powtarza się nazwisko Piotra Mazurka. To minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnik rządu ds. polityki młodzieżowej.
- Nie jesteśmy w stanie zweryfikować podanych nam list nazwisk, a także tego, czy te panele w ogóle się odbyły. Zapytaliśmy, czy minister Mazurek pobiera wynagrodzenie jako ekspert. Usłyszeliśmy odpowiedź, że nie - mówi Szczerba.
Piłka w obronie kościołów
Na liście uczestników dwóch paneli nie ma Mariana Piłki, który jest jednak wymieniony na stronie instytutu jako jeden z jego ekspertów.
Piłka pytany przez nas, czy oceniał wnioski złożone przez organizacje związane z Bąkiewiczem, zaprzeczył.
- Byłem ekspertem, ale nie opiniowałem żadnych wniosków - zaznaczył.
- Za jaką pomóc dziękował panu Bąkiewicz? - dopytuję.
- Jestem jedną z nielicznych osób ze starej opozycji. Zaangażowałem się w akcje obrony kościołów. Teraz wezwał do obrony konstytucji. Jestem zdecydowanym zwolennikiem wyższości konstytucji nad prawem unijnym. To jest zgodne z moimi poglądami - podkreśla były poseł.
- Na podobnej zasadzie angażował się Krzysztof Kawęcki? - pytam.
- Nie wiem, w jakim zakresie się angażuje - odpowiada Piłka.
"Czy to jest przestępstwo?"
W trakcie kontroli w instytucie kierowanym przez Jana Żaryna posłowie KO usłyszeli, że Krzysztof Kawęcki jest tam zatrudniony.
Żaryn pytany przez tvn24.pl w czwartek wieczorem, czy Kawęcki jest pracownikiem instytutu potwierdził, ale nie chciał odpowiadać na inne pytania. Poprosił o wysłanie ich mailem.
- Nie śledzę poczynań moich znajomych ani pracowników. Czy to jest przestępstwo? - zapytał jedynie Żaryn.
- Nie widzi pan zgrzytu w fakcie, że pracownik i ekspert instytutu biorą udział w pikiecie z Robertem Bąkiewiczem? - zapytaliśmy.
Szef instytutu nie odpowiedział na to pytanie i poprosił o wysłanie maila. W piątek przed południem dostaliśmy nie podpisaną przez nikogo odpowiedź. "Pracownicy Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, podobnie jak inni obywatele RP, mają prawo do swoich poglądów i sposobu ich wyrażania, także w miejscach publicznych. Nie jest ani intencją, ani zadaniem dyrekcji IDMN, by poza miejscem pracy cenzurować zachowania pracowników i osób współpracujących. Takie prawo daje nam art. 32 ust. 2 Konstytucji RP" - czytamy w niej.
Minister Piotr Mazurek nie odebrał telefonu, nie odpowiedział też na pytania wysłane SMS-em. Pytania te przesłaliśmy również do Centrum Informacyjnego Rządu.
"Napychanie kieszeni neofaszystom"
W opinii Szczerby pomysł kontrmanifestacji nie był inicjatywą Bąkiewicza. - Wszystko wskazuje, że sam Instytut powstał, by PiS mógł przejąć środowisko nacjonalistów. To zaplanowana przepompownia środków, by uzależnić ich od rządowych grantów. Zgoda na rozliczenie wydanych milionów i akceptacja sprawozdań to realna forma nacisku. Kaczyński ma ich pod butem - ocenia poseł.
Dodaje, że rząd "nie dał ani złotówki na budowę Izby Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy organizowaną przez panią Wandę Traczyk-Stawską, ale ma miliony na dopieszczanie neofaszystów".
- Napychanie kieszeni neofaszystom to zdrada narodu i wartości, z którymi PiS doszedł do władzy. To zdrada swoich własnych wyborców. To plucie w twarz Bohaterom 1944. To zdrada pamięci ludzi, którzy stworzyli Muzeum Powstania i przywrócili mu należne miejsce w historii Polski - zaznacza Szczerba.
Wtóruje mu Dariusz Joński, który podkreśla, że "PiS karmi Bąkiewicza i buduje mu infrastrukturę". - Buduje z nim konkurencję dla Konfederacji. Gdy będzie trzeba, straż ma rozbijać i zagłuszać manifestacje proeuropejskie. Dlatego płyną miliony na nieruchomości, cztery samochody, studio telewizyjne, sceny i nagłaśnianie. Nie ma przypadku. Część oceniających to osoby z legitymacją PiS, a na czele Instytutu stoi były senator tej partii - wylicza poseł.
4 mln zł budżetowych środków
Stowarzyszenie Marsz Niepodległości z Funduszu Patriotycznego otrzymało 1,3 mln zł, a Stowarzyszenie Straż Narodowa - 1,7 mln zł. Niemal 80 tysięcy na nagłośnienie estradowe - choć to, za pomocą którego zagłuszano w niedzielę manifestację na placu Zamkowym w Warszawie - jak pisaliśmy w Konkret24 - zostało wypożyczone.
Powiązane ze sobą organizacje: Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, Stowarzyszenie Straż Narodowa i Stowarzyszenie Roty Marszu Niepodległości otrzymały w sumie prawie 4 mln zł z budżetowych pieniędzy. Pieniądze dały Fundusz Patriotyczny i Narodowy Instytut Wolności. Liderem stowarzyszeń - według strony straznarodowa.org - jest Robert Bąkiewicz, organizator marszu narodowców i były działacz Obozu Narodowo-Radykalnego.
Fundusz Patriotyczny jest zarządzany przez Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej, który ma realizować politykę pamięci w zakresie historii i dziedzictwa Polski, w tym dorobku polskiej myśli społeczno-politycznej, ze szczególnym uwzględnieniem myśli narodowej, katolicko-społecznej i konserwatywnej.
Szefa instytutu powołuje wicepremier, minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotr Gliński. On także powołuje dyrektora Narodowego Instytutu Wolności.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Grzegorz Łakomski/tvn24.pl