Prokuratura w Prudniku (Opolskie) umorzyła postępowanie prowadzone przeciwko radnemu powiatowemu, który przyszedł do urzędu, chorując na COVID-19. Kilka miesięcy wcześniej Dariusz K. usłyszał zarzuty narażenia zdrowia i życia kilkudziesięciu pracowników starostwa.
27 listopada 2020 roku, kiedy w Polsce trwała druga fala pandemii COVID-19, w starostwie powiatowym w Prudniku odbywała się sesja rady powiatu. Zwołana była w trybie zdalnym, jednak dwóch radnych przyszło do urzędu i poprosiło o wyznaczenie miejsca, skąd mogliby połączyć się z innymi radnymi. Jednym z nich był Dariusz K., radny klubu Prawa i Sprawiedliwości.
Zarzuty dla radnego
K. przed sesją źle się poczuł. Odbył teleporadę z lekarzem, który skierował go na badanie pod kątem zakażenia koronawirusem. Po sesji radny udał się do punktu wymazowego. Dwa dni później otrzymał wiadomość o pozytywnym wyniku testu i został skierowany na kwarantannę.
Okazało się, że dzień po sesji zachorował jeden z pracowników starostwa, który miał styczność z radnym. Zarząd powiatu poinformował o sprawie prokuraturę, która wszczęła postępowanie pod kątem możliwości sprowadzenia zagrożenia dla zdrowia i życia kilkudziesięciu pracowników urzędu, za co kodeks karny przewiduje nawet osiem lat więzienia.
Prokuratura Rejonowa w Prudniku postawiła Dariuszowi K. zarzut narażenia życia i zdrowia wielu osób. Jak przekazywał Klaudiusz Juchniewicz, szef tamtejszej jednostki, z ustaleń śledztwa wynikało, że radny przyszedł do urzędu z pełną świadomością choroby i możliwości zarażania innych. Po koniec czerwca ta sama prokuratura umorzyła jednak postępowanie.
Postępowanie umorzone
- Początkowo wszystko wskazywało na wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa przez radnego. Jednak Dariusz K. przedstawił swoją linię obrony, która zweryfikowaliśmy. Opierając się na zebranych dowodach nie możemy w sposób jednoznaczny powiedzieć, że radny miał pełną świadomość zakażenia koronawirusem - przyznaje Klaudiusz Juchniewicz.
Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu wyjaśnia, że ani lekarz, który skierował radnego na badanie, ani osoba, która pobierała od niego wymaz, nie poinformowały go o tym, że ma obowiązek podać się kwarantannie. Rzecznik dodaje, że dzień po sesji rady powiatu - 28 listopada - Dariusz K. kontaktował się telefonicznie z miejscową policją, ale również tam nie uzyskał informacji o kwarantannie. Dyżurny policji przekazał, że funkcjonariusze przyjdą do mężczyzny, kiedy otrzymają z sanepidu listę osób skierowanych na kwarantannę.
- Prokurator rozważał również popełnienie przestępstwa w postaci nieumyślnej, ale uznał, że objawy, które radny zgłaszał lekarzowi nie były oczywiste i nie wskazywały jednoznacznie na zakażenie koronawirusem. Było to lekkie przeziębienie i osłabienie. Nawet lekarz w trakcie teleporady wahał się, czy skierować pacjenta na pobranie wymazu. Z zeznań pracowników starostwa wynika, że po wejściu do budynku K. zdezynfekował ręce, przez cały czas nosił maseczkę, dochowywał zasad reżimu sanitarnego - tłumaczy Bar.
Ostatecznym argumentem dla prokuratora - kontynuuje Stanisław Bar - było późniejsze zachowanie radnego. Po tym jak 29 listopada otrzymał pozytywny wynik testu, przestrzegał izolacji w sposób prawidłowy.
Decyzja prokuratury o umorzeniu śledztwa jest nieprawomocna i przysługuje od niej zażalenie.
Źródło: TVN24 Wrocław/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24