Rację miał ten, kto mówił, że zeznania Grzegorza Schetyny wiele do sprawy nie wniosą, a jego samego nawet nie drasną. Nie wniosły. Nie drasnęły. Grzegorz Schetyna - wyraźnie rozluźniony - zabawiał komisję ripostami w stylu: Podchwytliwe pytanie, ale czujny byłem… To prawda. Był czujny. Przez osiem godzin. Z przerwą na obiad.
PIŁKA ZAMIAST GOLFA
Swobodnej wypowiedzi nie było, ale już po pierwszym pytaniu posła Urbaniaka Grzegorz Schetyna swobodnie opowiadał, jak poznał Ryszarda Sobiesiaka i co ich połączyło. Zaczęło się w 2003 roku. Wtedy – jak mówił Schetyna - podjęli współpracę w Śląsku Wrocław:
Ja zajmowałem się prowadzeniem klubu koszykarskiego. Od 1994 roku. Moje zaangażowanie skończyło się w 2006 roku. To jest kultowy klub. Udało nam się z grupą przyjaciół zbudować markę. Klub sześciokrotnie zdobywał mistrzostwo Polski (…) To był dobry czas dla koszykówki. W latach 90-tych stałem się większościowym udziałowcem i szefem rady nadzorczej.
Ryszard Sobiesiak był udziałowcem klubu piłkarskiego. Nie mieli takich sukcesów jak koszykówka. W 2002 roku klub spadł do drugiej ligi, w 2003 roku - do trzeciej. Wiele wskazywało na to, że klub upadnie – wspominał Schetyna. I tak zeszły się ich drogi. Klub piłkarski poprosił klub koszykarski o pomoc. Klub koszykarski przejął prowadzenie i zarządzanie klubem piłkarskim. To nie była propozycja biznesowa, to było wołanie o ratunek piłki nożnej we Wrocławiu (…) Żadnego biznesu. Nasza współpraca trwała dwa lata, dwa sezony (2003-2004, 2004-2005). Celem było uratowanie piłki nożnej.
W czerwcu 2005 roku współpraca się zakończyła, bo klub wrócił do drugiej ligi. Podobno ma dziś sukcesy. I dobre perspektywy na przyszłość.
Grzegorz Schetyna zeznał, że nie grywa w golfa ani w tenisa, co jest dziś chyba atutem. I że nigdy o ustawie hazardowej z Sobiesiakiem nie rozmawiał. Ani przy golfie ani przy tenisie. Ani na lotnisku we Wrocławiu.
SPOTKANIE NA LOTNISKU
O tym spotkaniu było głośno, bo dopóki nie napisał o nim dziennik „Polska” Grzegorz Schetyna go sobie nie przypominał. Potem tłumaczył, że nie pamiętał, bo wiele osób zaczepia go na lotnisku. Dziś zeznał, że spotkanie trwało kilkadziesiąt sekund, może niewiele ponad minutę. Szczegółowo opisał okoliczności:
Jest koniec września 2008 roku. Przypominam sobie taką sytuację, że Sobiesiak chce się spotkać. Mówię mu, że 28 września będę na meczu Śląska Wrocław. To jest niedziela. Z tego, co wiem, z wypowiedzi Mariusza Kamińskiego, do tego spotkania nie doszło. Ja tego nie pamiętam. Jest 29 września rano. W sekretariacie biura dowiaduje się, że wielokrotnie dzwoni Ryszard Sobiesiak. Chce się umówić. Mam napięty grafik. Ostatnie spotkanie mam umówione o 11:40. Na 14:40 mam zarezerwowany bilet do Warszawy. Wychodząc z biura poselskiego, w sekretariacie spotykam pana Sobiesiaka. Mówię, że muszę jechać na lotnisko. Jest odprawa. Czas mnie goni, mam spotkanie w Warszawie. Nie mogę opóźnić wylotu. Jadę własnym samochodem. Bez ochrony. Po odprawie chcę już przechodzić do hali odlotów. Dzwoni Sobiesiak, który mówi, że już dojeżdża na lotnisko. Ja staję przy kiosku, czekam. Nie wszyscy wiedzą, ale pani poseł Kempa wie, że to centralne miejsce lotniska we Wrocławiu. Podchodzi Sobiesiak. Rozmawiamy niedługo. Nie pamiętam, o czym.
Potem Schetyna wątek rozwinął. I przyznał, że po tym, jak przeczytał stenogramy i dowiedział się, że tuż po tym spotkaniu Ryszard Sobiesiak zadzwonił nie do Jana Koska na przykład, a do Henryka Kalinowskiego, domyślił się, że rozmowa mogła dotyczyć Śląska Wrocław. Bo że nie dotyczyła ustawy hazardowej wiedział na pewno. Kilkakrotnie podkreślał, że ani z Sobiesiakiem ani z nikim innym o tej ustawie nie rozmawiał. Kalinowski to – jak mówił Schetyna – nie żaden rekin branży hazardowej. To szef Urzędu Stanu Cywilnego i członek zarządu Wojskowego Klubu Sportowego Śląsk Wrocław. Grzegorz Schetyna zeznał, że mogło chodzić o poszukiwanie inwestora. Bo to był czas poszukiwań. Po tym, jak inny inwestor się z klubu wycofał. Sądzę, że ten telefon, ta rozmowa wiąże się z tym. I rozumiem, że tego dotyczy rozmowa. To na pewno nie było spotkanie, które dotyczyło ustawy hazardowej. Niewykluczone, jak mówił Schetyna, że Kalinowski chciał mieć pewność odnośnie swojej przyszłości po rozstrzygnięciach właścicielskich, inwestorskich, organizacyjnych.
Z Grzegorzem Schetyną RS: No cześć. GS: Cześć, cześć. No muszę jechać, bo mam tutaj... RS: No wiem, słyszałem, dwie minuty się kur... Jesteś na lotnisku? Bo ja już jestem na lotnisku. GS: Jesteś? Ja jestem tak przy... RS: Wchodzisz już czy nie? GS: Nie, nie. Poczekam na ciebie. RS: W tej chwili jestem na tym kur..., na, wjeżdżam na lotnisko. GS: Dobra, to czekam. RS: Gdzie jesteś? GS: Przy kiosku tym głównym. RS: No to już za minutę będę, no na razie. Z Henrykiem Kalinowskim (po spotkaniu ze Schetyną) RS: Teraz mi powiedział Grzesiu: "Ty jesteś kutas", mówi. "Zawsze na ostatnią chwilę".
SPOTKANIE Z DRZEWIECKIM
Grzegorz Schetyna zeznał, że zaprosił go na nie prawdopodobnie sam Premier, dzień wcześniej, tj. 18 sierpnia 2009. I że już w zaproszeniu była informacja, że dołączy do spotkania z Drzewieckim. I że będą rozmawiać o Euro 2012. Jak mówi, dołączył ok. 17:00. Kiedy wszedłem rozmowa dotyczyła dopłat. Premier pytał, czy te dopłaty wystarczyłyby na to, żeby stadion został zbudowany. Drzewiecki twardo mówił, że potrzebne są gwarancje budżetowe, bo stracimy Euro. Zastanawialiśmy się, co zrobić. Tylko stadion, pieniądze, inwestycje. O tym rozmawialiśmy.
Schetyna tłumaczył, że wszyscy wiedzieli, że to będzie trudny rok. A minister Drzewiecki chciał dodatkowych 440 milionów w 2010 i ponad 200 milionów w 2011 roku. Zapisanych w budżecie. Spotkanie zakończyć się zresztą miało konkluzją, że pieniądze muszą się w budżecie znaleźć i że czeka nas trudna rozmowa z ministrem Rostowskim i minister Suchocką – Roguską. Sytuacja była o tyle trudna – jak mówił Schetyna – że Drzewiecki zakładał pierwotnie, że koszty stadionu narodowego nie będą aż tak duże, więc musieliśmy w ciągu kilku tygodni znaleźć pieniądze, aby wpisać je do budżetu i wieloletniego planu inwestycyjnego.
Drzewiecki podczas tego spotkania miał poruszyć temat dopłat, ale w kontekście negatywnym. Mówił, że muszą być twarde zapisy budżetowe, że kwestia dopłat niczego nie zmieni, jeśli chodzi o skalę wydatków, które będzie musiał podjąć budżet, żeby zbudować stadion narodowy.
Dlaczego podczas spotkania nie było nikogo z ministerstwa finansów, skoro rozmowa dotyczyła budżetu i konieczności zapisania w nim kilkuset milionów złotych? Bo to było spotkanie robocze, organizacyjne – odpowiadał Schetyna. Miało być przygotowaniem do rozmów z ministerstwem finansów. I było.
Czy Premier pytał o proces legislacyjny? Przy Drzewieckim nie. Przy Chlebowskim tak. Schetyna zapewniał, że ta część rozmowy, w której uczestniczył dotyczyła li tylko finansowania budowy Stadionu Narodowego. I także tym tłumaczy fakt, że w kalendarium Kancelarii Premiera jego nazwisko przy dacie 19 sierpnia 2009 się nie pojawiło. Bez związku z ustawą hazardową. Teoretycznie tak. Bo przecież pytanie o dopłaty jest pytaniem o ustawę…
Jacek Cichocki zeznał przed komisją, że nie wiedział o udziale Schetyny w tym spotkaniu. Dlatego go przy tym spotkaniu nie wpisał. Kalendarium opublikowano 2 października, a 6 października w Radiu Zet Schetyna sam przyznał, że uczestniczył w obu spotkaniach. Dlaczego kalendarium nie sprostował? Bo – jak mówi – nie ma takiego charakteru, żeby zadzwonić do Jacka Cichockiego i poprosić, żeby go dopisał. A poza tym, druga część spotkania – jego zdaniem – nie dotyczyła ustawy hazardowej, stąd brak jego nazwiska w kalendarium – jego zdaniem – jest naturalny.
Podczas spotkania nie było mowy o akcji CBA, nie padały nazwiska. Premier nie informował, że zamierza spotkać się w tej sprawie ze Zbigniewem Chlebowskim. Nie rozmawiali też o Jacku Kapicy, o Totalizatorze Sportowym i wkładzie tej spółki w budowę stadionów na Euro 2012. Rozmowa nie była ani protokołowana, ani nagrywana. Nie pamięta, czy po wszystkim został jeszcze u Premiera. Zeznał, że prawdopodobnie wyszedł, bo to była środa. I miał dużo obowiązków. Nie pamięta też, co robił i z kim widział się po spotkaniu. Ale pamięta, że cokolwiek robił i z kimkolwiek się widział, nie miało to związku z tematem spotkania. Prawdopodobnie wrócił do ministerstwa.
SPOTKANIE Z CHLEBOWSKIM
Spotkanie ze Zbigniewem Chlebowskim dotyczyło już – jak zeznał - procesu legislacyjnego projektu noweli ustawy hazardowej i związanych z nim trudności. Zapraszał Premier. A zapraszał – jak zeznał Schetyna – w związku z tym, że ja też byłem osobą, która utrzymywała stały kontakt z klubem parlamentarnym, premierowi zależało na tym, żebyśmy razem spotkali się z przewodniczącym Chlebowskim i żeby opisać te relacje, kwestie zaangażowania jego w ten proces, prowadzenie tej ustawy, w opiniowanie tej ustawy.
Schetyna wiedział, czego będzie dotyczyło spotkanie. Zeznał, że jego zdaniem, zaproszenie Chlebowskiego wynikało z wcześniejszej rozmowy Premiera z ministrem Rostowskim i ministrem Kapicą, która odbyła się tego samego dnia. Tam musiała być przekazana wiedza, która spowodowała, że premier zaprosił Chlebowskiego. Szkoda, że posłowie nie zapytali Grzegorza Schetyny, czy podczas spotkania Premier mówił, że to na skutek rozmowy z Rostowskim i Kapicą. Przypomnę, że Chlebowski zeznał, że wydawało się, że nie miał o tym wiedzy, kiedy następnego dnia zaprosił na rozmowę Jacka Kapicę.
Nie pamiętał szczegółowych pytań. Pamiętał za to, że w rozmowie nie padały nazwiska Sobisiaka, Koska czy Kamińskiego. Zeznał, że właściwie nie zabierał głosu. Najwięcej mówił Chlebowski. Jego zdaniem, spotkanie trwało krócej niż zeznał Chlebowski. Były szef klubu mówił o dwóch godzinach. Obecny szef klubu o godzinie, może nawet 50 minutach.
