Na jeden punkt szczepień tygodniowo będzie przysługiwać 30 dawek szczepionek. Taka informacja w poniedziałek dotarła do przedstawicieli przychodni, w których szczepienia mają się odbywać. - To brzmi jak żart. Resort zdrowia wymagał przecież, żeby każdy punkt szczepień mógł w tygodniu zaszczepić 180 osób. Teoria była sześć razy bardziej optymistyczna niż praktyka – komentuje dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej.
W poniedziałek - przez internet - odbyły się spotkania przedstawicieli resortu zdrowia z koordynatorami ds. szczepień, czyli pracownikami przychodni, w których mają odbywać się szczepienia przeciwko COVID-19.
- W szkoleniu on-line udział brali też przedstawiciele wydziału zdrowia naszego magistratu. Usłyszeli oni wtedy, że na poszczególne punkty w tygodniu mogą dostawać od 30 do 60 dawek szczepionki – mówi tvn24.pl Adam Wieczorek, wiceprezydent Łodzi odpowiedzialny za zdrowie i edukację.
We wtorek - jak przekazuje wieceprezydent Wieczorek - obowiązywał już tylko ten gorszy z wariantów.
- W tym tempie zaszczepienie dorosłych mieszkańców Łodzi potrwa około trzech lat – podsumowuje samorządowiec.
Wąskie gardło
Podobne informacje spłynęły też do przedstawicieli innych przychodni w Polsce.
- Limit w tej chwili to 30 dawek w tygodniu. Jeszcze jakiś czas temu mówiono o 90, ale podobno nowy limit wynika z małej liczby szczepionek, które trafiają do kraju – mówi TVN24 przedstawicielka jednej z przychodni w Stargardzie.
O takim samym limicie słyszał też dr Ireneusz Szymczyk z przychodni w Katowicach. W rozmowie z tvn24.pl przekonuje jednak, że nie jest to bardzo zła wiadomość.
- Przychodnie małe i średnie, taka jak moja, i tak będą miały pełne ręce roboty. Każde szczepienie musi być poprzedzone zakwalifikowaniem osoby do szczepienia przez lekarza. Należy też wypełnić niezbędne dokumenty, zaangażować pielęgniarkę, która wykonuje szczepienie – wylicza dr Szymczyk.
Szacuje, że na podanie jednej dawki trzeba liczyć około 15 minut. W godzinę zatem można "obsłużyć" cztery osoby.
- Proszę pamiętać, że szczepienia w olbrzymiej większości odbywają się w punktach Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Dziennie udzielamy teleporad i przyjmujemy około stu osób. Do tego wszystkiego musimy dodać obowiązki związane ze szczepieniem – wskazuje rozmówca tvn24.pl.
Skąd limity?
We wtorek chcieliśmy dowiedzieć się od resortu zdrowia tego, czy limity szczepionek są oficjalnie przyjęte, a jeżeli tak – to na jakim poziomie. Niestety biuro komunikacji Ministerstwa Zdrowia odesłało nas w tej sprawie do Agencji Rezerw Materiałowych.
Rzecznik ARM Krzysztof Bielak w rozmowie telefonicznej z nami poinformował, że nie ma wiedzy o limitach szczepionek, które mogłyby trafiać do punktów szczepień. Wskazał, że obecnie jest ponad pół tysiąca miejsc, do których trafiają szczepionki – chodzi o miejsca, gdzie szczepieni są medycy.
- Agencja Rezerw Materiałowych nie narzuca maksymalnej ilości dawek, na którą można złożyć zamówienie. Każdy punkt szczepień zamawia szczepionki zgodnie ze swoim zapotrzebowaniem – informuje Bielak.
Limity, o których mówią nam przedstawiciele poszczególnych punktów szczepień korelują z liczbą szczepionek, które co tydzień otrzymuje Polska. Z danych resortu zdrowia wynika, że co tydzień trafia ich do kraju ponad 300 tysięcy (4 stycznia było to 387 570 dawek, a 11 stycznia – 354 510 dawek). Jednocześnie NFZ na swojej stronie informuje, że w tzw. Narodowym Programie Szczepień weźmie udział blisko sześć tysięcy punktów.
- Do tego wszystkiego trzeba dodać jeszcze blisko 600 szpitali węzłowych, gdzie szczepienie grupy zero (czyli m.in. kadry medycznej – red.) potrwa co najmniej sześć tygodni – dodaje dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej (do niego też dotarły informacje o górnym limicie w wysokości 30 dawek na tydzień).
Kiedy podzielimy wszystkie szczepionki, które w największej dostawie dotarły do Polski (387 570 na 6600 odbiorców) otrzymamy, że na każdy z nich powinno wystarczyć około 60 dawek. W praktyce jest ich jednak o połowę mniej.
- Tworzymy rezerwę, która jest niezbędna. Połowę wszystkich dawek zachowujemy na okoliczność przerwy w dostawach. Musimy pamiętać, że podanie jednej dawki nie gwarantuje odporności, potrzebne jest drugie szczepienie, które ma nastąpić po około trzech tygodniach. Musimy mieć pewność, że do nich dojdzie – informuje nas Krzysztof Bielak, rzecznik Agencji Rezerw Materiałowych.
Kwestia przepustowości
Ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej, dr Paweł Grzesiowski przypomina, że resort zdrowia przed wszystkimi przychodniami ubiegającymi się o możliwość podawania szczepionki na COVID-19 stawiał szereg warunków. Jednym z nich było to, żeby każdy z punktów zadeklarował możliwość szczepienia co najmniej 180 osób tygodniowo.
- To wszystko brzmi jak nieśmieszny żart. Punkty szczepień będą wyrabiały tygodniową normę w kilka godzin. Rozumiem, że szczepionek jest, ile jest. Może chodziło o to, żeby jasno pokazać, że przepustowość systemu opieki zdrowia wielokrotnie przekracza możliwości producentów. Pytanie tylko, po co robić "pokazówkę" kosztem punktów, które niepotrzebnie szykowały się na akcję sprawnego zaszczepiania Polaków – komentuje ekspert.
Jego zdaniem, Polska przyjęła zbyt zachowawczą politykę co do liczby szczepionek odkładanych w ramach rezerw.
- Jestem przekonany, że rezerwa na poziomie trzydziestu procent by wystarczyła. Produkcja szczepionek jest absolutnym priorytetem na całym świecie. Trudno się spodziewać, żeby przerwy w dostawach mogły nastąpić w sposób tak nagły, żeby rezerwy na poziomie połowy wszystkich dawek okazały się potrzebne – kończy.
***
Jak poinformował we wtorkowy wieczór szef kancelarii premiera Michał Dworczyk, do dzisiaj w Polsce zaszczepiono ponad 300 tysięcy osób. Łącznie do kraju trafiło ponad milion dawek szczepionki, z czego 456 tysięcy zostało dostarczonych do szpitali węzłowych.
Źródło: TVN24 Łódź