Sąd w Skierniewicach utrzymał decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie nieumyślnego spowodowania śmieci 2,5-letniej Dominiki. Dziewczynka trafiła do szpitala po 7 godzinach zgłoszenia na pogotowie, wcześniej nie chciał do niej przyjechać lekarz z nocnej pomocy medycznej.
Sąd przychylił się do decyzji prokuratury, która umorzyła śledztwo w sprawie śmierci dziewczynki.
- Zebrany w tej sprawie materiał dowodowy nie dał podstaw do przedstawienia komukolwiek zarzutów – podkreśla Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Zażalenie na tę decyzję złożył pełnomocnik rodziny dziecka. Dotyczyło ono dwóch głównych wątków. Pierwszy dotyczył narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez dyspozytora WSRM, który odmówił wyjazdu karetki. Drugi dotyczył lekarza punktu nocnej i świątecznej pomocy medycznej w Skierniewicach, który wcześniej odmówił przyjazdu do dziecka.
- Rozpatrujący zażalenie Sąd Rejonowy w Skierniewicach utrzymał we wtorek w mocy decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa. Uznał, że prawidłowo zebrano w tej sprawie dowody i prawidłowo je oceniono - informuje Kopania.
Decyzja sądu o umorzeniu śledztwa jest prawomocna.
7 godzin czekania
W lutym ub.r. 2,5-letnia Dominika trafiła w stanie krytycznym do szpitala im. Konopnickiej przy ul. Spornej w Łodzi; karetka pogotowia do dziecka przyjechała dopiero za drugim razem. Wcześniej przyjazdu odmówił lekarz nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej ze Skierniewic. Dziecko trafiło do szpitala dopiero po ponad 7 godzinach od pierwszego zgłoszenia na pogotowie i lekarzom nie udało się go uratować.
Prokuratorskie śledztwo
Śledczy przesłuchali w tej sprawie kilkadziesiąt osób, w tym ratowników, dyspozytorów i kierownictwo Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi, lekarzy i personel szpitala im. Konopnickiej, a także lekarzy i pielęgniarki oraz właścicieli spółki, która w Skierniewicach świadczyła wówczas nocną i świąteczną pomoc. Przesłuchano też rodziców dziecka oraz personel i kierownictwo szpitala w Skierniewicach, gdzie dziewczynka była wcześniej leczona.
Prokuratura zabezpieczyła dokumentację medyczną dotyczącą leczenia dziewczynki, nie tylko krytycznej nocy, ale także wcześniej stwierdzonych dolegliwości i pobytów w szpitalu. Wśród dowodów były m.in. nagrania rozmów prowadzonych przez matkę dziecka z WSRM w Łodzi.
Bez zarzutów
Kopania podkreśla, że w ocenie powołanych przez prokuraturę biegłych nie można bowiem jednoznacznie postawić tezy, że gdyby pomoc nastąpiła szybciej i dziewczynka kilka godzin wcześniej trafiłaby do szpitala, dałoby się uratować jej życie.
Śledczy analizowali również sprawę odpowiedzialności karnej lekarza punktu nocnej i świątecznej pomocy medycznej, z którym matka dziecka kontaktowała się krytycznej nocy, a który odmówił przyjazdu do dziecka. Uznali, że "brak jest danych uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa". W tym przypadku - według prokuratury - są znaczne rozbieżności w relacjach matki i lekarza, co do zakresu informacji, jakie krytycznej nocy kobieta miała przekazać lekarzowi podczas rozmowy telefonicznej.
Matka twierdziła, że opisała wtedy stan dziecka jako krytyczny i podała, że dziecko ma temperaturę 42 stopnie. Lekarz temu zaprzeczał i inaczej opisywał przebieg rozmowy. Zdaniem śledczych nie było dostatecznych podstaw, by lekarzowi przedstawić zarzuty.
Nie dopatrzyli się też oni nieprawidłowości w działaniu służb medycznych w klinice przy ul. Spornej, gdzie ostatecznie trafiło dziecko.
Zmiany po dramacie
Łódzki NFZ po tej tragedii rozwiązał umowę z placówką świadczącą nocną i świąteczną pomoc medyczną w Skierniewicach. Według Funduszu kontrola placówki wykazała "rażące nieprawidłowości", stanowiące zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentów. Ustalono m.in., że krytycznego dnia zamiast - jak przewidywał kontrakt z NFZ - trzech lekarzy, dyżurował w niej tylko jeden.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24