Zeznał też, że Zbigniew Chlebowski miał gruntowną wiedzę na temat ustawy hazardowej, począwszy od 2003 roku. Premier pytał go o aktywność przy pracach nad ustawą - jako szefa klubu Platformy i przewodniczącego sejmowej komisji finansów publicznych. Szukał, czy to zaangażowanie nie wykracza poza normę, którą powinien wykonywać szef klubu i komisji finansów. Chlebowski miał tłumaczyć, że ustawa hazardowa musi być traktowana ze szczególną atencją. Podkreślał kwestię wielkiego przywiązania, które musi być do tej ustawy, czy wielkiej atencji, pilnowania tej ustawy, bo od niej zależą wpływy budżetowe. Miał też zapewniać, że jego zaangażowanie nie było wynikiem lobbingu. I że czuł się odpowiedzialny i zobowiązany, żeby tej ustawy pilnować, bo w ministerstwie finansów pojawiały się wcześniej pomysły nowelizacji ustawy hazardowej, które były bardzo szkodliwe. Chodziło o zniesienie limitów lokalizacyjnych na kasyna i salony gier z pierwszego projektu.
Grzegorz Schetyna wyraźnie nie chciał mówić o szczegółach pytań, jakie padały z ust Premiera. Dopytywany przez posła Arłukowicza odpowiadał: Nie pamiętam. Takich rozmów przeprowadziłem kilkaset. Nie o tej ustawie. Ale w ogóle. Ja nie pamiętam pytań. Jutro będzie miał pan okazję zapytać Premiera. Brzmiało to tak, jakby nie chciał przed wystąpieniem Premiera opowiadać o rzeczach, o których być może Premier wolałby nie mówić. Innymi słowy, by nie stawiać go w trudnej sytuacji. Ale, może się mylę. Pytanie o to, dlaczego został zaproszony na spotkanie ze Zbigniewem Chlebowskim to też pytanie do Premiera. Jak to, po co w ogóle zapraszał Chlebowskiego.
BEZ ŻALU
Na zaskakujące pytanie posła Neumanna: Czy ma Pan żal do Premiera? Grzegorz Schetyna po chwili ciszy: można prosić o uchylenie pytania? Nie mam żalu. To jest tylko polityka. Nauczyłem się z tym żyć.
Poseł Neumann tłumaczy, że to było w nawiązaniu do pytań posłanki Kempy, która pytała o powody dymisji. Schetyna odpowiadał: Powód był jeden. Poprosił mnie pan premier Donald Tusk, żebym złożył dymisję (…) Rozmowy z premierem, jeszcze przed odejściem z resortu, miały charakter przyjacielsko-polityczny. Rozmawialiśmy o tej całej sytuacji, która wybuchła 1 października, o sprawie hazardowej, o jej konsekwencjach,
Ciąg dalszy nastąpi, ale zanim… krótka refleksja. To było dobre wystąpienie Grzegorza Schetyny. Komisja niczego mu nie udowodniła. Odpowiadał krótko i na temat. Był naturalny. Bywało, że rozbawiał posłów śledczych. Na przykład wtedy, gdy pytany o to, czy zna Stocha, odpowiadał: Jest taki skoczek narciarski, ale chyba nie o niego chodzi. Było o tym, że nie gra w golfa, tenisa, ani w żadnej orkiestrze (to w kontekście „Perkusisty” ze stenogramów, czyli Zbigniewa Benbenka). Dużo by pisać. Więcej – wkrótce. Przy pytaniach o stenogramy odpowiadał wprawdzie jak inni, że nie ma pojęcia, o co chodzi. Ale on – uważam - ma do tego większe prawo. Niż Zbigniew Chlebowski, który prowadził intensywne rozmowy z Sobiesiakiem i pił z nim wódkę (jak sam zeznał). Niż Mirosław Drzewiecki, który grywał z Sobiesiakiem w golfa, przyjmował go w domu i podpisał pismo, na które branża czekała, choć – jak przekonuje – na skutek urzędniczego błędu. Schetynie komisja niczego nie udowodniła. Mimo, że dzień przed tym przesłuchaniem Zbigniew Wassermann mówił, że w stenogramach jest więcej rozmów Schetyna – Sobiesiak. Bez szczegółów. Dlaczego o nie nie zapytał? Czy nie było w nich nic ciekawego? Gdyby było, zapewne pytania by padły.
Myli się jednak Janusz Palikot, kiedy mówi, że zeznania Schetyny kończą sprawę. Że jeszcze zeznania Premiera i to wszystko. Kompromitacja komisji. Kompromitacja afery. Przed nami jeszcze zeznania Ryszarda Sobiesiaka, Marcina Rosoła, Moniki Rolnik i Rafała Wosika. Mogą, choć oczywiście nie muszą, sporo wyjaśnić.