Część polskich szkół kończy z tabu i ukrywaniem problemów z narkotykami. Wprowadzają narkotesty dla uczniów. Muszą jeszcze tylko przełamać opór rodziców - informuje „Metro”.
Do tej pory problemy narkotykowe w polskich szkołach są skrywane. Poważną przeszkodą są też sami rodzice, którzy prawie nigdzie nie godzą się na to, by placówki mogli kontrolować np. policjanci z psem szkolonym do wykrywania narkotyków.
Mimo to znaleźli się dyrektorzy, którym zależy na zdrowiu podopiecznych. Szkoły na Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce i na Podkarpaciu pilotażowo wprowadzają narkotesty. W Lublinie kupiło je prawie 20 gimnazjom Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie Zagrożonej Patologią Społeczną "Postis".
- Nasza akcja ma sprawić, że uczniowie, bojąc się badania i późniejszych konsekwencji, nie będą sięgać po narkotyki - mówi prezes Stowarzyszenia Barbara Bojko-Kulpa.
- Chcemy młodzieży pomóc, a nie ją śledzić czy karać. Ostatnio dwa razy wykryliśmy narkotyki u uczniów. Oboje skierowaliśmy na terapię do Monaru. Regularnie jeżdżą tam na spotkania i myślę, że teraz są już na prostej - mówi dziennikowi dyrektorka Liceum Ogólnokształcącego w Górze na Dolnym Śląsku Irena Krzyszkiewicz. Kryszkiewicz sama za pieniądze od sponsorów kupuje narkotesty do szkoły. Badania przeprowadzane są do dwóch razy w tygodniu.
W wielu miastach akcję uniemożliwili rodzice. Bez ich zgody badać nie można, a oni twierdzą, że „ufają swoim dzieciom”.
Szkoły nie mają też wsparcia fachowców. Przeciw pomysłowi jest zastępca dyrektora Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii Bogusława Bukowska. "Bo z przeprowadzonych badań naukowych, niestety, nie wynika, że losowo przeprowadzone testowanie pomaga zwalczać problem narkotyków" - mówi.
W 2005 roku wykryto ponad 5,6 tys. przypadków tzw. posiadania środków odurzających u nieletnich. W ubiegłym roku było ich już ponad 7,8 tys.
Jak wygląda badanie? Uczeń, który wydaje się nauczycielowi podejrzany, trafia do szkolnej pielęgniarki. Tam po wezwaniu policji i w obecności dyrekcji zostaje przebadany. Jeśli test potwierdzi, że jest pod wpływem narkotyków, sprawą zajmuje się policja, a ucznia kieruje się na terapię. Zwykle trwa ona pół roku, czasem rok i jest pod stałym nadzorem dyrekcji szkoły. To popularne rozwiązanie m.in. w Wielkiej Brytanii - podaje "Metro".
Źródło: Metro