- Wiele bójek przeżyłem, ale żeby ktoś z zębami na mnie wyskoczył? To straszna nowość - mówi tvn24.pl pan Ireneusz, 50-latek z Łodzi, który podczas bójki stracił fragment nosa.
- Ugryzł mnie, po chwili wypluł to, co odgryzł - czubek mojego nosa... Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem - kręci głową pan Ireneusz.
Na razie ranę na twarzy łodzianina skrywa duży bandaż. Lekarze podkreślają, że życiu 50-latka nic nie zagraża. Niestety, przez wiele miesięcy mężczyzna będzie musiał żyć bez fragmentu nosa.
- Odgryziony fragment twarzy jest przechowywany w chłodniczych, hermetycznych warunkach. Niestety, jest najprawdopodobniej zbyt zniszczony, żeby go przyszyć - mówi Jacek Dudek, rzecznik szpitala im. Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi.
Oszpeconemu łodzianinowi może pomóc zabieg plastyczny. Na to trzeba będzie jednak poczekać. Pan Ireneusz musi przejść najpierw miesięczne leczenie.
"Musiałem coś robić"
Wszystko wydarzyło się w czwartek wieczorem, w centrum Łodzi. 50-latka w nos ugryzł 39-latek. Jak zapewnia pan Ireneusz, mężczyźni wcześniej się nie znali.
- Ofiara i napastnik zaczęli się kłócić w jednym z łódzkich lokali. Kiedy zostali wyproszeni na zewnątrz, doszło do bójki - wyjaśnia Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
39-latek podczas rozmowy z policjantami przedstawił swoją wersję wydarzeń. - Tego dnia byłem na piwie z koleżankami. W pewnym momencie podszedł do nas inny klient, żaląc się na głośne zachowanie mojej koleżanki. Twierdził, że przez nią przegrał grę na automatach - miał zeznać podejrzany.
Przyznał się, że podczas bójki ugryzł 50-latka. - Czemu to zrobiłem? Nie do końca pamiętam, ale chyba miałem skrępowane ręce, musiałem coś robić. Jak wyplułem część nosa, to już nas rozdzielili - miał stwierdzić. Mężczyzna podkreślił też, że podczas bójki z panem Ireneuszem doznał kontuzji nogi.
Prokurator prowadzący śledztwo uwzględnił policyjne zarzuty, które 39-latek usłyszał w sobotę. Obecnie jest on już oficjalnie podejrzany. Decyzja o ewentualnym aresztowaniu zapadnie dopiero po czwartkowym przesłuchaniu.
- Mężczyzna jest podejrzany o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci trwałego, istotnego zeszpecenia pokrzywdzonego - tłumaczy Kopania. - Miał być przesłuchany przez prokuraturę, ale jego brat przyniósł zaświadczenie lekarskie. Termin został przesunięty na czwartek - dodaje.
"Czemu to trwało tak długo?"
Pozbawiony części nosa pan Ireneusz ma żal nie tylko do swojego oprawcy, ale też do służb medycznych. Jak twierdzi, feralnej nocy trafił najpierw do szpitala im. WAM. Stamtąd przewieziono go do szpitala im. Barlickiego, żeby zobaczył go chirurg plastyk. Na miejscu miało się okazać, że takiego specjalisty akurat nie ma na dyżurze, więc pan Ireneusz wrócił do szpitala im. WAM. - To trwało tak długo, że w końcu sobie poszedłem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że przerzucano mnie z miejsca na miejsce - denerwuje się 50-latek.
Część nosa wciąż znajduje się w szpitalu. Jeżeli faktycznie nie będzie mogła zostać przyszyta panu Ireneuszowi, to zostanie zutylizowana. - Niewykluczone jednak, że śledczy będą chcieli zabezpieczyć odgryziony fragment nosa. Wtedy przekażemy ją prokuraturze - kwituje Jacek Dudek, rzecznik szpitala im. WAM.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/r / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź