- Chcieliśmy zrobić mu przyjemność na koniec wakacji – mówi ojciec 10-letniego Krystiana. Chłopiec spadł z sześciu metrów w parku linowym w Uniejowie. Prokuratura wyjaśnia dlaczego.
Krystian dobrze znał trasę parku linowego. Dzień wcześniej, razem z rodzicami, już tędy przechodził. Spodobało mu się na tyle, że rodzina pojawiła się tutaj znowu. Dziesięciolatek szedł pierwszy, za nim był jego ojciec – Karol.
- Syn był o jedną przeszkodę przede mną. Tak jak doradziła nam obsługa – opowiada.
W pewnym momencie Krystian dotarł do belki, którą musiał złapać rękoma i tak dojechać do kolejnej przeszkody.
- Nie wiem dlaczego, ale zatrzymałem się w połowie drogi. I wisiałem tak na tej belce – mówi Krystian.
Wszystko działo się około sześciu metrów nad ziemią. Kiedy chłopiec trzymał się na rękach, pracownicy parku linowego zaczęli się organizować, żeby mu pomóc. Zagrożenia – teoretycznie – nie było. Chłopiec miał na sobie uprząż, która była przypięta do liny asekuracyjnej.
- Do tego parku się wybraliśmy między innymi dlatego, że to miało być jedno z najbezpieczniejszych miejsc. Tłumaczono nam, że klienci, przechodząc przez kolejne przeszkody, nie muszą przepinać lin asekuracyjnych i są cały czas zabezpieczeni. A dla nas bezpieczeństwo było najważniejsze – mówi ojciec Krystiana.
Upadek
W pewnym momencie Krystianowi zabrakło sił.
- Puściłem belkę. Nie do końca pamiętam, co się stało – mówi chłopiec.
Pojedynczy karabińczyk, który łączył linę asekuracyjną z uprzężą pozostał na linie. Krystian spadł. Nie stracił przytomności. Pamięta ból. Niedługo potem w parku linowym lądował już śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który przetransportował chłopca na lądowisko w pobliżu szpitala im. Kopernika w Łodzi.
- Stamtąd został przewieziony do nas – mówi Adam Czerwiński, rzecznik Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Lekarze stwierdzili, że chłopiec ma złamane obie ręce. Na skutek upadku doszło też do pęknięcia wątroby. Krew wyciekała do miednicy.
- Usłyszeliśmy, że życie Krystiana jest zagrożone. Podpisaliśmy zgodę na operację – opowiada ojciec.
Na szczęście rodzice usłyszeli, że najgorsze już za nim. Stan dziesięciolatka szybko się poprawia.
- W znieczuleniu została mu złożona jedna ręka. W przyszłym tygodniu będzie to konieczne w przypadku drugiej kończyny – tłumaczy Karol Tomczyk.
Lekarze stwierdzili, że wątroba Krystiana może się zregenerować bez przeprowadzania inwazyjnej operacji.
- Na razie syn musi leżeć do niedzieli. Co będzie dalej? Zobaczymy – mówi ojciec.
Kto zawinił?
Krystian opowiada, że czuje się już lepiej. Wiadomo jednak, że przed nim wiele tygodni hospitalizacji.
- Szkoda, bo lubię chodzić do szkoły – mówi.
Jego ojciec podkreśla, że trasa parku linowego w pewnym momencie przebiega nad rzeką Wartą.
- Co by było, jakby syn tam wpadł? Wolę nie myśleć – spuszcza głowę.
Nie wie, czy do dramatu syna przyczynił się błąd ludzki, czy też awaria sprzętu. Tak czy inaczej, ma duże wyrzuty sumienia, że zabrał dziecko do parku linowego.
Okoliczności wypadku są badane pod nadzorem prokuratury.
- Zabezpieczyliśmy wszystkie elementy uprzęży. Zgromadziliśmy też wszelką dokumentację, która pozwoli nam dokładnie przeanalizować okoliczności wypadku – mówi Jolanta Szkilnik z Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.
Tłumaczy, że śledczy będą sprawdzać, czy w tym konkretnym przypadku doszło do przestępstwa. A jeżeli tak, to kto je popełnił.
- Trwa postępowanie przygotowawcze. Późniejsze śledztwo będzie dotyczyło nieumyślnego narażenia zdrowia lub życia dziecka. Jest zbyt wcześnie, żeby mówić o tym, czy i kto usłyszy zarzuty w tej sprawie – mówi prokurator.
- Doszło do nieszczęśliwego wypadku. Trzeba wyjaśnić dlaczego. Współpracujemy w tym zakresie z prokuraturą - mówi Maciej Łuczak, właściciel parku.
Dodaje, że wszystkie urządzenia i sprzęt używany przez klientów przeszły w kwietniu "gruntowny przegląd".
- Nie zostały wtedy wykazane żadne nieprawidłowości - zaznacza.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź