"Wstrząsający obraz długotrwałej przemocy domowej" - tak o tym, co spotkało pięciolatkę z Gniezna mówią lekarze, którzy jako pierwsi udzielali jej pomocy. Dziewczynkę trzeba było nosić po szpitalu, bo z bólu nie mogła chodzić. Według prokuratury nad dzieckiem znęcał się jej ojczym. W momencie zatrzymania był pijany. Trafił do aresztu.
O areszt wnioskowała prokuratura, a sąd uznał dziś to za zasadne, wskazując, że istnieje ryzyko, że na wolności mężczyzna mógłby ponownie dopuścić się podobnych czynów. Prokuratura zarzuca 39-latkowi znęcanie się fizyczne i psychiczne nad 5-letnią córką partnerki. Mężczyźnie grozi surowa kara - 8 lat pozbawienia wolności.
Na razie 39-latek na pewno spędzi za kratami najbliższe trzy miesiące.
Zarzuty takie same, środki zupełnie inne
Śledczy przeprowadzili czynności z podejrzanymi w czwartek. Najpierw do Prokuratury Rejonowej w Gnieźnie doprowadzono 35-latkę, potem 39-latka. Oboje usłyszeli takie same zarzuty, choć jak tłumaczy prokurator, ich działanie było inne.
- Zarzut dotyczy fizycznego i psychicznego znęcania się nad dziewczynką co najmniej od 4 listopada 2023 do 21 stycznia 2025. Znęcanie to polegało na stosowaniu przemocy fizycznej poprzez uderzanie dziewczynki po całym ciele ręką i pięścią oraz trzonkiem drewnianym i paskiem na gołe pośladki. Wszystkie te zachowania podejmował zatrzymany mężczyzna, ale były one aprobowane i akceptowane przez matkę - mówiła Małgorzata Rezulak-Kustosz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Gnieźnie.
"Podejrzani generalnie nie przyznają się"
Według wstępnych ustaleń śledczych, dramat pięciolatki zaczął się, gdy na świat przyszło pierwsze wspólne dziecko pary. Wtedy zachowanie ojczyma miało się zmienić.
- Podejrzani generalnie nie przyznają się do zarzucanych im czynów. Mężczyzna przyznał się jedynie do tego, że uderzył kilkukrotnie w twarz małoletnią pokrzywdzoną oraz że kiedy nie chciała jeść (…) i wypluwała jedzenie, to zabierał ją pod prysznic, żeby zmyć wyplute jedzenie. Natomiast w pozostałym zakresie właściwie neguje podejmowanie zachowań opisanych w zarzucie – powiedziała prokurator.
- Generalnie 39-latek wyraził skruchę. Powiedział, że jego zachowanie wynikało z przeciążenia jego wytrzymałości, ponieważ był to moment, kiedy był jedynym opiekunem dwóch małych dzieci, a dziewczynka nie chciała wykonywać jego poleceń, głównie spożywać osiłków, które przygotowywał - dodała Rezulak-Kustosz.
Dodała, że matka dziewczynki "przedstawia przebieg wydarzeń w ten sposób, że to jej partner podejmował te negatywne zachowania, którym ona się przeciwstawiała, lecz niestety nie słuchał jej próśb i protestów". Śledczy ustalili również, że kobieta miała stosować wobec córki klapsy.
Obojgu podejrzanym grozi do 8 lat więzienia.
Bez aresztu dla matki
Wobec 35-latki zastosowano wolnościowe środki zapobiegawcze. Pod jej opieką pozostaje jeszcze roczne dziecko oraz miesięczne bliźnięta. Z obserwacji pracownika socjalnego wynika, że dzieci są zadbane i nic nie wskazuje na to, by stosowano wobec nich przemoc.
Zgodnie z decyzją sądu rodzinnego 39-latek ma zakaz kontaktowania się z dziećmi. Z kolei matce przydzielono kuratora. Od 23 stycznia rodzina pozostaje również pod opieką asystenta rodziny i pracownika socjalnego.
Przepraszała personel za to, że trafiła do szpitala
Policjanci otrzymali wezwanie 21 stycznia w godzinach wieczornych. Pod numer alarmowy zadzwonił sam sprawca. Powiedział operatorowi, że chciał zgłosić pobicie dziecka i, że to on za nie odpowiada. Później, 39-latek tłumaczył prokuratorowi, że zdecydował się na ten krok, bo widział jaką krzywdę wyrządził dziecku i "nie mógł sobie poradzić z tą presją".
Gdy funkcjonariusze pojawili się w mieszkaniu, zastali w nim 39-latka, jego 35-letnią partnerkę, pięcioletnią dziewczynkę, oraz roczne dziecko i miesięczne bliźnięta. Mężczyzna był pijany. Badanie alkomatem wskazało, że miał 1,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
- Dziewczynka siedziała w kącie na krzesełku. Policjanci zauważyli, że tylko ona ma ślady maltretowania i to od dłuższego czasu. Policjantka ubrała dziewczynkę i zabrała do karetki pogotowia. Potem towarzyszyła jej w szpitalu. Nosiła ją tam na rękach, bo dziewczynka z bólu nie mogła chodzić - powiedziała TVN24 Anna Osińska, rzeczniczka gnieźnieńskiej policji.
Pięciolatkę przewieziono najpierw do szpitala w Gnieźnie. - Rozmawiałem zarówno z psychologiem, jak i z zespołem medycznym, który podjął tę interwencję, oraz z lekarzem, który udzielał pomocy na naszym oddziale ratunkowym. Rysuje się z tego wstrząsający obraz długotrwałej przemocy domowej. To dziecko na naszym oddziale przepraszało personel za to, że się tu znalazło i obiecywało, że już będzie grzeczne i już będzie jadło. Świadczy to o tym, że to dziecko długotrwale odczuwało poczucie winy wobec swojej rodziny - powiedział Mateusz Hen, dyrektor medyczny w Szpitalu Pomnik Chrztu Polski w Gnieźnie.
To właśnie w rozmowie z jednym z ratowników medycznych dziewczynka miała powiedzieć, że ojczym zmuszał ją m.in. do zjadania papieru.
Obecnie dziewczynka przebywa w Szpitalu Klinicznym im. Karola Jonschera w Poznaniu. - Dziecko było w stanie ciężkim, ale chyba ze względu na stan psychiczny i liczne obrażenia. Obecnie przebywa na oddziale, stan jest stabilny - przekazał dr n. med. Paweł Wawrzaszek ze Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera Uniwersytetu Medycznego im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu.
Jak informowała prokuratura oraz Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej rodzina nie korzystała z pomocy społecznej. Dotychczas nie było też żadnych interwencji służb. Śledczy sprawdzają, czy dziewczynka uczęszczała do jakiejś placówki edukacyjnej i, czy korzystała z opieki medycznej.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24