- Dwie skrzynki jabłek dla państwa - powiedział sołtys i wyładował towar pod domem. Zapłaty nie chciał, bo owoce są za darmo. W podobny sposób w tym roku rozdano około 300 tys. ton jabłek, które z powodu rosyjskiego embarga nie trafiły na eksport. - Nie chcemy żeby się marnowały - tłumaczy rzecznik Agencji Rynku Rolnego.
Do gminy Daszyna (woj. łódzkie) przyjechały 4 tiry wypełnione jabłkami. Łącznie 78 ton.
- To trzecia transza owoców, które mamy rozdać - tłumaczy Mariusz Gralewski, sekretarz gminy.
Jabłka rozdzielono na sołectwa. Za dystrybucję odpowiadają sołtysi.
- Wcześniej owoce można było odbierać w wyznaczonych punktach, ale dochodziło do kłótni i przepychanek. Każdy chciał brać, skoro za darmo - tłumaczy nasz rozmówca i dodaje, że system oparty na sołtysach ma "zapewnić spokój" przy rozdawaniu.
I tak w gminie Daszyna sołtysi załadowali skrzynki z owocami na taczki i ruszyli w teren.
- Liczba owoców zależy od tego, jak dużo osób mieszka w gospodarstwie – dodaje Gralewski.
W całym kraju jest to zresztą duża akcja logistyczna. W tym roku rozdanych ma być łącznie prawie 300 tys. ton jabłek, które zostały kupione przez Agencje Rynku Rolnego w ramach „nadzwyczajnych środków wsparcia dla producentów niektórych owoców i warzyw”. Obecnie trwa czwarta transza (nie wszystkie gminy uczestniczą w każdej akcji).
- Kupujemy owoce od sadowników, którzy z powodu rosyjskiego embarga nie mieliby szans na sprzedanie swoich plonów - tłumaczy Iwona Ciechan z ARR.
Jabłka (nie) dla wszystkich
- Dziwne to trochę. Sołtys zostawia owoce i idzie. A nikt nie tłumaczy, czy te jabłka są dobrej jakości. Nikt nie mówi, skąd są i dlaczego się je rozdaje - mówią nam nieco zdezorientowani, dopiero co obdarowani mieszkańcy.
Agencja Rynku Rolnego odpowiada, że owoce są w sam raz do jedzenia i niczym nie ustępują tym, które można kupić na targu czy w sklepie. W sam raz do ciasta, przetworów czy do spożycia na surowo.
- Owoce trafiają też do szkół, w ramach akcji zdrowego żywienia dzieci - tłumaczy sekretarz gminy Daszyna.
Warto podkreślić, że nie wszyscy Polacy mogą liczyć na darmowe jabłka. Jak tłumaczy nam ARR, nie ma klucza, według którego owoce miałyby trafiać do wszystkich sołectw. To, gdzie one trafią, zależy w znacznej mierze od aktywności samych sadowników.
Do mieszkańców gminy Daszyna owoce trafiły, bo działa tutaj Płomyk - Fundacja Na Rzecz Rozwoju Ziemi Witońskiej, która skontaktowała się z lokalnymi samorządowcami.
- W gestii producenta owoców i warzyw jest znalezienie organizacji charytatywnej lub innej jednostki uprawnionej do otrzymywania nieprzeznaczonych do sprzedaży owoców i warzyw. Zarówno organizacja charytatywna jak i inna jednostka muszą posiadać wpis do rejestru prowadzonego przez prezesa ARR - tłumaczy Iwona Ciechan.
Proces przekazywania owoców wygląda więc następująco: sadownicy szukają organizacji charytatywnej, a ta raportuje ARR o ilości przekazanych owoców. Agencja rozlicza się z producentami a organizacja charytatywna kontaktuje się z wybranymi przez siebie samorządami (albo np. kościołem), które mają rozdać jabłka.
Co drugi owoc za darmo?
Ryszard Kaźmierczak, były członek zarządu Związku Sadowników RP wylicza, że roczne zapotrzebowanie na jabłka w Polsce wynosi ok. 600 tys. ton.
- W tym roku połowę zapewnia akcja rozdawnictwa. Efekt jest taki, że ceny jabłek będą spadać. Klient przyzwyczajony do darmowych dostaw mniej skłonny jest płacić - wyjaśnia nasz rozmówca.
On, podobnie jak inni znajomi sadownicy poszukują więc "rynków alternatywnych".
- Owoce muszą znowu być eksportowane na dużą skalę. Niektórzy już sprzedają je do Wietnamu, Filipin, Kanady czy Tajlandii - podkreśla Kaźmierczak.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź