Źle podłączona butla i papieros. Jedna osoba zginęła, wszyscy stracili dach nad głową

Oskarżonemu grozi do ośmiu lat więzienia
Oskarżonemu grozi do ośmiu lat więzienia
Źródło: TVN24 Łódź
Kupiłem butlę turystyczną i ją podłączyłem. Nic więcej nie pamiętam - powiedział w łódzkim sądzie 56-letni Grzegorz S. Prokuratura twierdzi, że to przez niego doszło do eksplozji, po którym zawaliła się część kamienicy w Pabianicach (woj. łódzkie). W tragedii, do której doszło w zeszłym roku zginęła jedna osoba, trzy inne zostały ranne.

Do wybuchu doszło 16 kwietnia. Wtedy Grzegorz S., mieszkaniec kamienicy przy ul. Bagatela w Pabianicach kupił butlę z gazem i podłączył ją do kuchenki w mieszkaniu na I piętrze. Jak wynika z ustaleń prokuratorów, 56-latek sprawdził szczelność instalacji przy reduktorze. Wtedy wydawało mu się, że wszystko jest w porządku.

Ale nie było. W ujawnionym dziś przed sądem akcie oskarżenia śledczy zapisali, że S. wraz z żoną używał kuchenki do godzin wieczornych. Potem para poszła spać. Około północy 56-latek się obudził. Odpalił papierosa - wtedy miało dojść do eksplozji. Siła była tak duża, że część gmachu się zawaliła. Jeden z sąsiadów zginął, trzy inne osoby zostały ranne.

Grzegorz S. w czasie śledztwa potwierdził prokuratorskie ustalenia. Został oskarżony o nieumyślne doprowadzenie do zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu mieszkańców kamienicy.

We wtorek przed łódzkim sądem zmienił zdanie i stwierdził, że nie czuje się winny. Stwierdził, że nie pamięta, co działo się po tym, jak kupił i podłączył butlę gazową. Rozbieżność w swoich wyjaśnieniach tłumaczył tym, że wcześniejsze zeznania "były wynikiem sugestii". Nie sprecyzował jednak czyich.

"Żyjecie?!"

Oskarżony odpowiadał jedynie na pytania swojego adwokata. Potem zeznania składali świadkowie.Jako pierwsza tragiczny wieczór wspominała jedna z sąsiadek Grzegorza S.

- W nocy usłyszałam krzyk syna. Krzyczał, czy żyjemy. Potem usłyszałam straż. To strażacy pomogli nam wydostać się ze zniszczonego budynku - mówiła przed sądem.

Kobieta wspominała, że miała problemy z oddychaniem. Pamięta też krótką rozmowę z oskarżonym:

- Wyzywał mnie, mówił, że to moja wina. Był wyraźnie pijany. Nic dziwnego, bo pił cały czas - podkreślała.

Z protokołu sporządzonego tuż po tragedii wynika, że mężczyzna faktycznie był pod wpływem alkoholu. Sam oskarżony stwierdził jednak, że "nie pamięta, czy był trzeźwy".

- Przez całe to zdarzenia straciłam mieszkanie. Dopiero co skończyłam remont - kontynuowała sąsiadka, która domaga się 25 tys. złotych zadośćuczynienia od 56-latka.

Oskarżonemu grozi do 8 lat więzienia. Przed sądem odpowiada z wolnej stopy.

Budynek, którego już nie ma

W momencie wybuchu w kamienicy znajdowało się dziesięć osób. Do szpitala trafiły wtedy cztery osoby. Jedną z nich był 54-letni mężczyzna, który zginął. Mieszkał w lokalu obok oskarżonego i był jego znajomym. Jak wynika z aktu oskarżenia, po eksplozji bardzo poważnego uszczerbku na zdrowiu doznała też inny z lokatorów.

Zniszczona kamienica nie nadawała się do użytku. Gmach został już rozebrany.

Kamienica runęła po wybuchu gazu

Kamienica runęła po wybuchu gazu

Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: