Będziemy twardą opozycją - zapowiada odchodzący z urzędu premier. Jak mówi w wywiadzie dla "Faktu" Jarosław Kaczyński, ta twardość będzie jednak przemyślana.
- Na pewno nie będziemy próbowali przewyższać Platformy w knajackich atakach, bo to jest po prostu niemożliwe. Nie mamy zresztą ludzi w typie Niesiołowskiego, Nowaka czy Grupińskiego. Ja też nie bardzo nadaję się na Tuska - nie wychowałem się jednak na podwórku, jak on sam o przyznaje, ale w trochę lepszych miejscach. Mam więc pewne opory przed łganiem w żywe oczy. Musimy być twardą opozycją także dlatego, że obawiam się, że media zaniechają swojej funkcji kontrolnej wobec nowej władzy - wyjaśnia Jarosław Kaczyński.
Zastrzega, że nie ma zamiaru doprowadzać opozycyjności PiS do absurdu. - Natomiast musimy pokazywać to, co już dzisiaj zaczyna być widoczne. Na przykład powrót do polityki transakcyjnej - jak to bardzo celnie określił Rafał Matyja, znajdując określenie znacznie elegantsze niż polityka układowa albo geszefciarska. Powracają "autorytety" jako obowiązujące wyrocznie, co lapidarnie opisuje w swoich tekstach Bronisław Wildstein. Z tym będziemy z pewnością walczyć - oświadcza lider PiS.
Jarosław Kaczyński opowiada w wywiadzie o jednym ze swoich najbliższych dotąd współpracowników: - Wiele lat maszerowaliśmy razem z Ludwikiem Dornem i dobrze to wspominam, ale kilka lat temu zaczęły w nim zachodzić zmiany, które czyniły współpracę coraz trudniejszą. Wiele jego decyzji z ostatnich lat było dla mnie nie do pojęcia. Miałem poważne kłopoty, żeby porozumieć się z tym nowym Dornem. Teraz Ludwik Dorn krytykuje przebieg kampanii. A ja sobie przypominam, że to on snuł swoje wywody na temat wykształciuchów, aż po sam moment głosowania, bez niczyjej zgody pisał do nich listy i wytaczał procesy w sprawie honoru psa Saby. To raczej nie służyło zjednaniu tej grupy wyborców, o których teraz Ludwik Dorn zaczął się troszczyć.
Źródło: "Fakt"