Piotr był wyzywany, ścigany, a na koniec został uderzony w głowę i wpadł na przejeżdżający autobus. Zginął, bo zwrócił uwagę nieprawidłowo jadącemu kierowcy. Sąd skazał dziś na osiem lat więzienia Konrada B., który zadał - jak się później okazało - śmiertelny cios. Dwaj jego koledzy również mają trafić za kratki - na cztery i dwa lata.
Wyrok odczytany w czwartek w łódzkim sądzie okręgowym jest nieprawomocny. 26-letni Konrad B. został skazany na osiem lat więzienia za pobicie i nieumyślne spowodowanie śmierci 31-letniego rowerzysty.
Kara, którą wymierzył mu sąd, jest niższa niż ta, o którą wnosiła prokuratura. Śledczy oskarżyli go o zabójstwo z zamiarem ewentualnym i w mowie końcowej zażądali kary 15 lat pozbawienia wolności.
- Konrad B. nie widzi nic niewłaściwego w tym co się stało, żałował jedynie nieudzielenia pomocy. Kara ośmiu lat pozbawienia wolności ma uświadomić mu, że doprowadził do śmierci człowieka - argumentował Ryszard Lebioda, sędzia sądu okręgowego w Łodzi.
Za kratki ma również trafić Łukasz G., który tragicznego dnia razem z Konradem B. wybiegł z samochodu i próbował złapać jadącego 31-latka. Sąd uznał, że działał w porozumieniu z Konradem B. i również ponosi odpowiedzialność za nieumyślne spowodowanie śmierci 31-latka.
Najniższy wyrok dostał 20-letni Kamil K., który tragicznego dnia siedział za kierownicą. Zdaniem sądu ułatwił on wykonanie przestępstwa swoim kolegom. Ma on trafić do więzienia na dwa lata.
- Wina wszystkich oskarżonych jest oczywista. Społeczna szkodliwość ich czynu jest wysoka - podsumowywał sędzia.
Kara więzienia może być wykonana dopiero po uprawomocnieniu się wyroku. Konrad B. od grudnia 2014 roku przebywa w areszcie. Jego dwaj koledzy do tej pory odpowiadali z wolnej stopy. W najbliższym czasie do aresztu ma trafić również Łukasz G. Za kratkami ma być przez najbliższe sześć miesięcy.
Skazany będzie mógł wyjść na wolność po wpłaceniu 40 tys. złotych kaucji.
Śmierć w centrum miasta
Okoliczności tej tragedii, do której doszło w grudniu 2014 r., opisywaliśmy w zeszły weekend w magazynie TVN24. Piotr, 31-letni rowerzysta jechał rowerem do pracy. Tuż przed godz. 14 drogę zajechał mu 20-latek, który swoim samochodem zawracał w miejscu, w którym nie było to dozwolone.
Tak - dość niewinnie - zaczął się ciąg zdarzeń, który doprowadził do tragicznej śmierci rowerzysty.
Pomiędzy Piotrem a 20-letnim kierowcą samochodu osobowego doszło do wymiany zdań. Po chwili rowerzysta pojechał dalej.
Za kierownicą samochodu był 20-letni Kamil K. Mimo młodego wieku był już wcześniej karany. Tego dnia przyjechał po dwóch znajomych - Konrada B. (też był już wcześniej karany za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu) i Łukasza G. Wszyscy nie mieli pracy, utrzymywali się z prac dorywczych.
Tuż po incydencie z rowerzystą w samochodzie 20-latka byli już koledzy. We trzech ruszyli za 31-latkiem.
Prokuratorzy ustalili, że pomiędzy mężczyznami w samochodzie a rowerzystą doszło do ostrej wymiany zdań. Świadkowie opowiadali potem, że osoby z samochodu wykrzykiwały m.in.: "jeszcze cię dopadniemy".
Piotr skręcił na swoim rowerze w ulicę Nawrockiego - jedną z najbardziej ruchliwych w Pabianicach. Samochód osobowy go wyprzedził. 20-latek zaparkował auto, a jego dwaj koledzy czekali na Piotra przy krawędzi jezdni.
- Pierwszy stał 28-latek, który próbował złapać przejeżdżającego rowerzystę za ubranie, nie udało mu się. Wtedy podbiegł 25-latek, który zadał cios w głowę 31-latka - informowali w akcie oskarżenia śledczy.
Siła uderzenia była bardzo duża. Piotr wybił głową szybę przejeżdżającego z naprzeciwka autobusu. Obrażenia były na tyle rozległe, że zginął na miejscu.
"Liczył się z tym, że zabije"
Mężczyźni, którzy gonili rowerzystę, uciekli z miejsca zdarzenia. Dzień później na policję zgłosił się 20-letni kierowca samochodu. Niedługo potem na komendę w Pabianicach przyszli dwaj inni uczestnicy zdarzenia.
Prokuratorzy uznali, że 26-latek dopuścił się zbrodni zabójstwa.
- Zadając cios na ruchliwej ulicy, widząc przejeżdżający obok autobus godził się na to, że może doprowadzić do śmierci - tłumaczył Krzysztof Kopania tuż po tym, jak akt oskarżenia trafił do sądu.
Żaden z podejrzanych nie przyznał się w czasie procesu do winy. Podejrzany o zabójstwo tłumaczył, że "chciał tylko złapać rowerzystę" i nie zadawał żadnego ciosu. Jego 28-letni kolega też nie widział uderzenia, tylko "gwałtowny obrót kolegi o 90 stopni". Siedzący za kierownicą 20-latek mówił, że wykonywał polecenia kolegów i nie widział nawet, że uczestniczy w pogoni za rowerzystą.
- Całe zajście odbyło się w centrum Pabianic. Mieliśmy wielu świadków i to dzięki nim mogliśmy dokładnie odtworzyć to, co wydarzyło się 10 grudnia - zaznaczał prokurator.
"Mordo, trzymaj się"
Ponieważ zeznania oskarżonych różniły się od siebie i nie pasowały do zeznań świadków, w marcu zorganizowano w sercu Pabianic wizję lokalną. Każdy z podejrzanych swoją wersję przedstawiał osobno, żeby nie mogli ustalać wspólnej. Prokuratorskie działania spotkały się z dużym zaciekawieniem mieszkańców Pabianic. Tuż za policyjnymi taśmami wyodrębniającymi miejsce przeprowadzania wizji pojawiło się kilkaset osób. Wśród nich byli też znajomi podejrzanych, którzy wykrzykiwali m.in.: "mordo, trzymaj się".
Kiedy swoją wersją wydarzeń przedstawiał 25-latek podejrzany o zabójstwo, kilku jego znajomych weszło na odgrodzony teren - interweniować wtedy musiała policja.
Wizji przyglądali się też bliscy 31-letniego Piotra.
- To był bardzo dobry człowiek. Zginął za nic. Zabrali mi go - mówi tvn24.pl Ola, która cztery miesiące po dniu, w którym doszło do tragedii, miała zostać żoną 31-latka.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź