Do pożaru doszło po tym, jak gospodarz domu w Miejskiej Wsi pod Jezioranami próbował wymienić butlę gazową. Z płonącego budynku mieszkańców ratował listonosz, który akurat przyniósł list polecony. Pogorzelcy mają już zapewniony nowy dach nad głową, a Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej uruchomił dla nich zbiórkę.
O tym zdarzeniu i bohaterskiej postawie listonosza informowaliśmy na tvn24.pl w środę. Adam Krajewski, reporter TVN24, który zajął się sprawą, ustalił, że pogorzelcy mają już nowy dach nad głową.
- Zaproponowaliśmy im lokal w dobrym standardzie w innej miejscowości, ale rodzinie bardzo zależało, żeby pozostać w tej samej wsi. Udało się spełnić ich prośbę - mówi Danuta Szczygło, kierownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jezioranach.
Dodaje, że tuż po pożarze w MOPS ruszyła zbiórka na rzecz pogorzelców.
- Odzew był bardzo budujący. Napływały i wciąż napływają rzeczy osobiste, odzież, obuwie i meble - mówi Szczygło.
Ratował ich listonosz
Kapitan Adam Rybicki ze straży pożarnej w Olsztynie informuje, że płonący dom gasiło łącznie dziesięć jednostek straży.
- U 60-letniej kobiety stwierdzono oparzenia I stopnia dłoni, częściowo spalone włosy na głowie. U mężczyzny w wieku 63 lat stwierdzono poparzenie II stopnia obu dłoni, oparzenie I stopnia twarzy - wylicza kapitan Rybicki.
63-latek wciąż przebywa w szpitalu. Jasne jest , że gdyby nie to, że w momencie wybuchu pożaru w domu był listonosz, bilans zdarzenia byłby bardziej tragiczny.
- Wyszedłem z płonącego budynku i zorientowałem się, że w środku są przecież jeszcze ludzie. Wybiłem okno i wyciągnąłem syna tej pary. Potem, też przez okno, dotarłem do przerażonej gospodyni - relacjonuje Ireneusz Szymański, listonosz.
Pracownik Poczty Polskiej długo nie chciał spotkać się przed naszymi kamerami, bo - jak podkreślał - nie czuje się bohaterem. Inaczej na sprawę patrzą przełożeni, którzy w najbliższym czasie chcą go nagrodzić za postawę godną naśladowania.
Zniszczony dom
Do pożaru doszło 4 grudnia. Z relacji listonosza wynika, że przyszedł do domu w Miejskiej Wsi, żeby przekazać list polecony z urzędu gminy.
Na jego oczach gospodarz wymieniał butlę gazową.
- Coś nagle z tej butli zaczęło syczeć - opowiada Ireneusz Szymański.
Z jego relacji wynika, że spanikowany gospodarz krzątał się z nieszczelną butlą po kuchni, przy czym cały czas ulatniał się z niej gaz. Chwilę potem dom stanął w płomieniach.
- W pewnym momencie gospodarz skierował butlę w stronę kuchni kaflowej, w której się paliło. Błyskawicznie wybuchł pożar, płomienie zajęły całą kuchnię - opowiada listonosz.
Gospodarz próbował wynieść płonącą butlę, ale mu się nie udało. Mężczyzna uciekł na zewnątrz. Jego żona i listonosz zostali w środku - w osobnych pokojach. Ireneusz Szymański wybił okno i wyszedł na zewnątrz. Szybko jednak wrócił, kiedy zdał sobie sprawę, że bez jego pomocy może dojść do tragedii. Niedługo potem z płonącego gmachu pomógł wyjść 60-latce i jej 40-letniemu synowi.
Autor: bż/ks/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Straż Pożarna w Olsztynie