Policja zatrzymała dwóch mężczyzn, którzy zaatakowali załogę karetki. Do zdarzenia doszło na jednej z łódzkich stacji benzynowych. - Jeden z nich uderzył rowerem w karetkę, kiedy ratownicy próbowali interweniować zaczęła się awantura - informuje policja.
Załoga specjalistycznej karetki została zaatakowana na stacji benzynowej przy al. Piłsudskiego w Łodzi. Ratownicy zatrzymali się tam, bo lekarz musiał iść do toalety.
- W ambulansie zostało dwoje ratowników - opowiada Danuta Szymczykiewicz, rzeczniczka łódzkiego pogotowia.
Po chwili do stojącej karetki podbiegło dwóch młodych mężczyzn.
- Ku zaskoczeni załogi, mężczyźni próbowali wcisnąć rower do środka ambulansu. Wyzywali przy tym ratowników - dodaje rzeczniczka.
Akcja policji
Ostatecznie, napastnikom nie udało się wepchnąć roweru do wnętrza karetki, ale podczas "próby" uszkodzili jej karoserię.
- Wystraszona załoga zadzwoniła na policję. Funkcjonariusze pojawili się błyskawicznie - zapewnia Szymczykiewicz.
Wtedy okazało się, że sprawcy są nietrzeźwi.
- Zostali przetransportowani do pobliskiego komisariatu - wyjaśnia asp. sztab. Radosław Gwis z łódzkiej policji.
Czekając na zarzuty
Młodzi sprawcy zostaną przesłuchani, kiedy wytrzeźwieją.
- Za napaść na funkcjonariuszy publicznych polski kodeks przewiduje nawet do 10 lat więzienia - mówi Gwis.
Tyle tylko, że ratownicy są chronieni jak funkcjonariusze publiczni tylko wtedy, kiedy prowadzą czynności ratownicze.
Podczas przesłuchania funkcjonariusze będą chcieli się dowiedzieć, dlaczego napastnicy zdecydowali się na atak.
"Nie wiem, czym się naraziliśmy"
- To bardzo ryzykowna praca. Nie wiem, czym naraziliśmy się tym dwóm facetom - mówi przed kamerą TVN24 Adam Węgrewicz, lekarz z zaatakowanego zespołu.
Nasz rozmówca podkreśla, że bardzo często pracownicy pogotowia muszą mieć do czynienia z niebezpiecznymi osobami. Wielu jest pijanych lub pod wpływem narkotyków.
Dlatego też ratownicy medyczni chcą, żeby włączyć ich do puli zawodów funkcjonariuszy publicznych. Wtedy za każdy atak (niezależnie czy doszło do niego podczas ratowania życia czy nie) groziłoby do 10 lat więzienia. Oprócz tego prokuratura z urzędu wszczynałaby śledztwo.
- Nikt nie zdefiniował, kiedy zaczynamy, a kiedy kończymy czynności ratunkowe. Dlatego jesteśmy słabo chronioną grupą zawodową - tłumaczy Edyta Wciskło z polskiej rady ratowników medycznych.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź