Sytuacja jest naprawdę niezwykle niepokojąca - mówił w TVN24 Michał Sutkowski z Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce. Komentował najnowsze dane dotyczące zakażeń koronawirusem w całym kraju.
Resort zdrowia poinformował w środę o 24 692 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem w Polsce. Ministerstwo przekazało także informację o śmierci 373 osób, u których stwierdzono infekcję SARS-CoV-2. Jest to najwyższy dobowy bilans zakażeń i śmierci od początku epidemii. Łącznie w Polsce zakażenie potwierdzono u 439 536 osób, z których zmarło 6475.
"Dwie trzecie tych przypadków zależy od nas"
Michał Sutkowski z Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce stwierdził, że "sytuacja jest naprawdę, naprawdę niezwykle niepokojąca". Dodał, że ona sam, jak również "chyba wszyscy eksperci" od kilku tygodni mówią, że "początek listopada, połowa listopada to jest ten moment szczytu pandemii".
- Ten tydzień moim skromnym zdaniem zadecyduje o kształcie epidemii przez najbliższe trzy miesiące aż do przełomu stycznia i lutego, gdzie możemy mieć sytuację nasilenia jeszcze infekcji z powodu grypy. Grypy będzie pewnie mniej w tym roku, ale jednak ona będzie - mówił Sutkowski.
Lekarz ocenił, że "zbliżamy się bliżej wykładniczej niż liniowej zależności". - Oby ta tendencja się odwróciła. Dwie trzecie tych przypadków zależy od nas, co powtarzamy w kółko. Od naszych zachowań, od naszego stosunku do pandemii. Co tu dużo mówić - od wiary w naukę zależy wszystko - powiedział.
Wspomniał również o najnowszych danych dotyczących zgonów na COVID-19. - Jeżeli jest dużo zakażonych, to trafia na osoby słabsze, chore, starsze, z chorobami współistniejącymi. Tak się stało. Ta liczba zgonów zaczyna być niepokojąca - ocenił Sutkowski.
"Nie możemy tego wirusa bagatelizować, ale nie możemy go demonizować"
Zwrócił uwagę, że "narasta dług zdrowotny". - Z jednej strony była dużo gorsza dostępność do placówek opieki zdrowotnej oraz strach pacjentów przed przyjściem do tych placówek, ujawnianiem swoich dolegliwości. Od lekarza rodzinnego po wysoko specjalistyczne poradnie - mówił.
- Liczba pacjentów, która się nie zgłasza z objawami, jest obliczana na około jedną trzecią. Ten dług zdrowotny zaczął ujawniać się teraz, w drugiej części roku. Dług, który jest z marca, kwietnia, maja obecnego roku. Stąd takie przyrosty zgonów - powiedział.
Skomentował też zaplanowaną na dziś konferencję premiera Mateusza Morawieckiego. - Jeżeli mamy iść drogą środka, to oczywiście nie możemy tego wirusa bagatelizować, ale nie możemy go demonizować. Skutkami demonizowania i przestawienia wszystkiego, jeśli chodzi o koronawirusa, będą oczywiście te statystyki, te zjawiska, o których przed chwilą rozmawialiśmy - również choroby i zgony pacjentów niecovidowych. Tutaj musimy dołożyć wszelkich starań, żeby w ramach tego co jest, robić jak najwięcej - mówił.
Dodał, że potrzebna jest "rygorystyczna kontrola tych zaleceń, które już funkcjonują, czyli maseczki, dezynfekcja, dystans". - Czy chcemy, czy nie chcemy, nie powinniśmy się zachowywać proepidemicznie - powiedział. Jako drugą potrzebę wymienił rozbudowę izolatoriów, "która jest zapowiedziana". - Są miejsca, tylko nie ma ludzi. Tu jest oczywiście ogromny problem nie do rozwiązania w trybie pilnym - powiedział i dodał, że potrzebna jest również koordynacja tej opieki.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24