Łódzcy strażnicy miejscy uznali, że jest pijana. Przewieźli ją do izby wytrzeźwień. Tam doszło do zatrzymania akcji serca. Reanimowana kobieta trafiła do szpitala, gdzie stwierdzono, że jest trzeźwa. Jej życia nie udało się uratować.
Strażników miejskich do tej interwencji nikt nie wzywał.
- Patrol przejeżdżał przez skrzyżowanie ulicy Zachodniej i Lutomierskiej. Funkcjonariusze zauważyli grupkę osób zgromadzonych wokół kobiety na przystanku - mówi Joanna Prasnowska, rzecznik prasowy straży miejskiej w Łodzi.
Jak mówi, kobieta był przytomna, ale kontakt z nią był bardzo trudny.
- Stojący obok ludzie poinformowali, że zadzwonili już na policję - mówi Prasnowska.
Podkreśla, że kobieta mówiła niewyraźnie. Nie miała przy sobie dokumentów.
- Sprawiała wrażenie osoby bezdomnej. Potwierdziła ruchem głowy, kiedy jeden z funkcjonariuszy zapytał, czy piła alkohol. Wszystko to działo się przy świadkach - zaznacza rzeczniczka straży.
Transport
Strażnicy wezwali dodatkowy patrol, który zabrał kobietę do samochodu i zawiózł do izby wytrzeźwień.
- Otrzymaliśmy protokół, że przywieziona przez nas osoba została przyjęta. Na tym się skończyła nasza interwencja - opowiada Prasnowska.
- Kobieta była w dość ciężkim stanie, w bardzo powierzchownym kontakcie - opowiada dr Adam Piotrowski, kierownik izby wytrzeźwień w Łodzi.
Czy była pijana? Tego - jak mówi nasz rozmówca - nie dało się stwierdzić.
- Nie była w stanie dmuchnąć w alkomat. Niestety, nie posiadamy aparatury pozwalającej na badanie trzeźwości na podstawie próbki krwi - zaznacza dr Piotrowski.
Pewne było natomiast, że kobieta jest bardzo wychłodzona.
Temperatura
Adam Piotrowski opowiada, że już po 10 minutach od przyjęcia, ustało krążenie pacjentki.
- Rozpoczęliśmy reanimację. Jednocześnie rozpoczęliśmy poszukiwania szpitala, do którego kobieta mogłaby być przewieziona - zaznacza.
Gotowość przyjęcia kobiety zgłosił szpital im. Jonschera.
- Procedury zabraniają transportowania osoby wychłodzonej. Czyli takiej, której temperatura ciała jest niższa niż 30 stopni Celsjusza. Dlatego też pacjentka mogła opuścić izbę dopiero około godziny 11 - opowiada.
Kobieta trafiła w końcu do szpitala.
- Przez kilkanaście godzin ogrzewano ciało kobiety aż do temperatury 35,5 stopnia - opowiada asp. sztab. Radosław Gwis.
Gwis dodaje, że lekarze ze szpitala im. Jonschera stwierdzili, że pacjentka jest trzeźwa. W nocy z piątku na sobotę doszło do ponownego załamania się jej stanu zdrowia. Około godz. 3 krążenie znowu ustało. Tym razem reanimacja okazała się nieskuteczna.
Sprawa dla prokuratury
Dlaczego trzeźwa kobieta trafiła do izby wytrzeźwień? I czy miałaby szanse przeżyć, gdyby od razu trafiła do szpitala?
- My też jesteśmy placówką medyczną i zrobiliśmy wszystko, co w tej sytuacji można było zrobić - komentuje dr Adam Piotrowski, kierownik izby wytrzeźwień w Łodzi.
Jego zdaniem strażnicy zrobili błąd, że przywieźli chorą do izby.
- Jeżeli mieli problem z ustaleniem podstawowych informacji, to powinni wezwać pogotowie, które stwierdzi, jak poważny jest problem - ocenia.
Dodaje jednak, że podobnych zgłoszeń straż miejska ma mnóstwo i wzywanie karetki do każdej osoby sparaliżowałoby pracę funkcjonariuszy.
To czy ktoś popełnił błąd i przyczynił się do śmierci kobiety, bada obecnie prokuratura, która wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.
- Sprawdzimy decyzje podejmowane przez poszczególne służby. W tej sprawie zabezpieczona zostanie dokumentacja związana z przewiezieniem pacjentki do izby wytrzeźwień, oraz dokumentacja medyczna - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
W poniedziałek śledczy wystąpili o sądowo-lekarską sekcję zwłok. Na jej podstawie będą chcieli dowiedzieć się, jaka była przyczyna zgonu kobiety i czy można było uratować jej życie.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24